CLEMENS J. SETZ - Pociecha rzeczy okrągłych [recenzja #134]

 


Dobre i dziwne jednocześnie. Nie wiem, co bardziej.

***


📕 WYDAWNICTWO: Filtry
🕒 ROK WYDANIA: 2024
📖 ILOŚĆ STRON:  386


                    OCENA:                      

               
 


Niektórzy zadowalają się sukcesem na jednym rynku. Clemens J. Setz nie: zdobył szturmem od razu trzy, stając się z miejsca gwiazdą literatury austriackiej, współczesnej i dziwnej.

Przyznaję, że dałem się ponieść szumowi wokół jedynego zbioru opowiadań Setza, który ukazał się w polskim przekładzie. Rozpoczynając lekturę byłem naprawdę podekscytowany. Stan ten utrzymywał się aż do ostatniej strony.

Pierwsze, co mnie uderzyło, to bogactwo środków, których używa autor, aby zaangażować czytelnika . Są to różnorakie zabiegi: W Kvaløyi unika opisywania postaci Ora. Wiemy, że podróżuje po Norwegii ze swoją opiekunką, a może i matką, nie wiemy jednak kim (lub czym) jest Or. Jej dzieckiem? A może inwalidą? Przybyszem z innego świata? Setz nie podaje jasnych wskazówek; pisze w taki sposób, by dać pożywkę wyobraźni i zmusić czytelnika do wyobrażenia sobie własnego Ora.


W Starym domu utrzymuje napięcie na nieznośnie wysokim poziomie. Akcja tego opowiadania jest tak zwyczajna, i tak niepokojąca zarazem, że zdaje się iż wystarczy byle pretekst, brzęczenie muchy czy klaśnięcie w dłonie, by doszło do kulminacji. 

Oto Peter Ulrichsdorfer odnajduje po latach dom, w którym wychowywał się za młodu. Chciał obejrzeć, jak bardzo zmienił się budynek i jego otoczenie. Oczywiście, mieszkają już w nim obcy mu ludzie. Wpuszczają Ulrichsdorfera i pozwalają mu się rozejrzeć. Wcześniej mieszkała tu stara pani Zuser, czy pamięta? Nie. A stare pianino? Już ty było, gdy się wprowadzili. Też nie pamięta. Pokazują nawet album ze zdjęciami…

Po co cała ta maskarada? Czy za nieco wylewną uprzejmością gospodarzy kryje się coś więcej? – to tylko niektóre z pytań, które przelatywały mi przez głowę. Czy Ulrichsdorfer jest tym, za kogo się podaje? Pewna, choć niewielka, wskazówka pojawia się po przeanalizowaniu strony 34 i 38. Ha! Ciekawe, prawda?

W Spamie Setz nagina język poza językowe konwenanse, dostosowując go do antygramatyki spamowych maili. Któż z nas nie otrzymał nigdy kuszącej oferty od pewnego nigeryjskiego księcia?   

Lazaret Południowy, opowiadanie otwierające tom, bez żadnych ceregieli atakuje surrealizmem. Główny bohater wraca do domu by odkryć, że w czasie jego nieobecności, żona przekształciła mieszkanie w lazaret; w pokojach tłoczą się chorzy, a wszędzie unosi się cierpki, intensywny smród…

Clemens J. Setz rzadko się uśmiecha na parkowych ławkach.
(źródło: www.wydawnictwofiltry.pl)

To rzeczy zauważalne, wyczuwalne i w jakimś stopniu oczywiste. Jednak Setz poukrywał też pomniejsze tropy i wskazówki, które dostrzegą tylko uważni czytelnicy. Na przykład, Pani Triegler – bohaterka opowiadania o takim samym tytule – wspomniana jest także w Zdjęciu klasowym

Bohaterów Czarodzieja – matkę i jej niepełnosprawnego syna – nazwał, pewnie nieprzypadkowo,  Annamaria i Mario. 

Bohaterem Dzielonego nieszczęścia jest niejaki Michael Zweigl, cierpiący na poważne schorzenie psychiczne: paraliżujący strach, strach przed ludźmi, przed nowym dniem, przed wyjściem z domu. Moja teoria jest taka, że nazwisko głównego bohatera to nawiązanie do wybitnego pisarza Stefana Zweiga. Jednym z najbardziej cenionych jego dzieł jest nowelka pod tytułem Strach. No i Zweig, podobnie jak Setz, był Austriakiem.

Dzielone nieszczęście należy do najprzedniejszych momentów tomu. 

- Wyobraź sobie, że niechcący zapadasz się na ulicy w świeży beton, okay? Tkwisz w nim po szyję i materia dookoła ciebie twardnieje, twoje płuca nie są już w stanie się rozszerzać. A ludzie przystają dookoła ciebie i jakimiś broszurami wachlują w twoją stronę trochę powietrza: masz, przyda ci się, ledwo zipiesz.

W taki sposób Zweigl próbował wyjaśnić swoim nastoletnim, niezainteresowanych jego losem synom, jak się czuje. Na próżno podejmował od czasu do czasu takie desperackie próby, napotykał na mur niezrozumienia. Za każdym razem, gdy się otwierał – co kosztowało go wiele – czuł, jak zwiększa się mur niechęci i pogardy u jego własnych dzieci. To przejmujące, symboliczne opowiadanie. 

Adam Lipszyc w posłowiu zwraca uwagę na dwoistość i duplikacje, które są jednym z idée fixe Setza. Zweigl ma dwóch synów (jeden ma na imię jak ojciec); przechodzący mutację syn mówi równocześnie dwoma głosami, a gdy przykłada twarz do lustra, do spółki ze swoim odbiciem wyglądają jak syjamscy bracia zrośnięci głowami. Te rozdwojenie symbolizuje pewnie dualizm Zweigla, jego napady paniki vs momenty, w których zachowuje się jak „normalny” ojciec.

Pani Triegler to kolejny popis austriackiego pisarza. Nauczycielka bierze pod opiekę jednego z uczniów, okłamując go, że jego matka miała wypadek. Nie pozwala mu zadzwonić do mamy, bierze pod swój dach i traktuje, zdawałoby się, jak syna. Szybko jednak wyczujemy niepokojący aspekt tej relacji i kierunek, w jakim ona zmierza…

... udało mi się znaleźć zdjęcie z uśmiechem, ale za to bez ławki. Osoby niemieckojęzyczne mogą posłuchać kilku odcinków podcastu Setza i dziennikarki Barbary Zeman (oboje na zdjęciu), gdzie opowiadają o niepokojących książkach, które zaprzątają im głowę.
(źródło: www.literaturhaus-wien.at)

Setz generuje wstrząsy, sejsmografy szaleją, i wprawdzie spodziewamy się, co nastąpi, ale… koniec końców ziemia się nie trzęsie. Nie dochodzi do kulminacji, ponieważ autor w ostatnim momencie wyłącza swoja maszynerię, pozostawiając czytelnika z uczuciem niedosytu i buzująca wyobraźnią.

Muszę wyróżnić też opowiadanie pt. Kot mieszka w niebie Lalande’a. Jest naprawdę niesamowite. Kolejny raz Setz sięga po zaskakujący pomysł. Na szczęście, choć tematyka duplikacji jest mu bliska, własnych pomysłów nie duplikuje.

To jedyne w swoim rodzaju opowiadanie dokumentalne, naprawdę rewelacyjna robota.

Bohater-narrator przypadkiem trafia do antykwariatu, gdzie nabywa niepozorny album ze zdjęciami francuskimi z czasów I wojny swiatowej. Na rewersie jednej z nich widniał tekst: "malarz Be. Conradi w kwietniu 1917".

Reszta opowiadania to zapis śledztwa narratora, który, zaintrygowany tajemniczym Conradim, wpada w obsesję na jego punkcie i stawia sobie za punkt honoru odtworzenie jego losów. Conradi to malarz dręczony tajemniczymi wizjami i lękami. Panicznie bał się przedmiotów, które przypominały inne przedmioty, witał się ze starymi kominami i kościołami (np. maleńkie kropelki powstałe po uderzeniu większej kropli o powierzchnię zdawały się mu się widmem pająka). Prześladowały go niektóre obrazy:

(…) To jak z kaczkami po dokonaniu odkrycia, że ich dzioby przypominają głowy lisów czy psów. Dziurki w nosie to oczy, czarna plamka na czubku to pysk. I kiedy raz się to zobaczy, nie sposób o tym zapomnieć.

Koniec końców, zamknięto go w szpitalu psychiatrycznym. I znów ten nieprzyjemny dreszcz, gdy czytamy, że Conradi, posuwając się od gwiazdy do gwiazdy, potrafił dostrzec na niebie przedziwny układ konstelacji, który możnaby interpretować jako materializację Zła. 

Ten nieokrzesany chłopak pokazał mu straszną interpretację gwiazd i teraz on nie może już, skarżył się Conradi doktorowi Gehweyerowi, nie potrafi o niej zapomnieć! Ten widok prześladuje go od lat. Nocne gwiaździste niebo na wieki już uważa za skalane i zeszpecone!

Aby zapewnić czytelnikowi pełną imersję, autor ubogacił opowiadanie quasi-archiwalnymi zdjęciami malarza Conradiego, jego dzieł i albumu z wojennymi fotografiami, od którego zaczęła się cała historia.

Czy Conradi istniał naprawdę, czy autor/narrator faktycznie prowadził śledztwo, które tak skrupulatnie opisał? Ja wiem. Ale nie powiem. 

Pociecha rzeczy okrągłych zawiera jeszcze wiele innych interesujących opowiadań, ale te żadne (może poza wulgarnym FOKA FOKA FOKA) nie dorównuje tym wspomnianym powyżej. Najkrótsze z nich to jednostronicowe miniaturki.

Okładka wydania niemieckojęzycznego.
(źródło: domena publiczna)

***

Niesamowita jest ta zdolność austriackiego pisarza do tworzenia niepokojących sytuacji i nieznośnego stanu napięcia z najzwyklejszych sytuacji i rozmów. Nawet najbardziej przewidywalna rozmowa pod słońcem, która musi pójść gładko (na przykład ojciec przychodzący do nauczycielki po zdjęcie klasowe swego dziecka), u niego nie idzie. Setz nawet w pozornej gładkości dostrzeże grudki.

Czy Pociecha rzeczy okrągłych to horror? Zdecydowanie nie. Tutaj nie ma żadnej grozy per se. Nie pojawiają się duchy, stare zamki, ani tajemnicze domy. Rolę potwora przejmuje szara codzienność. To ona tłamsi i przytłacza protagonistów Setza. Austriacki pisarz w taki sposób prowadzi fabułę, by wypchnąć swe postacie z utartych kolein, zmusić do stawienia czoła nowemu, a potem z lubością obserwować, jak nie potrafią się odnaleźć i przegrywają swoją walkę.

Jak wspomina Adam Lipszyc w ciekawym posłowiu – Setza fascynuje to, co wystaje; jest on fetyszystą anomalii, natręctw i wszelkiego rodzaju nierówności, koślawości.

Opuścił wzrok; przyglądał się nagim stopom z dziwnymi palcami, które w żółtym świetle wyglądały jeszcze upiorniej niż zwykle. Jak rządek różnej wielkości balonów z gumy do żucia, gotowych w każdej chwili pęknąć.

Do wielu opowiadań przemyca także elementy autobiograficzne. Narrator jednego z opowiadań przyznaje, że urodził się w roku 1982 (podobnie jak Setz). Akcja często toczy się w austriackich miastach, ulicach i zakamarkach (jak już wspomniałem, autor jest Austriakiem).

Niedopasowanie do codzienności, zagubienie, przemiany, samotność, brak zrozumienia, niepełnosprawność – to tematy, które przewijają się w prawie każdym opowiadaniu; czasem w bardzo zakamuflowanej formie. Pewne miejsca i przedmioty budzą niezdrowe zainteresowanie co poniektórych setzowskich postaci, jak na przykład smugi kondensacyjne samolotów.

Setz jest także zafascynowany okrągłymi przedmiotami. W swojej mowie po odebraniu nagrody literackiej im. Georga Büchnera (najbardziej prestiżowej nagrody literackiej krajów niemieckojęzycznych), wspomina o osobnikach zdesynchronizowanych, trapionych paranojami, błąkających się między wymiarami. Tacy ludzie są omywani okrągłym światłem obcego pochodzenia, które nie daje pociechy, nie budzi też grozy, ale otwiera perspektywę, z której można pisać. Tej symboliki okrągłych przedmiotów jest w zbiorku wiele.

Celnie podsumowuje to w posłowiu Adam Lipszyc: rzeczy okrągłe, doskonałe w swym domknięciu, niosą może pociechę, ale nie mogą zaoferować nam nic więcej: dają chwilową ulgę, ale pozostawiają nas na zewnątrz, wydanych na pastwę kanciastych, prześladowczych obiektów i rozchwianej egzystencji.

***

Pociecha rzeczy okrągłych to książka inna, książka dziwaczna, książka bardzo, bardzo dobra. Wręcz niezwykła. I nieprzystająca do kanonów współczesnej literatury, zupełnie jakby Setz zamknął się w pokoju i pisał co mu w duszy gra, bez jakiegokolwiek kontaktu ze światem zewnętrznym.

Lektura książki Setza przypomina stąpanie po ruchomych piaskach, tu nie ma pewnego gruntu. Trudno nawet powiedzieć, że sprawia przyjemność. Wszystko jest u niego posępne, szare, szamocące się. A jednak! 

To dojrzała, nietypowa, niepokojąca książka.

Co rano leżał na chodnikach nowy, jeszcze nieudeptany na szaro śnieg. W ostatnim czasie wyglądało to tak, jakby po prostu odrastał w nocy, a nie spadał. Większość rzeczy w mieście sprawiała w zimie o wiele bardziej miękkie i okrągłe wrażenie, a powszechna pociecha rzeczy okrągłych to coś, na co szczęśliwie nie da się uodpornić, nie wystarczy na to długości normalnego ludzkiego życia.

Brać, czytać, kupować!



Komentarze

  1. Przybliżasz nazwiska, które - mimo że czytam od lat wielu - znam słabo albo bardzo słabo. To inspirujące, dlatego pięknie dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Polecam się! A jeśli lubisz rzeczy inne, odstające od normy, nietuzinkowe, niedopowiedziane - to dziełko Setza powinno Ci się spodobać.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Jeśli recenzja lub książka wzbudziła w Tobie jakiekolwiek emocje - nie wahaj się, SKOMENTUJ :)

Copyright © MILCZENIE LITER