ANDRZEJ SAPKOWSKI - Rozdroże kruków [recenzja #135]
Ułomny Geralt, fabuła na trytytkach, słabe wydanie.
***
OCENA:
Jak to w końcu jest z tym Sapkowskim? Udany powrót? Warto przeczytać?
Jestem fanem wiedźmina, ale nie psychofanem. Grę uwielbiam, książki również, choć czytałem je dość dawno. I tyle. Z chęcią przeczytałem najnowszą.
Rozdroże kruków to prequel, opisujący dziewicze lata wiedźminowania Geralta; kiedy wyrusza pierwszy raz na szlak, poznaje świat a jego charakter dopiero zaczyna się kształtować.
To wiedźmin ułomny: popełnia błędy, wielu rzeczy nie wie, często się waha. Symbolem jego wahania jest owo tytułowe rozdroże kruków, ze ścieżkami prowadzącymi w różne strony i kraczącymi krukami, które ostrzegają, by w jedną z nich nie iść.
Fajnie jest obserwować wiedźmina, który nie jest kryształowo perfekcyjny i wszechwiedzący. Kiedyś przecież musiał taki być - jest totalnie autentyczny. Inna sprawa, czy budzi sympatię – mojej nie wzbudził.
Książkę czyta się jednym tchem - to kolejna (i główna) z zalet. Rozdziały są krótkie, konkretne, Sapkowski nie marnuje znaków na niepotrzebne opisy. I co najważniejsze: wciąż to ma, tę lekkość pióra, umiejętność zatrzymania czytelnika przy książce.
A teraz, o tym, co mnie zawiodło.
Materiały reklamowe krzyczą, że wreszcie dowiemy się, jaka jest geneza imienia Płotki. To prawda, dowiadujemy się, ale… bardzo te wyjaśnienie trywialne, spodziewałem się lepszego twista.
Poczucie humoru? - zapyta ktoś. Jest, ale… dość oczywiste i przewidywalne, spodziewałbym się więcej smaczków. Poniższy fragment akurat mnie rozbawił:
- To jest klejnot przywołujący - wyjaśnił burgrabia. - Zwie się tere port. Jeśli ten żółty kamyk trzykroć mocno pocisnąć, to on wysyła wezwanie, a wezwana osoba wnet przybędzie, czarodziejskim sposobem. To się nazywa tere portacja.
Nie znajdziecie tu filozofujących wstawek, a dialogi nie dorównują tym ze "starych wiedźminów", ani tym z Bożych bojowników. Bohaterowie są ledwie naszkicowani, zazwyczaj bez żadnej głębi, co poniekąd tłumaczy objętość książki (290 stron).
Andrzej Sapkowski. (źródło: www.nczas.info) |
Mam wrażenie, że wszystko jest napisane z wielkim przymrużeniem oka. A teraz dziadzia Sapkowski pokaże Wam, leszcze. Może dlatego czasem popisuje się jak dzieciak (np. przy opisach nauki walki), Cytat:
Geralt sparował kwarta ku prymie, lecący na niego z molinetto kij odbił wysoką secundą dexter. Sam skontrował tercją mezzocerchio, Holt wziął na forte tercją ku kwarcie, zawirował, błyskawicznie zaatakował z flinty. Geralt sparował primą i z półobrotu skontrował mocnym mandritto.
Gdyby coś takiego pojawiło się jeden raz, uznałbym to za swoisty żarcik, mrugnięcie okiem do czytelnika. Niestety, przez podobne opisy trzeba się będzie przedzierać kilka razy. Po co to?
Drażniły mnie także krótkie zakończenia akapitów, zazwyczaj jedno lub kilkuwyrazowe, powtarzające lub precyzujące informacje podane w poprzednim zdaniu. Jest tego cała masa, i ze wszystkich wad, chyba ten pisarski tik irytował mnie najbardziej.
"Znalazłyśmy trupy. Wiele trupów. I jednego żywego. Ledwie żywego".
"Na domiar złego w przybrzeżnych zaroślach buszowały dzieci, zapewne progenitura praczek. Dzieci również się darły. Nieustająco".
"Flaki oburącz podtrzymywał, ale jakoś do wsi doczłapał. Zanim skonał, potwierdził. Kot. Czarny. Wielki. Wielki jak cielak".
Ten pisarski tik irytował mnie najbardziej. Najbardziej ze wszystkiego. Najbardziej. Naprawdę.
Sapkowski albo się zbytnio nie wysilił, albo wyczuł koniunkturę i postanowił zrobić skok na kasę. Jeden z moich znajomych powiedział, że Rozdroże kruków przypomina grę komputerową i ja się z tym zgadzam. Jedno miasteczko - misja - wyjazd do kolejnego - dwa dialogi + bijatyka --> koniec etapu - potwór w kolejnym miasteczku itp.
Najnowszą książkę Sapkowskiego czyta się jak opis luźno powiązanych ze sobą epizodów, którym autor za wszelką cenę stara się nadać jakąś nadrzędną fabułę za pomocą chociażby dwuznacznej postaci Prestona Holta, czy listów słanych do prefekta Estevana Trillo da Cunhy przez wynajętych szpiegów. Fabuła na trytytkach.
Osobnym tematem jest wydanie książki. Myślę, że "powrót króla Sapkowskiego" zasługuje na coś więcej, niż wyginająca się okładka, brak jakiegokolwiek spisu treści, przedmowy, czy posłowia. Aż się prosi o kilka słów wyjaśnienia od autora, lub chociażby wydawcy, o jakieś bardziej ekskluzywne wydanie. Ilustracje? Brak.
Ilustracja okładkowa. Jedyna, jaką znaleźć można w całej książce. (fot. Milczenie Liter) |
Nie chcę być złośliwy, ale zarówno wydanie książki, jak i strona internetowa wydawcy zdały się zatrzymać w latach 90-tych… Trochę wstyd. Debiutanci miewają lepiej wydane książki, a wydarzenie tej rangi, co powrót wiedźmina, po prostu zasługuje na lepsze opakowanie i basta.
Czy bawiłem się świetnie? Tak.
Czy to świetny wiedźmin? Nie.
Komentarze
Prześlij komentarz
Jeśli recenzja lub książka wzbudziła w Tobie jakiekolwiek emocje - nie wahaj się, SKOMENTUJ :)