DAVID GRANN - Sprawa Wagera [recenzja #148]

 


Idealna książka na urlop.

***


📕 WYDAWNICTWO: WAB
🕒 ROK WYDANIA: 2024
📖 ILOŚĆ STRON:  386


                    OCENA:                      

               
 

Postanowiłem zabrać się za jedną z najbardziej popularnych książek 2024 roku.

O czym opowiada Sprawa Wagera, autorstwa amerykańskiego pisarza i dziennikarza, Davida Granna? Zdradza to po części podtytuł: Opowieść o katastrofie, buncie i morderstwie.

Jest to historia, która wydarzyła się naprawdę, żadna tam morska fikcja. Wrzesień 1740, wojna hiszpańsko-brytyjska. Brytyjczycy wysyłają eskadrę sześciu okrętów (jednym z nich był tytułowy „Wager”) z tajną misją wyśledzenia i przechwycenia hiszpańskiego galeonu wypełnionego złotem. W tym celu należało przepłynąć Atlantyk, dotrzeć do Ameryki Południowej i pokonać owiany złą sławą przylądek Horn, postrach wszystkich wilków morskich.

Podróż trwa długo, a kapitanowie statków mierzyć się musieli ze sztormami, śmiertelnymi chorobami, a później także buntami i głodem. Nie chcę spojlerować, ale w sumie zrobił to już w dużej mierze blurb z tyłu okładki. Większość ludzi umiera, a statki rozbijają się u wybrzeży Patagonii. Rozbitkowie robią wszystko, by ocaleć, choć los rzucił ich na niegościnną, niemal pozbawioną pożywienia wysepkę. 

Głód, gniew, obawa przed śmiercią powodują bunt i rozłam grupy. Obie frakcje próbują wydostać się z wyspy. 

W 1742 roku do wybrzeży Brazylii dociera prymitywna łódź z trzydziestoma wycieńczonymi mężczyznami na pokładzie. Gdy okazuje się, że to rozbitkowie ze statku HMS Wager, zostają powitani jak bohaterowie. Jednak sześć miesięcy później do wybrzeża Chile dociera garstka jeszcze bardziej wykończonych i wychudłych marynarzy. Opowiadają zupełnie inną historię: ci, którzy dopłynęli do Brazylii, nie są bohaterami. To buntownicy. Rozpoczyna się gra, której stawką będzie życie. Uznani za winnych mogą zostać powieszeni.

Gdy zbierał się sąd, miałem obawy, że właśnie rozpoczyna się najnudniejsza część książki. Nic bardziej mylnego: sądowo-biurokratyczne gierki, próby zyskania przychylności opinii publicznej i dziennikarskie przekręty stanowią godne zwieńczenie tej nieprawdopodobnej historii, która trzyma w napięciu do ostatniej litery. Znając losy załogi, ich motywacje i zachowania, z jeszcze większym zainteresowaniem obserwowałem, jak osądzi ich historia.

"The Wreck of <The Wager>", okładka relacji z wyprawy z 1768 roku, autorstwa Johna Byrona.
(źródło: domena publiczna)

Łatwo ferować wyroki; sam łapałem się na tym, że głośno krytykowałem co poniektórych gagatków, siedząc na wygodnej kanapie. Oni umierali z głodu, ich ciała toczony były przez choroby i robactwo, a serce pozbawione nadziei, że kiedykolwiek powrócą do cywilizacji. To sytuacje ekstremalne, w których się najprawdopodobniej nigdy nie znajdziemy. Niech to, co się w takich okolicznościach dzieje z człowiekiem, będzie dla nas nauką i przestrogą.

To kolejne potwierdzenie banalnej prawdy, że najlepsze historie pisze samo życie. Łatwo o tym zapomnieć w trakcie lektury. HMS Wager istniał naprawdę!

Grannowi udało się zachować obiektywizm. Skupia się na faktach, pokazując motywacje i obawy każdej ze stron, zostawiając czytelnikowi przestrzeń na wyrobienie własnej opinii, co w historii Wagera jest wręcz niezbędne. Grann mówi o tym już w pierwszym, kapitalnym zdaniu książki:

Jedynym bezstronnym świadkiem było słońce.

Autor nie stara się szokować na siłę – jeśli doszło do morderstwa (a doszło) – wspomina o tym, ale nie tapla się w krwawych historiach tylko dla samego efektu. Podobnie z kanibalizmem. W środku nie znajdziemy ani jednego przekleństwa. Co nie znaczy, że David Grann jest poczciwym harcerzem. Wprost przeciwnie – zajął się przecież krwawą, miejscami obrzydliwą, szokującą historią, w której panoszą się choroby, śmierć i głód. Grann je opisuje, ale nie delektuje się nimi. 

Obraz Charlesa Brookingsa z 1744 roku, przedstawiający pomiatanego przez wodny żywioł Wagera.
(źródło: domena publiczna, Wikipedia)

Jednak z niektórymi rzeczami sobie nie poradził. Kuleje umiejętność prowadzenia akcji, budowania napięcia i kulminacji. Grann cierpi też na typowy syndrom badacza – wtrąca czasem zupełnie niepotrzebne opisy tylko dlatego, że na ich poparcie udało mu się znaleźć materiały źródłowe. Niektóre momenty przeciąga, innym razem kilka tygodni wyprawy kwituje jednym zdaniem. 

Z ciekawostek warto wspomnieć o postaci Johna Byrona – midszypmena na „Wagerze”. Zbieżność nazwisk nieprzypadkowa: John Byron nie tylko ocalał, ale pośrednio przysłużył się światu postacią słynnego Lorda George’a Byrona, którego był dziadkiem. 

Sprawa Wagera to kapitalnie udokumentowana książka. Czterdzieści stron przypisów, informacja o źródłach, wytłumaczenie skrótów, mini-słowniczek pojęć i ona: Jej Wysokość Bibliografia, wyszczególniona drobnym drukiem na czternastu (!) stronach, do tego oczywiście źródła ilustracji oraz porządnie zredagowany indeks. 

Podziwiam skrupulatność Davida Granna.
(źródło: www.paramountplus.com)

O nacisku, jaki Grann położył na wierne odwzorowanie tej zawiłej historii najlepiej świadczy fakt, że choć cała publikacja liczy sobie 386 stron, sama historia to raptem 290 stron. Pozostałych sto to wspomniany powyżej zapis tytanicznej pracy, jaka wykonał autor. To musi robić wrażenie, a na każdym, kto kiedyś pracował z materiałami źródłowymi, nawet podwójne.

Co najbardziej zadziwiające, ten okryty złą sławą okręt nadal płynął. Krwawiąc wodą, parł przez Zatokę Strapień – bez masztu, bez steru, bez kapitana na pokładzie. Członkowie załogi w duchu zagrzewali go do boju. Jego los był ich losem i z podziwem patrzyli, jak walczy ze wszystkich sił, dumny, odważny, szlachetny. W końcu Wager uderzył w skupisko skał i zaczął pękać.

Każdemu buntownikowi założono na głowę worek, a na szyję pętlę. Krótko przed południem, po wystrzale z pistoletu, kilku członków załogi zaczęło ciągnąć za liny, unosząc buntowników wysoko nad powierzchnię morza. Stryczki zacisnęły się na ich szyjach. Mężczyźni z trudem łapali powietrze, a ich nogi i ręce trzęsły się, dopóki się nie udusili. Ciała kołysały się później na wietrze przez dwie godziny.

Mimo pewnych niedociągnięć, Sprawa Wagera wciąga niczym morski wir, a świadomość prawdziwości opisanych wydarzeń ściska jak imadło. A wszystko w przytłaczającej otoczce przypisów i odniesień.

Będzie to podróż bardziej słona, niż wszystkie oceany świata. Piasek będzie zgrzytać między zębami wraz z nieznośnym przeczuciem, że będąc na miejscu rozbitków z Wagera, wcale nie zachowalibyśmy się lepiej.


Komentarze

Copyright © MILCZENIE LITER