50 NAJLEPSZYCH OPOWIADAŃ GROZY 2020-2024 [miejsca 50-41]
Krótka instrukcja, jak czytać ranking:
- co tydzień kolejnych dziesięć miejsc. Aby zapewnić względną różnorodność, ustawiłem limit dwóch opowiadań na jednego autora,
- termin "opowiadanie grozy" jest bardzo pojemny. Nie patrzałem na szufladki stylistyczne, do zestawienia wybierałem historie, które mnie osobiście zaniepokoiły lub wystraszyły, nawet jeśli nie są powszechnie zaliczane do nurtu opowieści niesamowitych,
- gwoli przypomnienia: oceniam nie książki wydane w ostatnich pięciu latach, tylko rzeczy, które w tym czasie przeczytałem,
- przy każdym miejscu podaję autora, tytuł opowiadania, rok powstania (nie polskiego przekładu!) oraz wydawnictwo. Z każdego opowiadania starałem się wybrać jeden cytat.
To tyle, jeśli chodzi o formalności. Na rozgrzewkę, miejsca 50-41.
Dajcie znać, czy znacie te historie i czy też się Wam podobały, jestem ciekaw!
***
50. HENRYK SIENKIEWICZ - "Sen" (1893)
Gebethner & Wolff (do przeczytania --> TUTAJ)
Zaskakujący dla wielu flirt naszego wybitnego noblisty z opowieścią niesamowitą (dodajmy, niejedyny). Skompresowana do granic możliwości, mieści się na dwóch zaledwie stronicach.
Towarzyskie spotkanie, rozmowy o wydarzeniach niesamowitych. Głos zabiera doktor, typ sceptyka. Kilkanaście lat wcześniej przebywał w Biarritz, gdzie flirtował z pewną Angielką. Nocami zaś prześladował go niepokojący sen, powtarzający się dokładnie w tej samej formie co kilka dni: doktor wychodzi z domu, a na ulicy stoi karawan z otwartymi drzwiczkami, do którego zaprasza go uprzejmym gestem młody chłopak. Jakiś czas później, w hotelu, otwierają się drzwi windy, w których stoi dokładnie ten sam młodzieniec...
Nie jest to rzecz wybitna, ale czyta się szybko. Sztampowe, ale zgrabnie napisane opowiadanko. W sam raz na miejsce 50.
I jeszcze ciekawostka: narrator wyraźnie podkreślał charakterystyczne, wyłupiaste, rybie oczy chłopaka. Tak więc jeśli chodzi o grozowy potencjał rybich oczu, Sienkiewicz wyprzedził Lovecrafta o dobrych kilkanaście lat.
Po kilku tygodniach wyjechałem do Paryża i stanąłem w tym samym co i moja Angielka hotelu (…). Przebrałem się pośpiesznie, a następnie poszedłem do windy, by zjechać na dół, do sali jadalnej. Na korytarzu spostrzegłem moich znajomych, dążących także do windy, zbliżyłem się jednak do drzwiczek pierwszy i nacisnąłem guzik elektryczny. Po chwili usłyszałem głuchy turkot windy, następnie drzwiczki odsunęły się, i nagle cofnąłem się, jakbym zobaczył śmierć. W otwartych drzwiczkach ukazał się piętnastoletni chłopak, o jasnych włosach i rybich oczach, przybrany w czarną kurtkę z szamerunkami i metalowemi guzikami, taki sam, jakiego widywałem we śnie. Stał we drzwiach na chwiejącej się jeszcze windzie i uprzejmym ruchem zapraszał mnie do środka.
*
49. ARTHUR SCHNITZLER - "Przepowiednia" (1902)
Wydawnictwo "Książek zajmujących", Przemyśl (do przeczytania --> TUTAJ)
Cały brzuch Schnitzlera zmieścił się na zdjęciu, czego nie można powiedzieć o jego lewym łokciu. (źródło: domena publiczna, Wikipedia) |
Narrator-dramaturg pisze dla znajomego barona sztukę na zamówienie. Po pewnym czasie przybywa na jej premierę i ze zdumieniem zauważa, że jeden z gości lustruje go wzrokiem. Wkrótce na jaw wychodzi historia, która w nieprawdopodobny sposób splątała losy owych dwóch gentlemanów...
Jest to bardzo udane opowiadanie, którego bohaterowie muszą się zmierzyć z groźbą spełnienia tajemniczej przepowiedni wypowiedzianej przed laty przez jeszcze bardziej tajemniczego żydowskiego kuglarza, posługującego się pseudonimem Marko Polo (!). Znane motywy (walka z przeznaczeniem, stary zamek, mroczna przepowiednia, teatr) autor zręcznie wymieszał i przedstawił w wielce wciągający sposób. Doceniam przede wszystkim gęsty, fatalistyczny klimat.
Wszyscy umilkli (...).- Nie czytam losów pułku, panie pułkowniku. Widzę tylko, że w jesieni będzie pan nieboszczykiem.Pułkownik śmiał się, ale wszyscy milczeli; słowo daję: mieliśmy wrażenie, jak gdyby pułkownik w tej chwili został przez los naznaczony. Wtedm ktoś rozmyślnie wybuchł głośnym śmiechem, inni poszli za jego przykładem i wśród wesołej wrzawy wróciliśmy do kasyna.
*
48. HERMAN MELVILLE - "Dzwonnica" (1855)
Państwowy Instytut Wydawniczy, (do przeczytania --> TUTAJ)
Stara dzwonnica. Ilustracja autorstwa Taggedzi. (źródło: www.deviantart.com) |
Mało znane opowiadanie Melville'a, porównywane do twórczości Edgara Allana Poego. Pewien włoski architekt nazwiskiem Bannadonna buduje dzwonnicę według własnego projektu. Jej rozmiary robią wrażenie, podobnie jak ogromny dzwon, odlany specjalnie na tę okazję. W dniu inauguracji dzwonnicy, na polankę za miastem udają się wszyscy mieszkańcy miasteczka na czele z burmistrzem. Punktualnie o godzinie 13:00 pierwszy raz miał zabrzmieć dzwon. Tymczasem mija 13:00, a dzwonnica nadal milczy...
Ciekawe rozwiązanie zagadki - przyznaję, że się nie spodziewałem. No i wiadomo - Melville to gwarant solidnego poziomu.
Na rozkaz burmistrza żołnierze wpadli do wieży; ustawiwszy straże, burmistrz (...) począł wspinać się po krętych schodach. W połowie drogi zatrzymali się, by nasłuchiwać. Cisza. Wspinając się szybciej, dotarli na szczyt dzwonnicy; na progu jednak stanęli jak wryci na widok spektaklu, który ujrzeli.
*
47. JERZY SOSNKOWSKI - "Szalona katedra" (1925)
Wydawnictwo Bibljoteki Dzieł Wyborowych, (do przeczytania --> TUTAJ)
Ilustracja do "Szalonej Katedry" autorstwa samego Sosnkowskiego. (źródło: "Naokoło świata", 1925, nr 14, Śląska Biblioteka Cyfrowa) |
Nowela poświęcona Zofii J., akcja toczy się na wiosnę 1950 roku w Rabce, gdzie jeden z bohaterów opowiada historię, która przydarzyła mu się przed laty w Amsterdamie. To historia o tym, jak przeznaczenie poprowadziło losy dwóch przyjaciół ze szkolnej ławy, Kafa (architekta) i Keata (inżyniera komunikacji). Miasto pustoszone było szalejącą epidemią cholery, jednak mimo to (a może właśnie dlatego) magistrat miejski zleca Kafowi budowę katedry. Początkowo, wszystko szło zgodnie z planem. Katedra rosła jak na drożdżach, a ludzie garnęli się do pracy nawet za darmo, chcąc się przysłużyć wielkiemu celowi.
Wkrótce zaczyna się dziać coś dziwnego. Spoglądając w górę, Keat i przyjaciele dostrzegają, że katedra wygląda jakoś inaczej. W swych górnych partiach jej wieża otoczona była dziwnymi żebrami, mostkami, zbudowanymi zapewne na polecenie Kafa.
Wieża, otoczona niemi, zdała się wyrywać z setki ramion, sięgających po ten smukły kształt, wczepiony w nią histerycznymi palcami, starającemi się ściągnąć ją w dół. (…) Żelazo-betonowe żebra w blasku, bijącym z dołu, wieczorem wyglądały jak żebra kościotrupa (…). Co to być miało?
Łamałem sobie głowę i nic wymyślić nie mogłem. A żebra rosły, zmieniły się potem w pierścienie, trójkąty, - w spirale, w jakiejś harmonji, - to prawda, - lecz harmonji wariackiej. Okropne podejrzenie spętało me myśli.
Symboliczne brzmienie dzwonu, arcyciekawy pomysł niesamowitej budowli, wyrastający pewnie z architektonicznych zainteresowań Sosnkowskiego, w tle cholera i miasto żywych trupów, tworzą podwaliny świetnej historii, spartaczonej nieco (chociażby przez imiona bohaterów), ale nie na tyle, by nie docenić bujnej fantazji autora.
*
46. YOKO OGAWA - "Stara J." (1998)
Wydawnictwo Tajfuny, (do przeczytania --> TUTAJ)
Ilustracja do opowiadania autorstwa użytkownika o pseudonimie CannedTalent. (źródło: www.deviantart.com) |
Pisarka wynajmuje mieszkanie z pięknym widokiem od starszej, samotnej wdowy, która mieszkała dokładnie naprzeciwko. Obie panie mogły się obserwować z okna. Przy bloku rósł eukaliptus, a Stara J. uprawiała także ogródek warzywny. Nie wiadomo, skąd ta typowa nieporadna staruszka, brała krzepę do opiekowania się ogródkiem. Jej dumą były unikatowe marchewki w kształcie ludzkiej dłoni… Wdowa niegdyś dorabiała sobie masażami. Skąd czerpała siłę? Co robiła nocą w sadzie? Jak zginął jej mąż? To pytania, które osaczają czytelnika w trakcie lektury i przykuwają do niej. Dobre opowiadanie, napisane lekkim, konkretnym, nieco reporterskim stylem, jak notka z gazety działkowca.
Wcześniej zgodnie z jej poleceniem położyłam się na brzuchu i wcisnęłam twarz w poduszkę. Nachyliła się nade mną, a wtedy wstąpiła w nią moc, o którą nigdy bym jej nie podejrzewała. Przygniotła mnie nią jak żelaznym pledem. Była tak silna, że zaczęłam się bać.
- Nie można tak ciągle siedzieć jak kołek. O, tu wszystko stwardniało w jedna gulę.
Wepchnęła mi kciuki w okolicach podstawy karku, wpijając opuszkę palca głęboko w plecy. Bolało, więc spróbowałam się przesunąć, ale nic z tego. Nie mogłam poruszyć żadną częścią ciała ani o milimetr.
45. DINO BUZZATI - "Tylko na to czekali" (1948)
Świat Literacki, (do przeczytania --> TUTAJ)
Kadr z filmu "Grek Zorba" z 1965 roku w reżyserii Michaela Cacoyannisa pasował mi tutaj idealnie. (źródło: profil facebookowy L' Angolo di Cynthia Collu) |
Niepokojąca rzecz. Anna i Antonio, zmęczone podróżą małżeństwo, dociera do anonimowego miasta. Są wyczerpani, ich stopy opuchnięte. Jak na złość, w mieścinie panuje okropny skwar. Szukają noclegu, co wydaje się łatwym zadaniem. Dziwna sprawa: wszystkie hotele w mieście mają pełne obłożenie, chociaż w środku nie widać śladu życia – nie licząc śpiącego recepcjonisty. Aby wziąć kąpiel, należy ustawić się w olbrzymiej kolejce do miejskiej łaźni i okazać dokument tożsamości. Zmęczenie i nerwy dają znać o sobie, a wkrótce okazuje się, że ta uśpiona, leniwa mieścina skrywa coś niepokojącego, coś bardzo groźnego… Buzzati eskaluje napięcie z wirtuozerią godną prawdziwego mistrza.
Inna kobieta, o lisiej twarzy, uniosła dłonie i potrząsnęła nimi.
- To fontanna dla dzieci – krzyknęła. – Rozumie pani? Dla dzieci!
Pozostałe odezwały się jak echo:
- Proszę wyjść z fontanny! Wyjść! Jest dla dzieci!
Słysząc okrzyki, Anna odwróciła się powtórnie, ale chyba nie zauważyła, jaki wyraz przybrały w kilka chwil twarze kobiet dookoła: były spocone, zaczerwienione, gniewne, z odpychającymi załamaniami w kącikach ust.
*
44. ARDENGO SOFFICI - "Szatan w pociągu" (1906)
Państwowy Instytut Wydawniczy, (do przeczytania --> TUTAJ)
Sądząc po tym zdjęciu, Ardengo Soffici sam mógłby dorabiać w PKP jako szatan do wynajęcia. (źródło: profil facebookowy Einaudi Editore) |
Hoho, jak ja lubię takie rzeczy! Soffici stawia pasażerów pociągu – i czytelnika - wobec niepokojącego dylematu. Oto w przedziale pełnym podróżnych pojawia się nagle niepozorny dżentelmen. Zagadywany przez podróżnych, uparcie milczy. Po przejechaniu jednej ze stacji odzywa się w końcu. Z szyderczym uśmiechem na twarzy ogłasza, że za pół godziny pociąg się roztrzaska. Pasażerowie początkowo nie dowierzają. Jednak im bliżej feralnej godziny, tym większy niepokój ich ogarnia… Klimatyczna rzecz.
Soffici postawił swych bohaterów w obliczu sytuacji krytycznej i wyszedł na tym bardzo dobrze.
W jednej chwili nieznajomy stał się innym człowiekiem: spodziewaliśmy się, że zaraz przemówi. Istotnie, kiedy stojąc w oknie zaciągnął się kilka razy, odwrócił się do nas i powiedział:
- A zatem, proszę państwa, naprawdę nikomu z was nie żal życia?
Jego słowa, zwrócone do wszystkich i do nikogo, zabrzmiały dziwnie jasno w otępiałym milczeniu jadącego wagonu.
*
43. EMILE ERCKMANN & ALEXANDRE CHATRIAN - "Niewidzialne oko" (1853)
C&T, (do przeczytania --> TUTAJ)
Ilustracja do twórczości Erckmanna-Chatriana autorstwa Léona Benetta (rok 1867). (źródło: Wikipedia) |
W bardzo udanym zbiorku pt. „Niewidzialne oko” znajdziemy kilka wyśmienitych opowieści. Wybrałem tytułową. Mamy tutaj motyw, który uwielbiam, czyli pokój w tawernie – tzw. Zielona Alkowa - którego lokatorzy popełniają samobójstwo. Ale po kolei. Biedny malarz wynajmuje poddasze starego domu w Norymberdze. Tuż obok znajdowała się popularna gospoda „Pod Tłustym Bykiem”. Po drugiej stronie ulicy stał budynek ozdobiony dokładnie w ten sam sposób, co karczma. Mieszkała w nim samotna starowinka. Gdy w tawernie dochodzi do kilku wypadków samobójczych, Christian przez obluzowaną dachówkę zaczyna obserwować dom starowiny. Wkrótce dochodzi do przerażających wniosków…
Aż nie do wiary, że ta, napisana z wielkim kunsztem, opowieść powstała ponad 170 lat temu! Brak tu archaizmów, romantycznych naleciałości, język jest konkretny, a fabuła trzyma w napięciu. Do tego mamy bardzo oryginalny pomysł: sobowtóra, ale nie w formie identycznych ludzi, lecz budynków.
Moją uwagę zawsze przykuwała twarz starowiny: jej małe zielone oczka, kościsty, zadarty nos, jej wielka kwiecista chusta (…). Pewnego dnia, gdy wyszedłem na ulicę, żeby się jej przyjrzeć, obróciła się gwałtownie i obrzuciła mnie spojrzeniem tak okropnym, że nie wiem, jak je opisać; patrząc na mnie, zrobiła trzy czy cztery potworne miny, po czym spuściła z powrotem trzęsącą się głowę, otuliła się wielką chustą, której końce wlokły się za nią po ziemi, powoli weszła za masywne drzwi i zniknęła.
*
42. CECIL BØDKER - "Drzwi do Døven" (1961)
Wydawnictwo Poznańskie, (do przeczytania --> TUTAJ)
Tomik opowiadań Bødker, z którego pochodzi wyróżnione opowiadanie. (źródło: www.dba.dk) |
Młody chłopak imieniem Christofer jest nieustannie poniżany, prześladowany i bity przez grupkę okolicznych wyrostków. Jedna z tych gorzkich scen ma miejsce tuż przed owianym złym sławą domu. Domu, w którym zawsze drzwi są otwarte, ale nigdy nie pali się w nim światło. Ze środka zawsze uchodziła wąska smużka dymu. Mrok spowijał wejście i nikt nie wiedział, co znajduje się za progiem. W domu podobno mieszkała niejaka Døven. Nikt jej nie widział, ale każdy się jej bał. Ów złowróżbny zapach nietykalności unoszący się nad progiem domostwa staje się świadkiem - a może przyczyną? – przemiany Christofera… Absolutna perełeczka, magiczne, tajemnicze opowiadanie. Pochodzi ono z tomu opowiadań pt. Øjet (Oko), który przyniósł rozgłos Cecil Bødker. To opowiadania z silnymi akcentami niesamowitymi i demonicznymi – chętnie przeczytałbym je w polskim przekładzie.
Uświadomił sobie, że czarna, wysysająca czeluść za drzwiami do Døven jest teraz bardzo blisko, wrażenie było tak mocne, że poczuł zimno. Skóra na nim ścierpła. Nikt dobrze nie wiedział, co Døven robi w tych ciemnościach, bo przecież musiało być u niej zupełnie ciemno, skoro wisiało coś na oknie. Mimo, że drzwi były otwarte. Musiała w tym kryć się jakaś tajemnica, bo ludzie ściszali głosy, gdy mówili o Døven.
*
41. JAROSŁAW IWASZKIEWICZ - "Kościół w Skaryszewie" (1968)
Iskry, (do przeczytania --> TUTAJ)
Kościół św. Jakuba w Skaryszewie. (źródło: Wikipedia) |
Nie jest to typowe opowiadanie grozy, choć zawiera wyraźne elementy niesamowite. Smaczku całej historii dodaje fakt, że Skaryszew wraz ze swoim kościółkiem istnieją naprawdę. Wikary Konrad R. zostawił pewnego dnia otwarte drzwi kościoła. Do świątyni wchodzi tajemniczy młodzian, zwany Rysiem. Prosi księdza o spowiedź, ponieważ przybył do Skaryszewa, aby wykonać wyrok śmierci na jednym z mieszkańców. Zaskoczony ksiądz zaczyna dopytywać o kogo chodzi, cała sprawa nie daje mu spokoju… Wkrótce stanie przed poważnym dylematem. I chyba te ludzkie rozterki przerażają u Iwaszkiewicza najbardziej.
I ksiądz posunął się nagle w ławce i sięgnął pod pelerynę Rysia. Natrafił na jego dłoń zimną i rozwartą. Uderzyło go to, że wyczuł na tej dłoni zbyt długie paznokcie, coś jak pazury lwa czy orła. Cofnął się szybko.
***
Przede wszystkim pięknie dziękuję za inspirujący wpis.
OdpowiedzUsuńRozumiem, że wybór był znacznie szerszy i że pozycje 50-41 to - nie do końca ścisła, ale - czołówka? Innymi słowy, coś, co polecasz?
Z podanych tytułów znam jedynie Iwaszkiewicza. Dla mnie jest wyborny, zresztą Iwaszkiewicz świetnie wypada w krótkich formach. Nawiasem mówiąc, "Matka Joanna od Aniołów" mogłaby wpisać się w to zestawienie... i zastanawiam się, czy się wpisała. ;)
Chętnie też sprawdzę, czy znajdzie się miejsce na Oskara Wilde'a i jego "Upiora rodu Canteville'ów".
Dziękuję za podpowiedzenie opowiadań Melville'a. Na pewnego poszukam tego zbioru. Ze swojej strony gorąco polecam "Billy'ego Budda". Nie jest to może groza, ale książka naprawdę jest znakomita.
Czekam w takim razie na tę bardziej ścisłą czołówkę. :)
Dzięki Ania!
OdpowiedzUsuńTak, jest to swego rodzaju czołówka, w sumie tych przeczytanych opowiadań niesamowitych było kilkaset. Mam nadzieję, że kolejne miejsca zainspirują Cię jeszcze bardziej :)
W pełni się zgadzam co do "Billy'ego Budda", to wyśmienita rzecz. Ale... w linkowanym powyżej zbiorze opowiadań Melville'a są - choć trudno w to uwierzyć - dwa jeszcze lepsze opowiadania. Tam Melville wznosi się na szczyt maestrii i literackiego absolutu :)
"Matka Joanna od Aniołów" - no comments :) Natomiast przyznam, że nie znam zbyt dobrze twórczości Iwaszkiewicza. Polecisz coś jeszcze?
A z powyższej listy na pewno warto sprawdzić kompletnie nieznaną Cecil Bødker, zaś "Sześćdziesiąt opowiadań" Buzzatiego to prawdziwa uczta literacka, gwarantuję, że będziesz się dobrze bawić podczas lektury.
Weekendowe pozdrowienia!
Usłyszałam kiedyś, że Mann i Camus zachwycali się "Billym Buddem", i głównie to skłoniło mnie do sięgnięcia po tę książkę. Nie przeżyłam zawodu, przeciwnie, i cieszę się, czytając, że Ty również.
OdpowiedzUsuńSkoro jednak w polecanym zbiorze są dwa jeszcze lepsze opowiadania Melville'a, to nie rozumiem obecności "Dzwonnicy" wobec ograniczenia do dwóch tekstów na pisarza. ;)
Jeżeli chodzi o Iwaszkiewicza, to nie nie będzie niestety zaskoczenia: poza "Matką Joanną" do moich ulubionych opowiadań należy ścisła klasyka - "Panny z Wilka", "Gody jesienne" i "Brzezina" (którą ze względu na atmosferę i absolutnie zachwycający język nieznacznie przedkładam nad pozostałe dwa, chociaż nastraja pesymistycznie).
Po Buzzatiego sięgnę, skoro tak gorąco go polecasz. Zaciekawiłeś mnie ogromnie!
Dziękuję i ja również pozdrawiam.
To proste - owe dwa genialne opowiadania Melville'a nie są opowiadaniami grozy, stąd ich nieobecność w tym rankingu :)
OdpowiedzUsuńDzięki za iwaszkiewiczową polecajkę - myślę, że zacznę od "Brzeziny", brzmi dobrze!