SERGIO GALINDO - El Bordo [recenzja #66]
Pocztówka z meksykańskiej prowincji.
***
OCENA:
Kolejny raz mam przyjemność gościć
Sergio Galindo na Milczeniu Liter.
Ten niedoceniany i całkowicie
zapomniany w Polsce meksykański pisarz potrafi pisać. Posiadł dar angażowania
czytelnika w swoje historie, chociaż nie są one wcale ani porywające, ani
przełomowe, ani specjalnie oryginalne. Jak słusznie ocenia wydawca:
(…) powieść tę możemy śmiało polecić czytelnikowi nie szukającemu skomplikowanych, zawiłych rozważań psychologicznych, arcysubtelnej analizy charakterów, czy też modnych we współczesnej prozie „udziwnień” stylu narracji. Jest to raczej po prostu dobra lektura rozrywkowa, utrzymana przy tym na poziomie na tyle wysokim, by mogła i bardziej wymagającemu czytelnikowi dostarczyć sporo satysfakcji.
Fabuła to banał nad banałami:
Do wiejskiej posiadłości w meksykańskiej
Jalapie przybywa pochodzący z tych stron Hugo, wraz ze świeżo upieczoną żoną
Esterą. Hugo jest wspaniały, namiętny, ale dużo pije i łatwo wpada w gniew. Dla
Estery Jalapa to inny świat: obce miejsce, obcy ludzie, których dopiero zacznie
poznawać. Obawia się, jak zostanie przyjęta, czy odnajdzie się w nowym
środowisku. Na przybycie młodożeńców czekają niecierpliwie mieszkańcy rezydencji:
brat Hugo, Gabriel, ich matka Dona Teresa oraz jej siostra, ciotka Joaquina.
Jest też piękna żona Gabriela, Lorenza oraz ich kilkuletni syn Eusebio.
Estera poznaje jalapskie (?) zwyczaje,
oswaja się z domownikami i wkrótce zaczyna się orientować w panujących
relacjach. Ku jej zaskoczeniu, stosunki Hugo z Joaqiną są bardzo napięte. Ich
codziennie kłótnie psują dobry nastrój domowników. Atmosfera gęstnieje z dnia
na dzień, tragedia wisi w powietrzu… A w tle dobrze nam znane rodzinne niesnaski,
ukryte pragnienia i marzenia.
Zdaje sobie sprawę, że brzmi to
jak streszczenie przeciętnej ekwadorskiej telenoweli. Mimo to, całkiem dobrze
się bawiłem .
Jalapa. Pięknie tu! (źródło: www.travelagewest.com) |
Z Jalapą sąsiaduje tytułowe El
Bordo. Mieścinka okryta mgłą… Praktycznie niewidoczna, ale obecna w myślach i
rozmowach mieszkańców Jalapy. Odczytuję ją jako symbol ludzkich dziwactw…
kryjących się na wyciągnięcie ręki w nas samych, ale często niewidocznych na co
dzień. Dopiero w odpowiednich warunkach cechy te wypełzają z nas, niczym nikomu
niepotrzebna, tłusta gąsienica. Tak właśnie było z Hugo: Jalapa to jego
miejsce, i właśnie tam, wśród rodziny i najbliższych, jego wewnętrzne El Bordo wyłaziło
na wierzch, zmieniając go nie do poznania. Na to Estera nie była przygotowana.
El Bordo nie ma w sobie frenetycznej pasji dusznego, roztańczonego Meksykańskiego karnawału, ani tym
bardziej ulotnej magii Grzybojada
(recenzja TUTAJ).
Jest tym, czym jest: całkowicie
przewidywalną, choć niepozbawioną uroku pocztówką z meksykańskiej prowincji.
A ja lubię książki o kobietach, które wprowadzają się do domu męża i poznają jego rodzinę oraz rodzinne tajemnice, więc z chęcią przeczytałabym tę książkę. Na tym zdjęciu Jalapa rzeczywiście jest bardzo piękna. :)
OdpowiedzUsuńSkoro lubisz takie książki, a jeszcze Jalapa Ci się podoba - nie ma innej opcji, powinnaś się udać na randkę z Sergio Galindo :)
Usuń