50 NAJLEPSZYCH OPOWIADAŃ GROZY 2020-2024 [miejsca 40-31]

 



40. ALEXANDER MORITZ FREY - "Odwet" (1920)
Abyssos (do przeczytania --> TUTAJ)

Wydanie "Strachów codzienności" Freya z 1920 roku.
(źródło: www.abebooks.com)

Zdziwaczała stara panna, ponad 86-letnia Konstancja Kaltwasser zdaje się chorować. Na co dzień żyjąca w towarzystwie zgrai kotów, stroniąca od ludzi, w imię wyższych celów zmusza się do przyjęcia lekarza. Ten niechętnie odwiedza ciocię, a jego opory zwiększa panująca w domu ciemność i smród kocich ekskrementów. Starsza pani i jej koty… ale nie dajcie się zwieść pozorom. 

To świetna rzecz z mistrzowsko budowanym napięciem. Dodatkowym smaczkiem jest niechęć narratora do pani Konstancji, z którą się w ogóle nie kryje. Ja się bawiłem świetnie, ale ze względu na niektóre sceny, nie polecam tego opowiadania ortodoksyjnym miłośnikom kotów.

Zapadnięte wargi, pomarszczone i wyschnięte, lśniły szkarłatem. Linie, które narysowała, wybiegały daleko poza kąciki ust: niczym świeżo pęknięta rana (…). Jej oczy, bezrzęse i zwilżone od paskudnego zapalenia spojówek, błądziły wokół mojej osoby (…).

Nadludzkim wysiłkiem zbieram się w sobie, aby nie cofnąć się z przerażeniem, po czym pytam zduszonym głosem raz jeszcze:

- Co tobie właściwie dolega, ciociu?


*

39. JANUSZ MEISSNER - "Biały reporter" (1927)
Wydawnictwo Literackie (do przeczytania --> TUTAJ)

Idealnie pasuje mi tutaj okładka albumu Marylin Mansona pt. "The Pale Emperor".
(źródło: domena publiczna)

Prawdziwa perełka pana Janusza. Renard, weteran lotniczy, prowadzi statystyki dotyczące wypadków lotniczych. Zauważa pewne interesujące prawidłowości… I zauważa coś jeszcze. Zazwyczaj w dniu katastrofy i śmierci pilota, w gazecie ukazuje się jego zdjęcie, zrobione na krótko przed śmiercią. Kto jest autorem zdjęcia? Czy może to być tajemniczy, owiany legendą, Biały Reporter, młody człowiek o bladej twarzy i jasnych włosach?
Opowiadanie nie przeraża narracją, ale świetnym pomysłem, za który składam pokłon Meissnerowi.

- Prowadzę bardzo szczegółową statystykę wypadków lotniczych we Francji. (...) Otóż między innymi zauważyłem, że w ciągu ostatnich trzech lat na ogólną liczbę 70 poważniejszych kraks trzydzieści siedem poprzedziło sfotografowanie pilota lub samolotu, który uległ tego dnia wypadkowi. (...) Fotografie dziewięciu pilotów, którzy zginęli, ukazały się w dziennikach tego samego dnia (...). Nie udało mi się tylko dociec, od kogo redakcje otrzymały te zdjęcia. Na moje pytania najczęściej odpowiadano, że odbitkę nadesłał pocztą nieznany fotograf. Ale to jeszcze nie wszystko.

*

38. WILLEM FREDERIK HERMANS - "Niewidomy fotograf" (1957)
PIW (do przeczytania --> TUTAJ)

Kadr z filmu pt. "Niewidomy fotograf" z roku 1973, w reżyserii Adriaana Ditvoorsta.
(źródło: www.neerlandistiek.nl)

Groteska, surrealizm, „dziwność” i nutka grozy. Główny bohater, Abbie, to zblazowany dziennikarz, prowadzący w elitarnym tygodniku rubrykę pt. „Paradoksalne indywidualności”. Pewnego dnia naczelny wysyła go z misją napisania artykułu o słynnym w okolicy niewidomym fotografie, zamieszkującym najwęższy dom w całym mieście. Zdziwienie Abbiego rośnie. Najpierw, gdy po przekroczeniu progu zauważa, iż mieszkanie tonie w mroku. Potem, gdy przekonuje się, że rodzice fotografa nie chcą zaprowadzić go do niewidomego syna. Wreszcie, gdy zauważa, że mieszkanie ma strukturę wagonu kolejowego – jest długie i wąskie. Powiedziałbym wręcz, że jest podejrzanie długie – po przejściu kilkudziesięciu metrów w prawie całkowitej ciemności, Abbie wciąż nie dotarł do przeciwległej ściany…
Świetna, niedoceniana rzecz; gęsta od treści i zawiesistego, groteskowego klimatu.

Ciągle jeszcze szliśmy. Obejrzałem się. Okno wystawowe było już tylko niewyraźną, białą plamą, nie większą od znaczka pocztowego.
- Widziałem, że się pan oglądał za siebie – odezwał się ojciec fotografa – zaraz pan powie, że jest tak ciemno, że nie widać ręki przed oczami i zapyta, czy nie mógłbym przekręcić kontaktu. Ale ja powiem panu tylko jedno: również sieć elektryczna nie sięga tak daleko. (…)
- Proszę mieć do mnie zaufanie – powiedział - znajdziemy z pewnością, razem. Tak jak już powiedziałem: jestem człowiekiem, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych.

*

37. GUSTAV MEYRINK - "Albinos" (1907)
Abyssos (do przeczytania --> TUTAJ)

Gustav Meyrink.
(źródło: www.quadernidaltritempi.eu)

Spotkanie członków tajemnego bractwa, którzy postanawiają otworzyć tajemną relikwię zakonu – tzw. „Zapieczętowany list z Pragi”. Legenda głosi, że kto go otworzy, tego twarz „zostanie pochłonięta przez mrok i nigdy więcej się nie ukaże”… Jednocześnie z ust brata Ariosa poznajemy historię młodszego brata Corvinusa. ...który w tym samym czasie, wraz z innymi młodymi, udaje się do tajemniczego rzeźbiarza, aby wykonać odlew gipsowy swej twarzy i w ten sposób przechytrzyć klątwę listu. Ów rzeźbiarz śpi w dzień, pracuje w nocy i podobno jest albinosem. 
Nie da sie ukryć, że jest to nieco chaotyczne opowiadanie. Musiałem je przeczytać dwa razy, żeby zrozumieć. Meyrink prowadzi dwutorową narrację, zręcznie splatając oba wątki w przerażającym finale opowieści. 
Końcówka wynagradza wszystko. Bohaterowie przebywają w mieszkaniu, do którego nie przedostaje się nawet promień światła. Pusty, mroczny dom i zamieszkujące go upiory to motyw do znudzenia eksplorowany przez literaturę grozy. O ileż bardziej niepokojąca jest wariacja tego pomysłu, którą zastosował Meyrink: dom, ale nie pusty, lecz zamieszkały przez ludzi z krwi i kości. 
Dlatego właśnie końcowe sceny w labiryntowym, pogrążonym w zupełnych ciemnościach, domu rzeźbiarza Iranaka-Essaka, zostają w pamięci na długo. 

Wygląda na to, że jest to starożytny budynek z wieloma wyjściami, jak lisia nora – jeden z tych dziwnych labiryntów, które wciąż stoją w tej dzielnicy miasta od XVII wieku – rzekł w końcu półgłosem Fortunat. A okno wygląda na podwórze tak, by do środka nie wpadało żadne światło !?
- Cyt, cyt, cicho wszyscy – wyszeptał Corvinus. – Cyt! Słyszeliście? Coś zbliża się po cichu. A może jest już w pokoju?
- Tam! Tam ktoś stoi! – poderwał się nagle Pherekydes. – O tam, ledwo pięć kroków od nas – widzę go całkiem wyraźnie.
- Hej ty! – krzyknął głośno i dało się słyszeć, jak jego głos drży od stłumionego strachu i zdenerwowania.

 

 *

36. ROBERT W. CHAMBERS - "Kapitan portu" (1904)
C&T (do przeczytania --> TUTAJ)

Ilustracja do "Kapitana portu".
(źródło: www.oldstyletales.com)

Nie robi aż tak piorunującego wrażenia, jak „Żółty znak” (numer 1 w moim poprzednim zestawieniu – TUTAJ), ale wciąż pobrzmiewają w nim mistrzowskie akordy. Bohater – dyrektor wydziału ptactwa wodnego jednego z ogrodów zoologicznych na prośbę swego szefa, profesora Farrago, wyrusza odwiedzić niejakiego Halyarda, który rzekomo posiada dwie alki olbrzymie – ptaki wymarłe, niewidziane już od wielu lat. Halyard mieszka samotnie, na kawałku skały między dziczą a morzem.  

Jest kilka powodów do pochwał: świetny lovecraftowski klimat, znakomicie odmalowane postacie – szczególnie kalekiego, antypatycznego zrzędy Halyarda, wątki ornitologiczne, a przede wszystkim unosząca się nad całością otoczka ironii i sarkazmu. I zakończenie, które inteligentnie podsumuję w ten sposób: hehehe.

Byłem mniej więcej w połowie drogi okalającej plażę i przyglądałem się skalnej ścianie naprzeciwko, gdy coś na samej jej górze przykuło moją uwagę – na tle nieba rysowała się ciemna sylwetka mężczyzny. Już po chwili jednak wiedziałem, że to nie mógł być człowiek, bo stwór nagle ześlizgnął się po ścianie, pomknął po urwistej gładkiej powierzchni jak jaszczurka. Zanim zdążyłem mu się dobrze przyjrzeć, stworzenie wpełzło do wody, przynajmniej tak mi się zdawało, ale wszystko wydarzyło się tak nagle, tak nieoczekiwanie, że nie byłem pewien, czy w ogóle coś zobaczyłem.

*

35. STANISŁAW BALIŃSKI - "Schody" (1965)
Polska Fundacja Kulturalna (do przeczytania --> TUTAJ)

Ilustracja autorstwa Danuty Laskowskiej do "Schodów".

Bez dwóch zdań jedno z najlepszych opowiadań, jakie wyszły spod ręki Balińskiego. Jego bohater przed wyjazdem w dalekie strony postanawia odwiedzić dawno niewidzianego kolegę z lat szkolnych.
Nie był u niego tak dawno. Nie pamiętał nawet numeru mieszkania. Ale było to mieszkanie gdzieś wysoko, na nie wiedzieć którym piętrze budynku, który oczywiście nie dysponował windą. Dozorca zapalił światło na schodach. Zaczynało się zmierzchać.

- Nieprzyjemna kamienica – myślał wchodząc. – Nawet nie kamienica, a wieża… co za okropne schody! A te okna! – Dziwił się pnąc się w górę. – Wąskie i prawie niewidoczne. Co za pomysł, żeby je umieszczać tak wysoko, pod samymi prawie sufitami każdego półpiętra. Kaprys architekta, czy też niezrozumiała kalkulacja budowniczego?

Nie będę zdradzać dalszego ciągu, ale ta zacna miniaturka zgrabnie nawiązuje do modnej obecnie stylistyki weird fiction. Wbija się w tętnice czytelnika i konsekwentnie wsącza w jego krwiobieg solidną dawkę niepokoju. Schody śmiało mogłyby się znaleźć w zbiorze opowiadań Guni czy Ligottiego, nie zaniżając ani trochę ich poziomu.  

Jest to być może najkrótsze opowiadanie w całym zestawieniu.

*

34. ANTON CZECHOW - "Czarownica" (1886)
Czytelnik (do przeczytania --> TUTAJ)

Ilustracja do "Czarownicy" z roku 1902 autorstwa Viktora Apsita.
(źródło: Wikipedia, domena publiczna)

Zamieć, pusto wokół, a Czechow całą akcję umieścił w ścianach jednej niepozornej izdebki,  wciśniętej w mur opustoszałej cerkwi. 
Kontrast między śmiesznym, brudnym i nieporadnym Sawielijem a jego żoną - wyrachowaną, tajemniczą diaczychą, Raisą Niłowną, którą małżonek podejrzewa o konszachty z diabłem.

Czy Sawielij ma rację? Jak interpretować zakończenie? Czy pocztylion znalazł drogę w śnieżnej zamieci? Nie jest to typowa opowieść grozy, ale akcenty niesamowite są wyraźnie obecne. A nawet jeśli ich nie wyczujecie, zawsze pozostaje podziwianie absolutnego mistrzostwa stylu Czechowa, który przeplata grozę z humorem, pozostawiając je w idealnej równowadze.

Nie, babo, nie ma na świecie chytrzejszego stworzenia od waszego babiego rodu. Prawdziwego rozumu ani tyle, dalibóg, nie macie, co szpak, a za to chytrości diabelskiej — u-u-u! — ratuj, Królowo Niebios! Ot, poczta dzwoni! Zamieć ledwo się zaczynała, a ja już wszystkie twoje myśli wiedziałem. Naczarowałaś, pajęczyco! 
 — Co się mnie czepiasz, piekielniku? — zniecierpliwiła się diaczycha. — Czegoś przyczepił się jak ten kleszcz? 
 — A tegom się przyczepił, że jeżeli tej nocy, nie daj Boże, co się przydarzy... ty, słuchaj!... jeśli się coś przydarzy, to jutro ledwo świt pójdę do Diakowa, do ojca Nikodema i wszystko mu wyjawię. Tak i tak, powiem, ojcze Nikodemie, darujcie wielkodusznie, ale ona jest czarownicą. A czemu? Hm... życzycie sobie, ojcze, wiedzieć, czemu? Proszę... Tak i tak. I biada ci, babo!

*

33. RUDYARD KIPLING - "Znamię Bestii" (1891)
C&T (do przeczytania --> TUTAJ)

Ilustracja do "Znamienia Bestii" z 1900 roku. Autor: William Strang.
(źródło: www.nationalgalleries.org)


Perła literatury niesamowitej, z konkretną i namacalną grozą. Po suto zakrapianej imprezie podpity Brytyjczyk Fleete znieważa indyjską świątynię, gasząc niedopałek cygara na czole podobizny Hanumana – małpiego boga. Wkrótce Fleete dostaje drgawek, pocąc się obficie. Sytuacja staje się poważna, a wplątane w nią zostają siły, które trudno naukowo uzasadnić. Paranoiczny klimat, konkretna, elegancka narracja, i absolutnie przerażający Srebrny Człowiek czynią ze Znamienia Bestii znakomitą propozycję na jesienne wieczory.

Wtedy, bez ostrzeżenia, z niszy za wizerunkiem bóstwa wyłonił się Srebrny Człowiek. Pomimo przejmującego zimna był zupełnie nagi, a jego ciało lśniło niczym srebrzysty szron, był bowiem kimś, kogo w Biblii nazwano "zbielałym od trądu jak śnieg". Ponadto nie miał twarzy, bo zżerająca go od lat choroba poczyniła widoczne spustoszenia. (...)

Nagle Srebrny Człowiek przecisnął się pod naszyi ramionami, wydając dźwięki podobne do popiskiwania wydry, otoczył Fleete'a ramionami i przytulił głowę do jego piersi, nim zdołaliśmy go odciągnąć. Później wycofał się w kąt i siedział, pomiaukując jękliwie, podczas gdy tłum ludzi zagrodził wszystkie drzwi.

*

32. WILLIAM WYMARK JACOBS  - "Małpia łapka" (1902)
C&T (do przeczytania --> TUTAJ)

Ilustracja do "Małpiej łapki".
(źródło: www.ellechemy.wordpress.com)


Oczywisty wybór. Tajemniczy artefakt, który rzekomo spełnia życzenia swego właściciela. Małpia łapka to także świetne zakończenie, posmak egzotyki, szybka eskalacja grozy i niepokoju.  Niesamowite wrażenie robi świadomość bohaterów: oni doskonale czują, że stanie się coś złego. Czekają na to, pogodzeni z losem, ale też z nadzieją, że może będzie inaczej… Jaką rolę w dziwnych wydarzeniach pełni tytułowa małpia łapka? 
Nawiasem mówiąc, czy jest w ogóle ktoś, kto nie zna tego opowiadania? Dla niektórych ikoniczne, dla mnie "tylko" bardzo dobre.

- Na oko - rzekł major grzebiąc w kieszeni - to zwykła, mała łapka, wysuszona jak mumia. Wyjął z kieszeni jakiś przedmiot i pokazał (...).
- I rzeczywiście wszystkie trzy pańskie życzenia zostały spełnione? - spytała pani White.
- Tak - odparł major, a szklanka zadzwoniła o jego mocne zęby.
- A czy ktoś inny też już wypowiadał życzenia? - zapytała starsza pani.
- Pierwszy właściciel łapki wyraził swoje trzy życzenia - brzmiała odpowiedź. Nie wiem, jakie były pierwsze dwa, ale trzecie było prośbą o śmierć.

*

31. HERBERT GEORGE WELLS  - "Czary Porroha" (1895)
Księgarnia polska Bernarda Połonieckiego, 
(do przeczytania --> TUTAJ)

(źródło: www.amazingstories.com)

Czary Porroha to więcej niż zgrabne połączenie thrilleru, horroru i kryminału o wartkiej akcji oraz kilku makabrycznych scenach. Główny bohater o nazwisku Pollock jest członkiem ekspedycji przebywającej na południowym wybrzeżu Afryki. Tam flirtuje z piękną dziewczyną Porrohów – tajemniczego, budzącego grozę plemienia kanibali. Już wcześniej miał z nimi na pieńku bezcześcił ich miejsca kultu, przez co Porrohowie dybią na jego życie. Pollock zostaje wyrzucony z ekspedycji, a jego tropem podąża czarownik-zabójca, wybitny członek plemienia i postrach całej południowej Afryki. Pollock postanawia jak najszybciej dotrzeć do Europy, jednocześnie szykując zasadzkę na swego prześladowcę… Wtedy zaczyna się najciekawsza część opowiadania, której nie zdradzę, by nie psuć przyjemności z lektury. 
Aż dziw, że historia ta nie doczekała się współczesnego wznowienia. Dostrzegam w niej także ogromny potencjał filmowy. Przeczytałem jednym tchem – duszna, klimatyczna rzecz, choć dość sztampowa.

Podobnie jak w przypadku Czechowa - lekkość, z jaką Wells operuje piórem, nie podlega żadnej dyskusji.

„Ale co on takiego może zrobić?” zapytał Pollock trochę nerwowo.
„Muszę pana stąd szybko wyprawić. Coś wisi w powietrzu, bo inaczej nie byłoby tak spokojnie. Ten ich piekielny wywar śmierdzi aż do samego nieba”, odparł Waterhouse po krótkiej pauzie. Pollock pragnął się dowiedzieć, co Waterhouse rozumie przez ów „wywar”. „Tańczą, jak nieme cienie, wśród koliska ludzkich czaszek”, objaśniał Waterhouse, „i warzą coś cuchnącego w miedzianym garnku”. Pollock prosił o bliższe szczegóły. Waterhouse milczał, Pollock napierał.

***

Komentarze

  1. Serdecznie dziękuję za BARDZO intrygujące sugestie.
    Czytałam jedynie Czechowa (przy okazji pozwolę sobie raz jeszcze polecić "Dramat na polowaniu" ;) ), ale zaraz poszukam Kiplinga. Przekonałeś mnie, że warto wyjść poza "Księgę dżungli"!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Jeśli recenzja lub książka wzbudziła w Tobie jakiekolwiek emocje - nie wahaj się, SKOMENTUJ :)

Copyright © MILCZENIE LITER