JULES BARBEY D'AUREVILLY - Diable sprawy [recenzja #142]
Kiedyś szokująca, dziś ciekawostka.
***
OCENA:
W 1874 roku w Paryżu po raz pierwszy opublikowano Diable sprawy (Les Diaboliques), po czym ich autor, Jules Barbey d'Aurevilly, natychmiast stał się persona non grata, a książkę obwołano zagrożeniem dla moralności publicznej. Za d'Aurevillym ciągnęła się reputacja jedynego w swoim rodzaju ekscentryka. Legendarny nimb otaczający Barbeya cieszył go i pompował jego, i tak całkiem spore, ego. To szokowanie na pokaz, prężenie muskułów do zdjęcia. Jestem pewien, że ten francuski dandys - gdyby tak przywrócić go do życia w 2024 roku - czułby się jak ryba w wodzie w mediach społecznościowych.
Skandalista!
Deprawator!
Satanista!
Hulaka!
Bawidamek!
Obrazoburca!
Prowokator!
Nie będę odpalać słownika synonimów, ale można by tak jeszcze długo ciągnąć.
Jako, że czasy zmieniają się szybciej niż trenerzy Legii Warszawa, 50 lat temu okrzyki wzniesiono by co najwyżej szeptem, zaś współczesny czytelnik, bombardowany przez media skandalami różnej maści , nie wzruszy nawet ramionami. Co najwyżej z politowaniem pokiwa głową. Bo czy zbulwersuje kogoś urojona ciąża 13-latki, lub małomiasteczkowy substytut lubieżnej wampirzycy?
Jak krótka jest droga od pozerskiego dekadenta do rubasznego gawędziarza.
Bo co jak co, ale snucie opowieści wychodzi d'Aurevilly'emu świetnie.
![]() |
Oto sprawca całego zamieszania: Jules Barbey d'Aurevilly we własnej osobie. (źródło: domena publiczna) |
Diaboliki to sześć opowiadań, w tym znana z wielu kompilacji Tajemnica pewnej partii wista.
Karmazynowa zasłona to podróż dwóch dżentelmenów w dyliżansie, wśród których sława lokalnej socjety: awanturnik, dyplomata i bawidamek, hrabia de Brassard. I - tu ciekawostka - de Brassard "pił jak Polak". Widocznie już w XIX wieku nasz naród cieszył się pijacką renomą. Hrabia wspomina młodzieńczą miłość z czasów, gdy stacjonował jako młody żołnierz w jednym z niewielkich miasteczek. Obiektem jego uczucia była pewna blada dziewczyna, która nigdy się nie uśmiechała i uparcie ignorowała de Brassarda. Jakież było jego zdziwienie, gdy pewnego wieczoru dziewczyna, pełna lubieżnej żądzy, rzuciła się na niego… Mieszkała w niewielkiej mieścinie, w mieszkanku z karmazynową zasłoną.
![]() |
Ilustracja Feliciena Ropsa do "Karmazynowej zasłony" (źródło: www.zbiory.mnk.pl, fot. Karol Kowalik) |
Tymczasem dyliżans zatrzymał się, trzeba było naprawić popsute koło. Gdy hrabia wyjrzał na zewnątrz, zdziwił się ogromnie. Dziwnym zbiegiem okoliczności, przebywali właśnie w TYM miasteczku, a na oknie wciąż wisiała karmazynowa zasłona…
Najpiękniejsza miłość Don Juana to skryta fantazja wielu mężczyzn: tytułowy Don Juan zostaje zaproszony na kolację wydaną wspólnymi siłami przez wszystkie jego kochanki. Spółka z o.o. Gdy zapadł wieczór, a strumienie alkoholu krążyły już we krwi, kobiety wymusiły od Don Juana opowieść o jego najpiękniejszej miłości. Każda z nich liczyła, że będzie główną bohaterką. Próżne nadzieje!
![]() |
Ilustracja Feliciena Ropsa do "Najpiękniejszej miłości Don Juana" (źródło: www.zbiory.mnk.pl, fot. Karol Kowalik) |
Szczęście w zbrodni --> typowy szkatułkowy zabieg, czyli narrator opisuje relację innej osoby. Poznajemy losy intrygującej panny de Savigny, mistrzyni szabli, która z sobie tylko znanych powodów zawsze ukrywała twarz pod chustką. Prowadziła lekcje szermierki dla chętnych, często wybierała się na samotne konne przejażdżki, ale poza tym rzadko wychodziła z domu. Nie wiązała się z mężczyznami. Pewnego dnia zniknęła bez śladu…
D'Aurevilly naprawdę potrafił pisać. Patrzcie na to:
Kiedy ściągnięty popręgiem brzuch jego konia pił błoto z kiepskich dróg, miał czas, by zobojętnieć na inne błota życia. (…) Gardził człowiekiem tak samo spokojnie, jak brał szczyptę tabaki, a nawet znajdował tyle przyjemności w jednym co w drugim.
Obiad Ateuszy to drugie już opowiadanie, którego centralnym punktem jest wieczorne biesiadowanie. Grupa tytułowych ateuszy i bluźnierców spotyka się co tydzień na wystawnych wieczerzach u starego Mesnilgranda , gdzie prześcigają się w opowiadaniu obrazoburczych historyjek. W końcu głos zabiera syn gospodarza, kapitan Mesnilgrand. Wojna w Hiszpanii, rok 1808, tajemniczy major Ydow przywozi do obozu kochankę imieniem Rosalba. Swą dwoistą naturą (naturalny wdzięk i wstydliwość za dnia, perwersyjna rozwiązłość w nocy) rozkochuje w sobie wielu oficerów i wkrótce staje się kochanką połowy pułku. Gdyby się dało, flirtowałaby także z armatą. Zachodzi w ciążę, a na wieść o tym, że nie jest ojcem, Ydow się wścieka. Wówczas dochodzi do najbardziej chyba kontrowersyjnej sceny w całej książce, która nawet dzisiaj może szokować. Rozwścieczony Ydow okłada swą kochanicę sercem jej dziecka, świeżo wyciągniętym z urny. Rosalba nie pozostaje mu dłużna, a zabalsamowane serce fruwa z jednego kąta pokoju do drugiego. To jest ten moment, kiedy scena z bulwersującej przekształca się w komiczną. Na tym zresztą nie koniec, bo Ydow postanowił zapieczętować "grzeszne miejsce" Rosalby gorącym woskiem…
![]() |
Niektóre ilustracje są naprawdę wyśmienite. Ich autorem był Jerzy Czerniawski. (fot. Milczenie Liter) |
Wieńcząca niniejszy zbiór Zemsta kobiety to przeciętna historia pewnej hiszpańskiej księżnej, która postanowiła zemścić się na swoim małżonku za zabicie jej kochanka (!). W jaki sposób?
Trzeba go było ugodzić i ukrzyżować w jego pysze, zbezcześcić nazwisko, z którego był tak dumny. Przysięgłam sobie, że to nazwisko zanurzę w najohydniejszym błocie, że uczynię z niego hańbę, plugastwo, ekskrement! I dlatego stałam się tym, czym jestem - dziewką publiczną, dziewką de Sierra Leone, którą zaczepił pan dziś wieczór!
D'Aurevilly puszy się niczym paw, przedstawia się jako "chrześcijańskiego moralizatora", zapewnia, że wszystkie opisane historie wydarzyły się naprawdę, po czym puszcza oko do czytelnika uprzedzając, że jego książka jest niczym więcej jak lekturą na jeden raz.
Swoją drogą, zachowaniem przypomina nieco swego krajana Théophile Gautiera (jego Stopę mumii wydaną w tej samej serii Państwowego Instytutu Wydawniczego recenzowałem TUTAJ) , który jednak mniej szokował, a bardziej bawił. Gdybym musiał wybrać… byłaby to początkowo wyrównana walka, z wyraźnym wskazaniem na Gautiera na finiszu.
Pierwsze polskie wydanie Barbeya, wtedy jeszcze pod tytułem "Plemię djabła". Rok 1922. (źródło: www.allegro.pl) |
Po co w ogóle Barbey napisał Diable sprawy? (nie podoba polskie tłumaczenie tytułu!). Jak sam tłumaczy w przedmowie, jego zamiarem było stworzenie galerii demonicznych, diabelskich kobiet, zanim powstanie w społeczeństwie ich odpowiednik i przeciwieństwo - bo "wszystkie rzeczy są podwójne". Jeśli taki miał cel - osiągnął go. W zalewie feministycznych książek, w których bohaterami są niedołężni, nudni, okrutni mężczyźni, odwrotny zabieg zdaje się być powiewem świeżości w tych czasach, pełnych obrzydliwej politycznej poprawności.
Co ciekawe, we wspomnianej już przedmowie autor obiecuje kolejnych sześć historii, które zamknęłyby cykl, na podobieństwo dwunastu grzechów. Kończy zwodniczo:
Po "Diablich sprawach" - "Sprawy anielskie"… jeśli znajdzie się błękit dość czysty. Ale czy jest gdzie taki?
Temat wymaga dalszych badań, pobieżne przeczesanie zasobów internetowych nie przyniosło rozwiązania tej zagadki.
![]() |
Spis treści. (fot. Milczenie Liter) |
Trudno dziś traktować Diable sprawy z naukową powagą i literacką ekscytacją, jest to bardziej nieszkodliwa ciekawostka, relikt zamierzchłych czasów - choć sprawnie napisany. Wartością dodaną są ilustracje oraz przedmowa Jerzego Parviego, w której przyznał się, iż za arcydzieło uważa inną książkę d'Aurevillego - Zaczarowaną. Nie muszę chyba dodawać, że Zaczarowana od razu wylądowała na mojej liście życzeń.
Barbey d'Aurevilly będzie bezużyteczny podczas wielkich mrozów: nie ogrzeje ogniem piekielnym, nie rozpali w piecu swymi szokującymi pomysłami, ale być może zaczerwieni kilka czytelniczych lic płomyczkiem lubieżnych występków.
Niewiadome ustokrotnia doznanie tego, co się wie. Czyżbym się mylił? Ale wyobrażam sobie, że piekło oglądane przez małe okienko powinno być bardziej przerażające niż wówczas, gdy można ogarnąć je całe jednym spojrzeniem.
Tu akurat nasz drogi konfabulant ma 100% racji!
Komentarze
Prześlij komentarz
Jeśli recenzja lub książka wzbudziła w Tobie jakiekolwiek emocje - nie wahaj się, SKOMENTUJ :)