50 NAJLEPSZYCH OPOWIADAŃ GROZY 2020-2024 [miejsca 20-11]

 


20. WOJCIECH GUNIA - "Bardzo długo była tylko ciemność" (2014)
Wydawnictwo IX (do przeczytania --> TUTAJ)

Guniowa wariacja autorstwa Kai Kasprowicz.
(źródło: www.hplovecraft.pl)

Grupa ludzi zostaje wywieziona do innego miasta, gdzie, wśród wszechobecnej ciemności, przydziela się im zadanie drążenia podziemnych korytarzy. Nic tu nie jest takie, jak powinno. Czy próba ucieczki ma rację bytu?

Krążą legendy, że górnicy, którzy drążyli korytarze, nigdy nie wyszli na zewnątrz. Wnętrze góry stało się ich domem. Żyli w niej rodzinami, płodzili dzieci, z upływem czasu przystosowując się do życia w ciemnościach. (…) Ten brak światła, ta ciasnota, sprawiły, że ludzie zamieszkujący górę wyrodnieli. Najsłabsze dzieci umierały (…). Te, które przeżyły, wyrodniały dalej, wraz z kolejnymi pokoleniami, do postaci dziwnych, humanoidalnych stworzeń. Odciąwszy się od cywilizacji na zewnątrz, stworzyły własną, mrówczą cywilizację.

Fascynuje mnie w prozie Guni ta niejasna granica między „naszym” a innym światem. Bohaterowie jego opowiadań robią przecież wszystko to co my: jadą pociągiem, wsiadają na swojej stacji, chodzą do pracy, odwiedzają znajomych, uczęszczają na kółka literackie, spacerują, wchodzą do antykwariatów. A potem nagle - nie wiadomo dokładnie kiedy - znajdują się już po drugiej stronie, chociaż formalnie nie zmieniło się nic: pociąg jak jechał, tak jedzie.

Gunia jest jak uporczywy, letni pot. Zaczyna od normalności, chłodnej narracji, by z każdą kolejną stroną wsączać w pory czytelnika swą mroczną truciznę. To niemal fizyczny, odczuwalny brud.


19. SHŪSAKU ENDŌ, - "Pająk" (19??)
Państwowy Instytut Wydawniczy (do przeczytania --> TUTAJ)

Mniej więcej tak sobie wizualizowałem jednego z głównych bohaterów tego obślizgłego opowiadania.
(źródło: www.twitter.com, użytkownik gomen_maru)

To niepozorne opowiadanie było dla mnie jednym z największych zaskoczeń Ballady o Narayamie. Autor bawi się z czytelnikiem (np. gdy bohater pojawia się na zebraniu miłośników osobliwości, spodziewamy się iż za chwilę usłyszymy jego opowieść – a tu figa z makiem!), na kilku stronicach potrafi skutecznie zasiać niepokój. Świetna rzecz! W odróżnieniu do wielu opowiadań z tego rankingu, tutaj nie dochodzi do „złego” wydarzenia. Cały niepokój bierze się z wyobraźni czytelnika i tego, co wisi w powietrzu, mogłoby się zdarzyć ale się jednak nie dokonało. Dzięki tej zagrywce, Pająk zyskuje jeszcze więcej blasku.

Taksówka sunęła ciemnymi ulicami. Wyglądałem przez szybę, starając się pozbyć nieprzyjemnego wrażenia, jakie mnie ogarnęło. Nieznośny odór wiercił w nosie. Odwróciłem się akurat w momencie, kiedy młody człowiek przysunął się do mnie tak blisko, że niemal musnął mnie w szyję.

- Bardzo pana przepraszam! Samochód się zakołysał.

Nieprawda, wcale nie kołysało. Po co mu było to niezręczne kłamstwo, nie miałem pojęcia. Przy tym zbliżeniu poczułem znów niemiłą woń i jakiś dziwny wstręt, aż ciarki mnie przeszły.


18. MARIANA ENRIQUEZ - "Dom Adeli" (2016)
Czarna Owca (do przeczytania --> TUTAJ)

Ilustracja do "Domu Adeli" autorstwa Mariany Viegas Charneki.
(źródło: www.marianaviegascharneca.com.ar)

Najbardziej klasyczna opowieść grozy w całym zbiorze Mariany Enriquez. Oczywiście lekko zwichnięta, jak to u niej bywa. Bohaterami jest tu trójka nastolatków, z czego tytułowa Adela to kaleka: nie ma jednej ręki. Rówieśnicy się z niej wyśmiewają, ale ona nic sobie z tego nie robi. Kumpluje się z rodzeństwem – Pablem i Clarą. Odkrywają najpierw filmy grozy, a potem opustoszały, zabity gwoździami dom wznoszący się majestatycznie w ich dzielnicy. W końcu postanawiają wejść do środka, co zmieni ich życie raz na zawsze. Miałem dreszcze (a niełatwo je u mnie wywołać). Świetna rzecz! I język Enriquez – konkretny, dokładny, bez zbędnych słów i zdań. Czasem aż chciałem zakrzyknąć: za szybko, pani Mariano, za szybko, daj się jeszcze nacieszyć tym klimatem! Na próżno, i tak zrobiła po swojemu.

W ogrodzie było zimno. A trawa wyglądała, jakby była wypalona. Zrównana z ziemią. Żółta i krótka: ani jednego zielonego chwastu. Ani jednej rośliny. W tym ogrodzie panowała piekielna susza i zarazem zima. I dom buczał, buczał jak zachrypnięty komar, jak gruby komar. Wibrował. Nie rzuciłam się pędem do ucieczki, bo nie chciałam, żeby mój brat i Adela ze mnie drwili, ale miałam ochotę pobiec do domu, do mamy, powiedzieć jej: tak, masz rację, ten dom jest zły i to nie złodzieje się tam ukrywają, tam żyje jakiś stwór, który dygoce, ukrywa się coś, co nie powinno wyjść.


17. STANISŁAW BALIŃSKI - "Koniec rodziny Jasnych" (1923)
Państwowy Instytut Wydawniczy (do przeczytania --> TUTAJ)

Obecny widok na XVII-wieczny pałacyk w Chrzęsnem.
(źródło: www.palacwchrzesnem.pl)

Tytuł historii w oczywisty sposób nawiązuje do Zagłady domu Usherów Poego, ale Baliński ma swoje ambicje, snuje inną opowieść i wydeptuje własną literacką ścieżkę. "Koniec rodziny Jasnych" opowiada historię przedziwnej rodziny, zawieszonej jakby w niebycie, uwięzionej w szklanej bańce własnych urojeń i przyzwyczajeń. Na zaproszenie głowy rodziny, Zygmunta Jasnego, narrator przybywa do kresowego dworku, położonego na uboczu. Koniecznie trzeba się przekonać, co stało się dalej…

Warto wspomnieć, że zarówno dworek, jak i główne postacie opowiadania mają swe odzwierciedlenie w rzeczywistości (dworek Jasne = dworek w Chrzęsnem, zaś pierwowzorem Zygmunta Jasnego był zapomniany skamandryta Zygmunt Karski).

"Koniec rodziny Jasnych" czaruje subtelnym, onirycznym klimatem, wyizolowanego od świata dworku. To właśnie tutaj Baliński wzniósł się na wyżyny swego talentu i nigdy już później nie napisze równie dobrego opowiadania. 

Znowu rozpętał się po całym domu ów jednostajny szum i pogwar, zdawało się, że lada chwila roztworzą się drzwi na oścież i jak wichura wpadnie tłum służby czy domowników, nierozumnie śpieszący, biegnący. Atmosfera stała się tym przykrzejsza, że wyrwało mi się mimowolne zapytanie:

- Kto więcej mieszka w tym domu? Zdaje mi się, że dom jest przepełniony…

Wszyscy milczeli, ale wielkie oczy sowiej ciotki usiłowały mi tłumaczyć, że zapytaniem tym zrobiłem wszystkim kłopotliwą przykrość.



16. STANISŁAW LEM - "Szczur w labiryncie" (1956)
Agora (do przeczytania --> TUTAJ)

Fragment opowiadania wraz z ilustracją. "Przekrój" z dnia 21.02.1956 r.
(źródło: www.szarlatan.pl)

Mistrzostwo Lema w pełnej krasie. Chociaż nie jest to z "Definicji" opowiadanie grozy, jest jej tutaj co nie miara.

Okolice Albany, Kanada. Dwóch znajomych - Karol i Robert - biwakują. Wieczorem, przy ognisku, rozmawiają o tym, czy kosmos jest zamieszkały. Gdy snują możliwe scenariusze spotkania innej cywilizacji, niebo przecina świetlisty błysk, rozlega się potężny grzmot, a ziemia drży pod ich stopami. Obaj wędrowcy mają wrażenie, jakby w ich pobliżu uderzył meteoryt. Udają się na miejsce, przedzierając się przez gęstą mgłę. Na skutek dziwnych, niewytłumaczalnych wydarzeń a Karol i Robert lądują... Gdzie? Wewnątrz statku kosmicznego? Wewnątrz meteorytu? Rozpoczyna się pasjonująca, wyczerpująca wędrówka po nieznanym terenie, pełna zaskakujących wydarzeń. 

Jak to u Lema, opowieść jest wielopłaszczyznowa i można ją interpretować na wiele sposobów. W mistrzowski sposób sprzęgają się tutaj: jego fabularny talent, wartka akcja i do zredukowana do minimum odwieczna chętka Mistrza na przegadane, zbyt długie naukowe wtręty. Mieszanka wyborowa, mimo iż pochodzi z początków literackiej twórczości Lema (1956).

Chodźmy! Chodźmy stąd! - wychrypiałem i powstałem z największym wysiłkiem. (...) Blask osłabł, stając się słabym żarzeniem, gdy usłyszałem z tyłu kroki. Porwał mnie okropny strach, pociągnąłem Roberta, który podniósł głowę i nasłuchiwał.

- Uciekajmy! - wydyszał.

Zaczęliśmy biec. Kroki za nami także przyśpieszyły. Były tuż. Robert, trzymając mnie za rękę, odwrócił się nagle.



15. RAY BRADBURY - "Szkielet" (1945)
C&T (do przeczytania --> TUTAJ)

Doktor (?) M. Munigant, jeden z bohaterów "Szkieletu".
(źródło: www.reddit.com, użytkownik r/mildlycreepy)

Długo wahałem się, co ze stajni Bradbury'ego wybrać (opcji było kilka). Zdecydowałem się na Szkielet. Tutaj jest wszystko, co powinno zawierać rasowe opowiadanie grozy. Makabra, dobre zakończenie, zła do szpiku kości (haha) postać, świetnie budowane napięcie, oryginalny pomysł, no i groza. 

Fabuła? Proszę bardzo. Pan Harris brzydzi się kości i chce się ich za wszelką cenę pozbyć z własnego ciała. Szuka odpowiedniego "lekarza" i znajduje - groteskowego, przerażającego doktora M. Muniganta. Ta opowieść Raya Bradbury'ego wywołała we mnie rozkoszne dreszcze.

Oczy Muniganta zalśniły na widok wyraźniej malujących się pod skórą kości. Och, teraz widział, że pan Harris jest już psychologicznie przygotowany do zabiegu. Nieprawdaż? Harris znów słabo kiwnął głową, załkał. M. Munigant wciąż mówił, pogwizdując - coś było z jego językiem, że tak świszczał. Nieważne.


14. CLEMENS SETZ - "Kot mieszka w niebie Lalande'a" (2019)
Wydawnictwo Filtry (do przeczytania --> TUTAJ)

Clemens Setz wygląda jak bohater swoich własnych opowiadań.
(źródło: www.1wdr.de)

To jedyne w swoim rodzaju opowiadanie archiwalne; wyśmienita, nietuzinkowa robota.

Bohater-narrator przypadkiem trafia do antykwariatu, gdzie nabywa niepozorny album ze zdjęciami francuskimi z czasów I wojny swiatowej. Na rewersie jednej z nich widniał tekst: malarz Be. Conradi w kwietniu 1917.

Reszta opowiadania to zapis śledztwa narratora, który, zaintrygowany tajemniczym Conradim, wpada w obsesję na jego punkcie i stawia sobie za punkt honoru odtworzenie jego losów. Conradi to malarz dręczony tajemniczymi wizjami i lękami. Panicznie bał się przedmiotów, które przypominały inne przedmioty, witał się ze starymi kominami i kościołami (np. maleńkie kropelki powstałe po uderzeniu większej kropli o powierzchnię zdawały się mu się widmem pająka). Prześladowały go niektóre obrazy: "To jak z kaczkami po dokonaniu odkrycia, że ich dzioby przypominają głowy lisów czy psów. Dziurki w nosie to oczy, czarna plamka na czubku to pysk. I kiedy raz się to zobaczy, nie sposób o tym zapomnieć".

Koniec końców, zamknięto go w szpitalu psychiatrycznym. I znów ten nieprzyjemny dreszcz, gdy czytamy, że Conradi, posuwając się od gwiazdy do gwiazdy, potrafił dostrzec na niebie przedziwny układ konstelacji, który możnaby interpretować jako materializację Zła. 

Ten nieokrzesany chłopak pokazał mu straszną interpretację gwiazd i teraz on nie może już, skarżył się Conradi doktorowi Gehweyerowi, nie potrafi o niej zapomnieć! Ten widok prześladuje go od lat. Nocne gwiaździste niebo na wieki już uważa za skalane i zeszpecone!

Aby zapewnić czytelnikowi pełną imersję, autor ubogacił opowiadanie quasi-archiwalnymi zdjęciami malarza Conradiego, jego dzieł i albumu z wojennymi fotografiami, od którego zaczęła się cała historia.

Czy Conradi istniał naprawdę, czy autor/narrator faktycznie prowadził śledztwo, które tak skrupulatnie opisał? Ja wiem. Ale nie powiem. 



13. TOMMASO LANDOLFI - "Żona Gogola" (1954)
Biuro Literackie (do przeczytania --> TUTAJ)

Trochę przypomina żonę Gogola, prawda?
(źródło: www.fortioricellari.blogspot.com)

Jeden z krytyków nazwał te opowiadanie „może najkomiczniejszym i najbardziej irytującym opowiadaniem”, jakie przeczytał. 

Narrator, Fomo Paskalowicz, jest bliskim przyjacielem słynnego rosyjskiego pisarza, Mikołaja Gogola i jednocześnie jego biografem. W tym celu chciałby poznać żonę rosyjskiego pisarza, którą ten – z niewyjaśnionych powodów – trzyma w ukryciu przed światem. 

Trudno mi napisać coś więcej bez zdradzania treści opowiadania. W każdym razie mnie przejęło ono dreszczem grozy, mimo że chyba nie taki był zamiar autora. Jest groteskowe, momentami komiczne i rubaszne, ale jednocześnie mocno niepokojące. 

Kunszt Landolfiego ujawnia się tutaj w pełnej krasie: najpierw stwierdza, iż żona Gogola jest manekinem. Więc gdy później czytamy „w ostatnich czasach Caracas, stara czy nie, stała się istota cierpką, po franciszkańsku zgryźliwą”, lub „gdy zjawiła się Caracas”, czy „tymczasem Caracas zdawała mu się przyglądać z pogardliwą uwagą”, nabieramy wątpliwości. Akcja zaczyna wymykać się granicom wytyczonym przez autora. Przez całe opowiadanie miałem wrażenie, że śledzi mnie zgryźliwy uśmieszek Landolfiego, zdający się pytać: „dobrze się bawisz? Bo ja tak”. 

Gogol tymczasem zaczerwienił się gwałtownie i rzucił na nią, wsuwając jej dwa palce do gardła, a ona natychmiast zaczęła chudnąć i, rzec by można, blednąć, przyjęła właściwy sobie wyraz osłupienia i niepewności, by zmienić się w końcu w samą skórę wiszącą bezładnie na nielicznych kościach konstrukcji. (...) Z głębi swego upadku, z podłogi, na którą się zsunęła, patrzyła na nas przez całą resztę wieczoru.


12. RAY BRADBURY - "Człowiek z piętra" (1947)
Amber (do przeczytania --> TUTAJ)

Drżyjcie mieszkańcy parterów... Oto on - człowiek z piętra.
(źródło: www.behance.net)

Rok 1927. 11-letni chłopiec imieniem Douglas mieszka razem z babcią i dziadkiem. Pewnego dnia pokój na piętrze wynajmuje dziwny pan Koberman. Nowy lokator zachowuje się nietypowo – śpi w dzień, pracuje w nocy, prawie się nie odzywa, a spod słomkowego kapelusza wyziera stalowe spojrzenie nieruchomych oczu. Je tylko drewnianymi sztućcami, które przyniósł ze sobą. Ale Douglas też nie jest zwyczajnym dzieckiem – fascynuje go krew i śmierć, uwielbia obserwować, jak babcia patroszy kurczaki. Do tego jest bardzo ciekawski. Dlatego postanawia wejść do pokoju Kobermana… 

Scena z kolorowymi szkiełkami przeraziła mnie doszczętnie. 

Co tu dużo gadać: Człowiek z piętra to wyśmienita, napisana bez zarzutu historia, do wielokrotnego smakowania. Ileż tropów interpretacyjnych i pozostawionych mimochodem śladów… Dziełko!

Raz kiedyś Douglas obudził się koło północy i usłyszał wiatr wstrząsający domem, deszcz tłukący w szyby. Potem błyskawica przemknęła za oknem z okropnym trzaskiem. Douglas pamiętał strach. Strach, jaki towarzyszył rozglądaniu się po pokoju, obcym i strasznym w krótkotrwałych błyskach.

Tutaj było podobnie. Stał, patrząc nie nieznajomego. Pokój już nie był taki sam, tylko zmieniony w nieokreślony sposób, ponieważ ten człowiek, szybki jak błyskawica, rozsiewał po nim swoje światło. Douglasowi się to nie podobało. Nieznajomy zamknął mu drzwi przed nosem.


 

11. HOWARD PHILLIPS LOVECRAFT - "Muzyka Ericha Zanna" (1921)
Vesper (do przeczytania --> TUTAJ)


Klimatyczna ilustracja autorstwa Johna Coultharta.
(fot. Milczenie Liter)

Wyśmienita miniaturka, która wciąż potrafi przerazić. Co ważne, może być czytana w oderwaniu od mitologii Cthulhu i nie zawiera ani jednego rzeczownika ze zbitką spółgłosek „th”. Szukając oszczędności, ubogi student wynajmuje pokój na obrzeżach miasta, w wysokim, opuszczonym magazynie. Nocami słyszy dziwną, niepodobną do niczego muzykę. To Erich Zann, niepozorny staruszek, i jego wiolonczela.  Zann mieszka na samej górze i podobno tylko z jego pokoju widać w oddali światła miasta, oddzielonego wysokim murem. Okna w pokoju Zanna są jednak zasłonięte, a gdy bohater próbuje przez nie wyjrzeć, Zann wpada w furię… Narrator próbuje po latach odnaleźć ów opuszczony magazyn, jednak nie udaje mu się. Czy to znaczy, że wydarzenia te nie miały miejsca? 

Nastrój panujący w tym opowiadaniu po prostu obezwładnia, a synchronizacja między intensywnością muzyki i narastającym niepokojem zasługuje na pokłony wszystkich literackich bogów.

Zann przechodził już sam siebie, ze swej rozkrzyczanej wioli dobywał dźwięki, o jakie bym nigdy tego instrumentu nie podejrzewał. Okiennice zastukały jeszcze głośniej, odemknęły się wreszcie i jęły łomotać w okno. Szyba brzęczała, w końcu pękła i do środka wdarł się zimny wiatr; zasyczały świece, zaszeleściły kartki, na których Zann zaczął był spisywać straszną tajemnicę. Spojrzałem na niego, lecz był już niemal nieprzytomny: wybałuszył zeszklone, niewidzące oczy, zaś jego gorączkowa gra przerodziła się w ślepą, mechaniczną, chaotyczną orgię dźwięków, której żadne pióro nie zdołałoby opisać.

Komentarze

Copyright © MILCZENIE LITER