RUMENA BUŽAROVSKA - Mój pan mąż [recenzja #133]
Mężczyźni są źli i basta.
***
OCENA:
Nie wiem, co mężczyźni zrobili Rumenie Bužarovskiej, że uczyniła ich negatywnymi bohaterami wszystkich swoich opowiadań, ale musiało to być coś okropnego. Podejrzewam łaskotanie po łokciach, grzebanie w pępku podczas snu, tudzież naśmiewanie się w towarzystwie z jej odrostów.
Fakt faktem: nasz nędzny, odpychający, męski ród z jakiegoś powodu zalazł za skórę macedońskiej pisarce.
Praktycznie każda historia zawiera wątek kobiety cierpiącej przez mężczyznę. Raz jeden wydawało mi się, że to kobieta zawiniła – podekscytowany swym odkryciem, aż podskoczyłem wówczas na krześle – okazało się jednak, że za pozornym złem kobiety stało faktyczne zło mężczyzny. Co za parszywy los.
Podsumowując: w opowiadaniach zawartych w tym zbiorku, mężczyźni zdradzają na potęgę, zwalają winę na kobiety, unikają odpowiedzialności, nie potrafią się przyznać do błędu, uwielbiają być w centrum uwagi, są egoistyczni, i, co chyba boli autorkę najbardziej, bo taki motyw powtarza się kilka razy – nie potrafią krytycznie ocenić swoich pasji. Goran z Mój mąż, poeta pisze przeciętne wiersze, ale nie zdaje sobie z tego sprawy. Obrzydził poezję swojej partnerce, oczekując cytowania własnej twórczości podczas intymnych zbliżeń, czy kłótni.
Kolejny ancymon to mąż-ginekolog, który w wolnych chwilach maluje obrazy (Nektar).
Obrazy mojego męża są skrajnie amatorskie. Kolory rozmazane, matowe, depresyjne. Za każdym razem, kiedy popełnia błąd, pokrywa to nową warstwą farby, wskutek czego jego obrazy przypominają wielkie, przytłaczające wymiociny – nierealny, obfity, przeżuty posiłek, który wrócił tam, skąd przyszedł.
Sympatycznie.
Z kolei w Pustym gnieździe mamy sytuację odwrotną: oto żona-artystka, kreatywna, od zawsze chciała malować. Tym razem jednak narracja opowiadania nie sugeruje, że mamy do czynienia z bohomazami. Wprost przeciwnie – bohaterka musiała odłożyć malowanie i rzeźbiarstwo, by zająć się dziećmi, a jej sztuka nigdy nie doczekała się należnego uznania i poklasku.
Niektóre bohaterki są przedstawione negatywnie (choć nie aż tak bardzo, jak mężczyźni). Podstępnie szpiegują, obmawiają za plecami, bezmyślnie ulegają, a nawet – skandal! – nie kochają własnych dzieci.
Abstrahując od tej całej płciowej wojenki, której osobiście nie znoszę, muszę przyznać, że opowiadania Bužarovskiej są naprawdę dobrze napisane. Zaskakująco dobrze, jak na stosunkowo nieznaną 40-letnią pisarkę z kraju o niewielkiej literackiej renomie.
Pani Rumena wypatrzyła kolejną męską niegodziwość po swojej lewicy. (źródło: www.litradio.net) |
Opowiadania te uderzają celnie; autorka przedarła się z maczetą przez gąszcz oskarżeń, uprzedzeń, marzeń, obaw i nawyków, z których utkana jest każda międzyludzka relacja, i jest bliska dotarcia do sedna sprawy. Mimo relatywnie młodego wieku, wiele widzi, a jej wiwisekcja życia rodzinnego i małżeńskiego zaskakuje celnością.
W kilku momentach jest wręcz wyśmienicie. Na wyżyny Bužarovska wspięła się w Genach, które uważam za najlepsze opowiadanie w całym zbiorze. To historia pewnej macedońskiej rodziny: małżeństwo oraz ich syn, Neno. Neno nie był typowym dzieckiem. Zachowywał się dziwnie, dużo milczał, kradł.
Od kiedy zamknęliśmy go w klozecie, Neno zrobił się jeszcze bardziej tajemniczy i wycofany. Już jako małe dziecko robił nietypowe wrażenie – było w nim coś niepokojącego. Kiedyś w jego spojrzeniu skierowanym do mnie zobaczyłam zamiast miłości – pustkę, a nawet cień złośliwości.
Rodzice starają się go wychować na porządnego człowieka, ale nie potrafią trafić do Nena. Jego ojciec, Genczo, każdy zły uczynek Nena tłumaczy złymi genami, które miał odziedziczyć po dziadku (oczywiście tym ze strony żony). Sytuacja komplikuje się, gdy na świat przychodzi braciszek Nena – Bożydar, a matka Gencza umiera…
Geny świetnie pokazują, jak nieraz dobre chęci nie wystarczają do osiągnięcia sukcesu i jak trudnym zadaniem jest wychowanie dziecka. Na szczęście daleko temu do mdłej, dydaktycznej historyjki, a wszystko dzięki talentowi Bužarovskiej. Dialogi małżonków nasyciła wiarygodną psychologią i kipiącymi pod powierzchnią pretensjami, zaś sam Neno to jedna z bardziej niepokojących dziecięcych postaci, jakie napotkałem w ostatnim czasie.
Tak, to jest spis treści. (fot. Milczenie Liter) |
Proza Rumeny Bužarovskiej dysponuje piekielnie ostrym ostrzem krytyki, jest złośliwa i wredna. To kawał obiecującej, niedoskonałej jeszcze literatury. Do poprawy szczególnie końcówki niektórych opowiadań. Uwaga, wyjątkowo zdradzę teraz zakończenie jednego z nich (nic wielkiego, także spojler dla ubogich). Kto nie chce wiedzieć, niech przeskoczy do następnego akapitu.
- Rymy nie są poprawne – powiedziałam cynicznie. – Wybacz, że cię rozczarowałam.
- Ależ skąd. Nie jestem rozczarowany – stwierdził. – Spodziewałem się, że to będzie jakieś sranie.
I koniec. Pozostając w fekalnej terminologii autorki – jest to typowe zakończenie z dupy. Nie lubię takich. Czasem miałem wrażenie, że Bužarovska nie ma pomysłu na to, jak spuentować opowiadanie. Są tutaj zakończenia mocne, otwarte (Cudzołożnik, Ojciec – nie każdemu się spodoba, bo zahacza o jeden z tematów tabu XXI wieku), są świetne i wzruszające (Zupa), ale są też takie, których równie dobrze mogłoby nie być (Nektar, Człowiek z nawykami).
Opowiadania Bužarovskiej są konkretne, dużo w nich dialogów. Autorka nie znosi wodolejstwa i uważa marnowanie czasu czytelnika za brak szacunku. Język bywa rubaszny, pojawiają się „rzygi”, „sranie” i inne ludzkie wydzieliny. Żony zdzielają niewiernych mężów łopatami w łeb, dzieci są bite przez własnych rodziców, a przystojni kochankowie puszczają bąki podczas intymnych zbliżeń. Jeśli ktoś oczekuje romantycznych opisów i wygładzonych zdań spod znaku tulipanów i fiołków, to trafił pod zły adres.
W jednym z wywiadów* Bužarovska tłumaczy to w taki sposób:
Kobiety pozostają swoistym „misterium”, językiem kobiet nie mówi się w tradycyjnym światowym kanonie literackim. I to jest powód, że nie interesuje mnie literatura pełna mdłych, idealnych postaci. Chcę w prozie brutalności, chcę niedoskonałych czy wręcz groteskowych postaci. Dlatego piszę tak, a nie inaczej.
Z tych wszystkich rzeczy najbardziej przeraża mnie jedna: całe zło dzieje się u Bužarovskiej nie w mrocznych zamkach, czy opuszczonych wiktoriańskich posiadłościach, lecz w zwyczajnych domach. Obserwujemy codzienne, życiowe potyczki zwyczajnych rodzin, które – to najciekawsze – rozmawiają ze sobą. A przynajmniej próbują. Mimo tych prób dialogu, najbliżsi sobie ludzie nie potrafią się porozumieć, ani szczerze wyrazić swoich emocji. To jak taniec w smole, gdzie obie strony, mimo groteskowych prób, nie potrafią się poruszyć. Znamy to z autopsji, prawda?
Zdecydowanie warto dać szansę macedońskiej pisarce. Tym bardziej, że książka jest wizualnym smakołykiem.
Okładka wydania francuskiego z 2022 roku. Nie wiem, czy takie były wytyczne autorki, czy polska okładka inspirowała się tą francuską, w każdym razie podobają mi się obie. (źródło: www.gallimard.fr) |
Uwagę zwraca intrygująca ilustracja na okładce autorstwa Gosi Herby. Kobieta przytula na niej mężczyznę (lub odwrotnie), ale na jej twarzy nie widać radości. Zerka w stronę czytelnika, zdając się mówić: ty mnie zrozumiesz. Przecież wiesz, jak to jest. A mężczyzna? Widać tylko fragment jego twarzy. Być może całuje swą ukochaną, może szepcze do ucha czułe słówka, ale kto wie – może, zachłanny niczym Drakula, właśnie wbija jej zęby w szyję?
Mój pan mąż jest częścią ciekawego cyklu Biura Literackiego, nazwanego - jak dla mnie zbyt szumnie - nowym europejskim kanonem literackim. Wszystkie książki z serii mają zbliżoną szatę graficzną, dzięki czemu świetnie będą się prezentować na półce.
Na jednym ze zdjęć Luka wyglądał wręcz groteskowo. Miał szeroko otwarte usta, śmiał się, widać było dwa krzywe przednie ząbki, z dużą przerwą między nimi, i wysunięty język. Nos miał szeroki, nozdrza jak pieczary, a jego oczy były wpół przymknięte, jak u jakiegoś żartownisia. Klaskał rączkami z radości.
- Wygląda jak hipopotam – powiedziałam do mojego męża, on zaś powstrzymał się od jakiejkolwiek reakcji i zmienił zdjęcie.
* Wywiad do przeczytania TUTAJ.
Poczytaj na stronach macedońskich, co ona ma do powiedzenia w publicystyce, a nie beletrystyce - to wariatka, rasowy czub, na polskiej scenie nawet nie widzę żadnej feministki, która w szaleństwie mogłaby być porównana do Bužarovskiej.
OdpowiedzUsuńChętnie - zapowiada się grubo. Jakiś konkretny link?
UsuńPublikowała felietony w jednej macedońskiej i jednej serbskiej gazecie, wiele też wnosi jej profil facebookowy. Bužarovska przez jakiś czas mieszkała w USA i wróciła stamtąd z pełnym lewicowym (by nie rzec, że lewackim) bingo: walka z rasizmem, klasizmem, islamofobią, homofobią, transfobią. Feministka czwartej fali (bo III fala się kończy, te feministki, które w niej utknęły, dziś określa się mianem TERFów).
UsuńBužarovska nawołuje do izolowania "transfobów", a transfobami są np. ci, którym nie podoba się, że na Olimpiadzie w walkach bokserskich uczestniczyli faceci udający kobiety. Nagonka na te "kobiety" była zorganizowana przez faszystę Trumpa i idiotę Muska budującego faszosferę, którzy powielali rosyjskie fakenewsy. Wojna na Ukrainie jest wynikiem toksycznego maczyzmu i patriarchatu (nie ma innych przyczyn, żadnej geopolityki, żadnej demografii - Nabiullina pilnująca ruskiej kasy to pewnie też przedstawicielka patriarchatu i maczyzmu). Ubolewa, że oszukują ją postępowe (niby) organizacje, którymi zarządzają "biali mężczyźni" (bo, jak wiadomo, w Macedonii roi się od Murzynów, których nieliczna garstka białych odsuwa od stanowisk - to moja ironia, nie jej :D). Dzień Matki istnieje dlatego, że to jedyne za co patriarchat ceni kobiety. Ludzie sprzeciwiający się zalewaniu Europy przez imigrantów to "naziści".
Kiedy w Macedonii zabito dziewczynę ogłosiła, że wierzący patrioci ceniący wartości rodzinne mordują dzieci (ktoś jej zwrócił uwagę, że zgadza się tylko to, że zabójca był mężczyzną i Macedończykiem, inny spytał czy chciałaby takiej generalizacji np. o środowisku LGBT).
Jeszcze więcej wnosi lektura felietonów (nie jej, ale jej koleżanek) z portalu meduza.mk. Np. stamtąd dowiedziałem się, że jestem winny przemocy wobec kobiet, bo nie reaguję. Tak, wszyscy mężczyźni są winni - nie musisz sam stosować przemocy, żeby być jej winnym. Ba, nawet jeśli reagujesz, to i tak jesteś winny, bo one z zasady przyjmują, że mężczyźni nie reagują.