WILLIAM PETER BLATTY - Egzorcysta [recenzja #65]
Horror zły do szpiku kości.
***
OCENA:
Jak można prowadzić bloga, pisać
o powieściach grozy, nie czytając wcześniej Egzorcysty?
Postawiłem sobie te pytanie i natychmiast się zawstydziłem. Postanowiłem czym
prędzej nadrobić haniebne zaległości.
Okazało się, ze książka leży na mojej półce od kilku lat i w milczeniu czeka na swoja kolej. Milczenie liter, nie ma co.
Główną bohaterką jest popularna
aktorka, Chris MacNeil, prywatnie matka 12-letniej Regan. Pewnego dnia Regan
zaczyna się dziwnie zachowywać. Zmieniają się jej rysy twarzy, głos, słownictwo... Zachowanie staje się ordynarne i kompletnie nieprzewidywalne. To właśnie wtedy rozpoczyna się koszmar
rodziny MacNeil. Chris biega po lekarzach, szuka racjonalnego wytłumaczenia,
którego rzecz jasna nie znajduje. Tu muszę przerwać, by nie zdradzić zbyt wiele, choć części fabuły można się bez problemu domyślić.
Egzorcysta jest znakomiecie skonstruowanym horrorem. Są tu wątki, które można było rozwinąć, ba, które spodziewałem
się, że zostaną rozwinięte. Na przykład wątek medium, Mary Jo, którą Chris
poznaje na przyjęciu w swoim domu. Blatty tylko jednak delikatnie zarysowuje kontury tego wątku,
a potem go porzuca. Zwodzi czytelnika. Nie będzie chyba spojlerem gdy zdradzę, że
jeden z bohaterów książki, jezuita, ojciec Karras, jest wysportowanym,
przystojnym mężczyzną. Gdy trafia do domu, gdzie mieszkają aż 3 dorosłe
kobiety, domyślamy się, co będzie dalej. Tym bardziej, że Karras przeżywa
akurat kryzys wiary. Ale nie: autor znowu zaskakuje. Nie chce wchodzić w utarte
klisze i hollywoodzkie tandety. Nie podaje na tacy rozwiązań do wszystkich
tajemnic. Jestem mu za to niezmiernie wdzięczny.
Zamknął za sobą drzwi, przezwyciężając obrzydzenie. Niemal od razu wzrok jego przykuła leżąca na łóżku postać, która kiedyś była dziewczynką. Stworzenie spoczywało wyprostowane z głową opartą wysoko na poduszce. Szeroko rozwarte, wytrzeszczone oczy obserwowały go z szaleńczą przebiegłością i niezwykłą inteligencją, były w nich także zaciekawienie i złość. Osadzone były w twarzy przemienionej w przerażającą, trupią maskę wykrzywioną grymasem nienawiści.
Blatty świetnie poradził sobie z
naszkicowaniem postaci. To ludzie z krwi i kości, mający swoje charaktery.
Chris, chociaż wygląda jak aniołek, potrafi wpaść w gniew i postawić na swoim.
O problemach Karrasa już wspominałem. Małżeństwo w średnim wieku zajmujące się
prowadzeniem domu aktorki: Karl i Willie (szczególnie ten pierwszy) też mają
swoje tajemnice. Porucznik William Kinderman z Wydziału Kryminalnego – udający
ofermę bystry gliniarz, z którym nikt nie chce iść do kina (mamy więc i element
humorystyczny, choć dobrze zakamuflowany). Burke Dennings – człowiek filmu, o
złotym sercu. Tyle, że przeklina jak czwartoligowy piłkarz.
To akurat nie jest czwartoligowy piłkarz, a sam William Peter Blatty we własnej osobie. (źródło: domena publiczna) |
To nie są zero-jedynkowi
bohaterowie, kartonowe wydmuszki, które w każdej sytuacji zachowają się tak
samo. Wprost przeciwnie, mamy do czynienia z żywymi charakterami, których
reakcji nie da się do końca przewidzieć.
Zakończenie – może nie jakieś absolutnie
zaskakujące, ale trzyma poziom. Ostatni akapit – znowu niedopowiedzenie. Pięknie
gra Blatty na emocjach i wyobraźni czytelnika. Od razu widać, że studiował
filologię i literaturę angielską. Potrafi przykuć uwagę bardziej niż strona internetowa PGG, a klimat powieści jest niesamowity.
Dzieło Blatty'ego to jedna z
najlepszych powieści grozy, jakie kiedykolwiek czytałem. Obecność zła jest
niemalże namacalna. Połykając po zmroku kolejne stronice, na przemian
odczuwałem niepokój i drżałem ze strachu.
Kadr z filmu "Egzorcysta", 1973 rok. Film podobno równie świetny, co książka. (źródło: Filmweb.pl) |
I jeszcze jedno: Egzorcysta jest zły do szpiku kości.
Plugastwo czai się za rogiem, a występek i niegodziwość wyzierają z każdego
rozdziału. Trudno się otrząsnąć po lekturze.
Współautorka polskiego przekładu,
Dagmara Chojnacka, też się bała:
Pamiętam, jak strasznie się bałam, kiedy kończyłam przepisywać na maszynie manuskrypt naszego z Jankiem Kałużą pierwszego przekładu „Egzorcysty”. Minęło prawie czterdzieści lat, a ja pracując teraz nad nową, poszerzoną wersją, bałam się jeszcze bardziej… To jest naprawdę horror wszech czasów!
Doprawdy, maszynopis Egzorcysty powinien zostać złożony w Sèvres jako wzorzec powieści
grozy. Wyśmienity horror, klasyk pełną gębą.
Nie czytałam ani książki ani nie widziałam wersji filmowej.
OdpowiedzUsuńDobrze wiedzieć, że nie byłem sam. Film wciąż przede mną, spodziewam się czegoś równie dobrego.
Usuń