LUIGI PIRANDELLO - Koń na księżycu [recenzja #129]
Solidność z okazjonalnym błyskiem.
***
OCENA:
Luigi Pirandello to znany i
ceniony włoski literat. Pisał rzeczy przeróżne: od dramatów, przez powieści aż
po opowiadania. Był postacią nietuzinkową, wielowymiarową, ale też
kontrowersyjną: zakochał się we własnej kuzynce, otwarcie popierał politykę
Mussoliniego.
Jednocześnie był członkiem
Włoskiej Akademii Nauk oraz laureatem Nagrody Nobla (1934 rok).
Jedyny jak dotąd tomik opowiadań
Pirandellego przetłumaczony na język polski to właśnie Koń na księżycu. A że w tym roku postanowiłem głębiej zapoznać się
z literaturę włoską, nie było innej opcji, niż zabrać się w końcu za pana
Luigiego.
**
W środku czekało jedenaście
opowiadań. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to ich regularność. Prawie
wszystkie są zbliżonej długości: 15-20 stron. Taka jest widocznie kadencja i
rytm Pirandellego. Schemat łamie jedynie dłuższe, otwierające opowiadanie pt. W milczeniu.
To historia młodego chłopaka
imieniem Cesarino, mieszkającego z matką. W domu widzą się tylko wieczorem, a i
wtedy zamieniają ze sobą zdawkowe kilka słów. Mieszkają razem, ale nic o sobie
nie wiedzą, nie czują się sobie bliscy. Pewnego dnia dyrektor szkoły informuje Cesarino,
że jego matka zaniemogła. Ten pędzi do domu, by zastać już tylko stygnące ciało
i… kwilącego niemowlaka, który nie wiadomo, skąd się tam wziął. Czy to dziecko
jego matki? Dlaczego nic o nim nie wiedział, dlaczego nic nie zauważył?
Nagle, z dnia na dzień Cesarino musi zmierzyć się z nowym życiem i rosnącymi jak grzyby po deszczu pytaniami bez odpowiedzi.
Jeszcze lepszy jest Wir. To dla mnie punkt kulminacyjny
całego zbiorku i zarazem jego najlepsze opowiadanie.
Klub tenisowy. Tematem dnia dla
plotkujących mężczyzn jest fakt, iż ich znajomy nazwiskiem Daddi oszalał i
został zamknięty w szpitalu. Faktycznie, odkąd wrócił z wakacji, zachowywał się
bardzo dziwnie.
Najpierw spoglądał z daleka i z ukosa; po czym z wolna, z wolna, jak gdyby przyciągnięty pewnymi objawami, które jakoby zdawał się odkrywać w tym albo w tamtym z najbliższych przyjaciół (…), z wolna zaczął ich śledzić z bliska, przez co w ostatnich dniach stał się po prostu niemożliwy do zniesienia. Stawał raz przed jednym, raz przed drugim, kładł mu ręce na ramiona i uporczywie wpatrywał się w niego. (…)
- Co za otchłań, co za otchłań – szeptał.
Okazuje się, że jeden z członków
klubu odwiedził Daddiego tuż przed jego wakacjami. W tajemnicy, wyznał miłość
jego żonie, która zdecydowanie odrzuciła zaloty. Na miejscu, oprócz Daddiego i
jego żony, przebywała także jej przyjaciółka Gabriela. Dalszego ciągu
oczywiście nie zdradzę, ale Pirandello dał tutaj – nieostatni raz zresztą –
dowód swego kunsztu. W wielce zmyślny sposób splątał emocje kilkorga ludzi. Ich
miotanie się, wspólne podrygi i tajemne wyznania łączą się w świetny moralitet
o ludzkiej hipokryzji. Z punktu widzenia
psychologii bohaterów, Wir to małe
dziełko sztuki.
Dalej Pirandello nieco obniża
loty, choć wciąż jest solidnie.
Luigi Pirandello i jego starannie ostrzyżona bródka. (źródło: www.anylang.net) |
Pech Pitagorasa to umiarkowanie ciekawa historia mężczyzny, które
po kilku latach przerwy spotyka na ulicy swego przyjaciela sprzed lat. Jakież
było jego zdziwienie, gdy pewnego dnia otrzymał telegram o treści: „Wielkie
nieszczęście, Pitagorasie. Jutro rano przyjeżdżam do Rzymu. Bądź na stacji o
8:20. Renzi”.
Skoro jego przyjaciel Renzi ma
dopiero zamiar przyjechać do Rzymu, kogo w takim razie witał codziennie na
ulicy? Dałby sobie uciąć głowę, że był to właśnie Renzi.
Tytułowy Koń na księżycu to rzecz o małżeństwie młodej, pełnej energii
kobiety i starszego, ociężałego mężczyzny. Małżonka zabiera niezdarnego
partnera na spacer na pobliskie wzgórze. Na swej drodze napotykają leżącego na
ziemi, zdychającego konia – sam szkielet prawie - nad którym krążyło już
wygłodniałe stado kruków. I wtedy dochodzi do kluczowej, brzemiennej w skutkach
rozmowy. Puenta daje do myślenia, jest zaskakująco aktualna.
Nagie życie --> matka i córka przybywają do rzeźbiarza w celu zamówienia pomnika nagrobnego dla przedwcześnie zmarłego narzeczonego młodej niewiasty. To ona sama wymyśliła projekt: ma to być Życie zaślubiające Śmierć:
Szkielet stoi sztywno, tak jak go wyrysował pan Colli, ale wśród fałdów żałobnego płaszcza wysuwa się zaledwie widoczna ręka, która trzyma obrączkę ślubną. Życie, w pokornym odruchu, tuli się do Śmierci i wyciąga rękę po obrączkę.
Całkiem ciekawy pomysł (z
akcentem komicznym – kłótnie między rzeźbiarzem i jego przyjacielem) został
zaprzepaszczony i opowiadanie dryfuje donikąd.
Zaproszenie na obiad
Warte uwagi i momentami
przezabawne jest Zaproszenie na obiad.
Poznajemy łatwo wpadającą w gniew rodzinę Borgiannich (trzy siostry i pięciu
braci, wszyscy wysocy, barczyści, obdarzeni herkulesową siłą). Chcąc się
odwdzięczyć za schronienie udzielone jednemu z braci, zapraszają na obiad
nieznajomego, który wyciągnął wówczas do rodziny Borgiannich pomocną dłoń.
Jakież było ich zdziwienie, gdy w drzwiach pojawił się gość - niepozorny,
niziutki, ledwie sięgający pleców najniższej z sióstr: Don Diego, zwany Mysikrólikiem
ze względu na swoją skromniutką posturę.
Obiad trwał w nieskończoność. Don Diego miał ochotę płakać, tarzać się po ziemi z rozpaczy, drapać się po twarzy, wykrzywiać usta z wściekłości. Co za okrucieństwo! Neron! Ośmiu Neronów! Nie miał nawet tyle siły, żeby odsunąć talerz; (…) wszystko wirowało mu w oczach; (…) tymczasem opętane kolosy wrzeszczały, gestykulowały i szalały już to zrywając się, już to siadając znowu i wymyślając sobie nawzajem.
Rzeczywistość snu to rzecz na tyle przeciętna, że nie warto jej nawet
streszczać.
Głos jest dla odmiany całkiem ciekawą historią opiekunki, która
zajmowała się niewidomym młodzieńcem. Oczywiście, zakochała się w podopiecznym
i za wszelką cenę nie chce, by ukochany odzyskał wzrok – a wszystko w obawie
przed odrzuceniem. Kobieta uroiła sobie, że uczucie mężczyzny, obcującego
przecież tylko z jej głosem, wyparuje w momencie, gdy odzyska wzrok i spojrzy
na nią.
Doktor Giunio Falci zdobył niedawno w wyniku konkursu stanowisko dyrektora kliniki okulistycznej; ale czy to z powodu znużonego i zawsze roztargnionego wyrazu twarzy, czy też przez niezgrabną postać oraz leniwy, niedbały chód, a może przez tę swoją przedwcześnie wyłysiałą, odrzuconą w tył głowę, nie potrafił pozyskać niczyjej sympatii ani też zaufania. Doktor Falci wiedział o tym i, zdawało się, jak gdyby cieszył się tym faktem.
Wezwanie do obowiązku to umiarkowanie zabawna historia o fortelu,
mającym zachęcić jurnego marynarza do wypełniania swego małżeńskiego obowiązku,
który ten scedował – nie pytając rzecz jasna żony o zgodę – na grupę kobiet
rozsianych po portach całego świata.
Wierność psa to kolejna etiudka obśmiewająca nędzny, człowieczy
los, pogrążony w oparach lubieżnych zdrad. Jak się można domyślić po tytule –
lojalny i zawsze wierny pies staje się solą w oku zdradzających, których
irytuje swoim stabilnym kręgosłupem moralnym.
Zamykająca tom Podróż to ciekawe studium psychologiczne
rodzącego się uczucia. Warto wspomnieć, że autor porusza tutaj rzadko
eksplorowany w literaturze temat miłości szwagra i szwagierki.
Pirandello lubi konkretnie
kończyć swe opowiadania. Samobójstwa, nagłe ucieczki, kopanie psa – do wyboru,
do koloru. Nie ma tu miejsca na domysły. Miłośnicy kompozycji zamkniętych będą
zadowoleni.
Okładka angielskiego wydania Konia z 1932 roku. (źródło: www.abebooks.com) |
Włoski pisarz wręcz lubuje się w piętnowaniu
ludzkich wad i hipokryzji (i świetnie mu to wychodzi). Myślę, że sprawdziłby
się w pisaniu bajek; zarówno tych prostszych dla dzieci, jak i bardziej
soczystych dla dorosłych.
W wielu opowiadaniach obserwować
możemy, jak pod wpływem pewnych wydarzeń, bohaterowie zmieniają swe zachowanie,
nawyki, stają się kimś innym lub samym sobą na nowo – zależy od punktu
widzenia.
Cesarino po śmierci matki
natychmiast mężnieje – do tego stopnia, że powinniśmy go już wtedy nazywać
Cesare (W milczeniu). Jak powoli rozkwitający
kwiat, zmienia się na naszych oczach Adriana Braggi z Podróży, zaś gwałtowna zmiana pokazana jest na przykładzie rodziny
Herkulesów – rodziny Borgianni (przypominam: trzy siostry i pięciu braci).
Z kolei drastyczny przykład zmian
to postać Daddiego w świetnym Wirze.
Mamy więc cały przekrój różnych przeobrażeń
i skutków jakie ze sobą niosą. Ten temat, podobnie jak niewierność, zdaje się
fascynować włoskiego pisarza najbardziej.
**
Koń na księżycu trzyma zaskakująco równy poziom, nazwałbym go „niezłym”. I w tym chyba właśnie tkwi problem Luigiego Pirandella: jego pisarstwo budzi szacunek, ale nie podziw. To jak solidny wyrób zręcznego rzemieślnika, który oglądamy z zainteresowaniem, ale nigdy nie kupimy, ponieważ brak mu błysku, tej iskry geniuszu, niedefiniowalnego „czegoś więcej”.
Polecam miłośnikom włoskiej literatury, koneserom opowiadań, zakochanym w swoich szwagierkach oraz czytelnikom posiadającym trzy siostry lub pięciu braci.
Ciekawe, skąd się wziął ten niemowlak. :) Czytałam kiedyś „Na kogo kolej?” tego autora. Była to historia dziewczyny zmuszonej do poślubienia starca. Ogromy dramat, ale jakoś nie umiałam się nim przejąć. Miałam chyba podobne wrażenia do Twoich: autor pisze nieźle, ale nie zachwyca. Jego pisarstwo wydało mi się trochę za słabe jak na Nobla.
OdpowiedzUsuńChcę dać jeszcze jedną szansę Pirandellemu, ale raczej nie będzie to "Na kogo kolej?" :) Bardziej kusi mnie wspomniany w poniższym komentarzu "Jeden, nikt...". Lub ewentualnie "Czarny szal" - kolejny zbiór opowiadań. Kusi mnie też "Sześć postaci scenicznych w poszukiwaniu autora" - chociaż nie jestem fanem utworów dramatycznych. Jest z czego wybierać!
UsuńA słabi Nobliści to temat-rzeka, planowałem kiedyś artykuł na ten temat. Rozczarowałem się już wiele razy...
Przyznaję, że niecierpliwie czekałam na kolejną "włoską" recenzję, i nie zawiodłam się. Za to bardzo dziękuję.
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, po wtóre, że mam "problem" z Pirandellem. Jakiś czas temu wpadł mi w ręce "Jeden, nikt i sto tysięcy". Przeczytałam to, ale muszę otwarcie powiedzieć, że nie do końca zrozumiałam, skąd biorą się zachwyty nad tą książką. Albo inaczej: nie przemówił do mnie ten rodzaj stylistyki. Zakładam, że zaczęłam ze zbyt wysokiego c, i tak sobie myślę, że może na (drugi) początek dobrze byłoby zacząć od opowiadań. Kto wie, może "Koń na księżycu" sprawdzi się w tej roli?
Pozwolę sobie dodać, że gdyby "Jeden, nikt..." wpadł Ci kiedyś w ręce i wzbudził w Tobie chęć napisania recenzji, chętnie bym poznała Twój punkt widzenia na tę powieść.
Tymczasem raz jeszcze dziękuję za ciekawy trop.
Zadziałała stara metoda i poprzez krytykę książki, zachęciłaś mnie do sięgnięcia po "Jeden, nikt...". Po pokonaniu fundamentów i parteru Pirandellowskiej wieży, będzie to myślę dobra okazja do obejrzenia pierwszego piętra. Ambitnie zakładam, że wstąpię tam jeszcze w tym roku :) Dziękuję za wizytę na blogu i wskazanie tropu.
Usuń