LUIGI PIRANDELLO - Koń na księżycu [recenzja #129]

 


Solidność z okazjonalnym błyskiem.

***


📕 WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Literackie Kraków
🕒 ROK WYDANIA: 1972
📖 ILOŚĆ STRON:  256


                    OCENA:                      

               
 
  

Luigi Pirandello to znany i ceniony włoski literat. Pisał rzeczy przeróżne: od dramatów, przez powieści aż po opowiadania. Był postacią nietuzinkową, wielowymiarową, ale też kontrowersyjną: zakochał się we własnej kuzynce, otwarcie popierał politykę Mussoliniego.

Jednocześnie był członkiem Włoskiej Akademii Nauk oraz laureatem Nagrody Nobla (1934 rok).

Jedyny jak dotąd tomik opowiadań Pirandellego przetłumaczony na język polski to właśnie Koń na księżycu. A że w tym roku postanowiłem głębiej zapoznać się z literaturę włoską, nie było innej opcji, niż zabrać się w końcu za pana Luigiego.

**

W środku czekało jedenaście opowiadań. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to ich regularność. Prawie wszystkie są zbliżonej długości: 15-20 stron. Taka jest widocznie kadencja i rytm Pirandellego. Schemat łamie jedynie dłuższe, otwierające opowiadanie pt. W milczeniu.

To historia młodego chłopaka imieniem Cesarino, mieszkającego z matką. W domu widzą się tylko wieczorem, a i wtedy zamieniają ze sobą zdawkowe kilka słów. Mieszkają razem, ale nic o sobie nie wiedzą, nie czują się sobie bliscy. Pewnego dnia dyrektor szkoły informuje Cesarino, że jego matka zaniemogła. Ten pędzi do domu, by zastać już tylko stygnące ciało i… kwilącego niemowlaka, który nie wiadomo, skąd się tam wziął. Czy to dziecko jego matki? Dlaczego nic o nim nie wiedział, dlaczego nic nie zauważył?

Nagle, z dnia na dzień Cesarino musi zmierzyć się z nowym życiem i rosnącymi jak grzyby po deszczu pytaniami bez odpowiedzi.

Jeszcze lepszy jest Wir. To dla mnie punkt kulminacyjny całego zbiorku i zarazem jego najlepsze opowiadanie.

Klub tenisowy. Tematem dnia dla plotkujących mężczyzn jest fakt, iż ich znajomy nazwiskiem Daddi oszalał i został zamknięty w szpitalu. Faktycznie, odkąd wrócił z wakacji, zachowywał się bardzo dziwnie.

Najpierw spoglądał z daleka i z ukosa; po czym z wolna, z wolna, jak gdyby przyciągnięty pewnymi objawami, które jakoby zdawał się odkrywać w tym albo w tamtym z najbliższych przyjaciół (…), z wolna zaczął ich śledzić z bliska, przez co w ostatnich dniach stał się po prostu niemożliwy do zniesienia. Stawał raz przed jednym, raz przed drugim, kładł mu ręce na ramiona i uporczywie wpatrywał się w niego. (…)

- Co za otchłań, co za otchłań – szeptał.

Okazuje się, że jeden z członków klubu odwiedził Daddiego tuż przed jego wakacjami. W tajemnicy, wyznał miłość jego żonie, która zdecydowanie odrzuciła zaloty. Na miejscu, oprócz Daddiego i jego żony, przebywała także jej przyjaciółka Gabriela. Dalszego ciągu oczywiście nie zdradzę, ale Pirandello dał tutaj – nieostatni raz zresztą – dowód swego kunsztu. W wielce zmyślny sposób splątał emocje kilkorga ludzi. Ich miotanie się, wspólne podrygi i tajemne wyznania łączą się w świetny moralitet o ludzkiej hipokryzji.  Z punktu widzenia psychologii bohaterów, Wir to małe dziełko sztuki.

Dalej Pirandello nieco obniża loty, choć wciąż jest solidnie.

Luigi Pirandello i jego starannie ostrzyżona bródka.
(źródło: www.anylang.net)

Pech Pitagorasa to umiarkowanie ciekawa historia mężczyzny, które po kilku latach przerwy spotyka na ulicy swego przyjaciela sprzed lat. Jakież było jego zdziwienie, gdy pewnego dnia otrzymał telegram o treści: „Wielkie nieszczęście, Pitagorasie. Jutro rano przyjeżdżam do Rzymu. Bądź na stacji o 8:20. Renzi”.

Skoro jego przyjaciel Renzi ma dopiero zamiar przyjechać do Rzymu, kogo w takim razie witał codziennie na ulicy? Dałby sobie uciąć głowę, że był to właśnie Renzi.

Tytułowy Koń na księżycu to rzecz o małżeństwie młodej, pełnej energii kobiety i starszego, ociężałego mężczyzny. Małżonka zabiera niezdarnego partnera na spacer na pobliskie wzgórze. Na swej drodze napotykają leżącego na ziemi, zdychającego konia – sam szkielet prawie - nad którym krążyło już wygłodniałe stado kruków. I wtedy dochodzi do kluczowej, brzemiennej w skutkach rozmowy. Puenta daje do myślenia, jest zaskakująco aktualna.

Nagie życie --> matka i córka przybywają do rzeźbiarza w celu zamówienia pomnika nagrobnego dla przedwcześnie zmarłego narzeczonego młodej niewiasty. To ona sama wymyśliła projekt: ma to być Życie zaślubiające Śmierć:

Szkielet stoi sztywno, tak jak go wyrysował pan Colli, ale wśród fałdów żałobnego płaszcza wysuwa się zaledwie widoczna ręka, która trzyma obrączkę ślubną. Życie, w pokornym odruchu, tuli się do Śmierci i wyciąga rękę po obrączkę.

Całkiem ciekawy pomysł (z akcentem komicznym – kłótnie między rzeźbiarzem i jego przyjacielem) został zaprzepaszczony i opowiadanie dryfuje donikąd.

Zaproszenie na obiad

Warte uwagi i momentami przezabawne jest Zaproszenie na obiad. Poznajemy łatwo wpadającą w gniew rodzinę Borgiannich (trzy siostry i pięciu braci, wszyscy wysocy, barczyści, obdarzeni herkulesową siłą). Chcąc się odwdzięczyć za schronienie udzielone jednemu z braci, zapraszają na obiad nieznajomego, który wyciągnął wówczas do rodziny Borgiannich pomocną dłoń. Jakież było ich zdziwienie, gdy w drzwiach pojawił się gość - niepozorny, niziutki, ledwie sięgający pleców najniższej z sióstr: Don Diego, zwany Mysikrólikiem ze względu na swoją skromniutką posturę.

Obiad trwał w nieskończoność. Don Diego miał ochotę płakać, tarzać się po ziemi z rozpaczy, drapać się po twarzy, wykrzywiać usta z wściekłości. Co za okrucieństwo! Neron! Ośmiu Neronów! Nie miał nawet tyle siły, żeby odsunąć talerz; (…) wszystko wirowało mu w oczach; (…) tymczasem opętane kolosy wrzeszczały, gestykulowały i szalały już to zrywając się, już to siadając znowu i wymyślając sobie nawzajem.

Rzeczywistość snu to rzecz na tyle przeciętna, że nie warto jej nawet streszczać.

Głos jest dla odmiany całkiem ciekawą historią opiekunki, która zajmowała się niewidomym młodzieńcem. Oczywiście, zakochała się w podopiecznym i za wszelką cenę nie chce, by ukochany odzyskał wzrok – a wszystko w obawie przed odrzuceniem. Kobieta uroiła sobie, że uczucie mężczyzny, obcującego przecież tylko z jej głosem, wyparuje w momencie, gdy odzyska wzrok i spojrzy na nią.

Doktor Giunio Falci zdobył niedawno w wyniku konkursu stanowisko dyrektora kliniki okulistycznej; ale czy to z powodu znużonego i zawsze roztargnionego wyrazu twarzy, czy też przez niezgrabną postać oraz leniwy, niedbały chód, a może przez tę swoją przedwcześnie wyłysiałą, odrzuconą w tył głowę, nie potrafił pozyskać niczyjej sympatii ani też zaufania. Doktor Falci wiedział o tym i, zdawało się, jak gdyby cieszył się tym faktem.

Wezwanie do obowiązku to umiarkowanie zabawna historia o fortelu, mającym zachęcić jurnego marynarza do wypełniania swego małżeńskiego obowiązku, który ten scedował – nie pytając rzecz jasna żony o zgodę – na grupę kobiet rozsianych po portach całego świata.

Wierność psa to kolejna etiudka obśmiewająca nędzny, człowieczy los, pogrążony w oparach lubieżnych zdrad. Jak się można domyślić po tytule – lojalny i zawsze wierny pies staje się solą w oku zdradzających, których irytuje swoim stabilnym kręgosłupem moralnym.

Zamykająca tom Podróż to ciekawe studium psychologiczne rodzącego się uczucia. Warto wspomnieć, że autor porusza tutaj rzadko eksplorowany w literaturze temat miłości szwagra i szwagierki.

Pirandello lubi konkretnie kończyć swe opowiadania. Samobójstwa, nagłe ucieczki, kopanie psa – do wyboru, do koloru. Nie ma tu miejsca na domysły. Miłośnicy kompozycji zamkniętych będą zadowoleni.

Okładka angielskiego wydania Konia z 1932 roku.
(źródło: www.abebooks.com)

Włoski pisarz wręcz lubuje się w piętnowaniu ludzkich wad i hipokryzji (i świetnie mu to wychodzi). Myślę, że sprawdziłby się w pisaniu bajek; zarówno tych prostszych dla dzieci, jak i bardziej soczystych dla dorosłych.

W wielu opowiadaniach obserwować możemy, jak pod wpływem pewnych wydarzeń, bohaterowie zmieniają swe zachowanie, nawyki, stają się kimś innym lub samym sobą na nowo – zależy od punktu widzenia.

Cesarino po śmierci matki natychmiast mężnieje – do tego stopnia, że powinniśmy go już wtedy nazywać Cesare (W milczeniu). Jak powoli rozkwitający kwiat, zmienia się na naszych oczach Adriana Braggi z Podróży, zaś gwałtowna zmiana pokazana jest na przykładzie rodziny Herkulesów – rodziny Borgianni (przypominam: trzy siostry i pięciu braci).

Z kolei drastyczny przykład zmian to postać Daddiego w świetnym Wirze.

Mamy więc cały przekrój różnych przeobrażeń i skutków jakie ze sobą niosą. Ten temat, podobnie jak niewierność, zdaje się fascynować włoskiego pisarza najbardziej.

**

Koń na księżycu trzyma zaskakująco równy poziom, nazwałbym go „niezłym”. I w tym chyba właśnie tkwi problem Luigiego Pirandella: jego pisarstwo budzi szacunek, ale nie podziw.  To jak solidny wyrób zręcznego rzemieślnika, który oglądamy z zainteresowaniem, ale nigdy nie kupimy, ponieważ brak mu błysku, tej iskry geniuszu, niedefiniowalnego „czegoś więcej”.

Polecam miłośnikom włoskiej literatury, koneserom opowiadań, zakochanym w swoich szwagierkach oraz czytelnikom posiadającym trzy siostry lub pięciu braci.

Komentarze

  1. Ciekawe, skąd się wziął ten niemowlak. :) Czytałam kiedyś „Na kogo kolej?” tego autora. Była to historia dziewczyny zmuszonej do poślubienia starca. Ogromy dramat, ale jakoś nie umiałam się nim przejąć. Miałam chyba podobne wrażenia do Twoich: autor pisze nieźle, ale nie zachwyca. Jego pisarstwo wydało mi się trochę za słabe jak na Nobla.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chcę dać jeszcze jedną szansę Pirandellemu, ale raczej nie będzie to "Na kogo kolej?" :) Bardziej kusi mnie wspomniany w poniższym komentarzu "Jeden, nikt...". Lub ewentualnie "Czarny szal" - kolejny zbiór opowiadań. Kusi mnie też "Sześć postaci scenicznych w poszukiwaniu autora" - chociaż nie jestem fanem utworów dramatycznych. Jest z czego wybierać!
      A słabi Nobliści to temat-rzeka, planowałem kiedyś artykuł na ten temat. Rozczarowałem się już wiele razy...

      Usuń
  2. Przyznaję, że niecierpliwie czekałam na kolejną "włoską" recenzję, i nie zawiodłam się. Za to bardzo dziękuję.
    Przyznaję, po wtóre, że mam "problem" z Pirandellem. Jakiś czas temu wpadł mi w ręce "Jeden, nikt i sto tysięcy". Przeczytałam to, ale muszę otwarcie powiedzieć, że nie do końca zrozumiałam, skąd biorą się zachwyty nad tą książką. Albo inaczej: nie przemówił do mnie ten rodzaj stylistyki. Zakładam, że zaczęłam ze zbyt wysokiego c, i tak sobie myślę, że może na (drugi) początek dobrze byłoby zacząć od opowiadań. Kto wie, może "Koń na księżycu" sprawdzi się w tej roli?

    Pozwolę sobie dodać, że gdyby "Jeden, nikt..." wpadł Ci kiedyś w ręce i wzbudził w Tobie chęć napisania recenzji, chętnie bym poznała Twój punkt widzenia na tę powieść.
    Tymczasem raz jeszcze dziękuję za ciekawy trop.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zadziałała stara metoda i poprzez krytykę książki, zachęciłaś mnie do sięgnięcia po "Jeden, nikt...". Po pokonaniu fundamentów i parteru Pirandellowskiej wieży, będzie to myślę dobra okazja do obejrzenia pierwszego piętra. Ambitnie zakładam, że wstąpię tam jeszcze w tym roku :) Dziękuję za wizytę na blogu i wskazanie tropu.

      Usuń

Prześlij komentarz

Jeśli recenzja lub książka wzbudziła w Tobie jakiekolwiek emocje - nie wahaj się, SKOMENTUJ :)

Copyright © MILCZENIE LITER