LUIGI MALERBA - Salto Mortale [recenzja #127]
Enigmatyczna, momentami intrygująca, książka.
***
OCENA:
Salto Mortale to intrygująca powieść, która momentami może się
podobać, ale przez większość czasu z perwersyjną przyjemnością skupia się na
zapędzaniu czytelnika w kozi róg.
Początkowo Malerba pozwala nam
myśleć, że poznajemy historię niejakiego „Giuseppe zwanego Giuseppe” (to nie
pomyłka), handlarza złomem i domokrążcę, który przypadkiem znajduje trupa
leżącego przy Średniowiecznej Baszcie. Giuseppe postanawia rozpocząć własne śledztwo.
Tym bardziej, że niedaleko ciała znaleziono zakrwawiony nóż. Tymczasem
podejrzenia policji padają na tajemniczego człowieka z czarnym rowerem…
Zaczyna się jak klasyczny
kryminał, ale bardzo szybko przestaje nim być.
Akcja – o ile można tu mówić o
jakiejkolwiek akcji – toczy się na słonecznej równinie Pavona niedaleko Rzymu. Jak
wspomniałem, popełnione zostaje morderstwo. I niby jest śledztwo, są
podejrzani, tropy, kolejne ofiary, ale wydarzenia te dzieją się gdzieś na
drugim, albo i trzecim planie, wspomniane mimochodem w monologu (?) głównego
bohatera. Wszystko jest tu jakieś wykoślawione.
Wkrótce okazuje się, że wprawdzie
pojawiają się kolejni podejrzani: miejscowy rzeźnik, kąpielowy, czy łapacz much,
ale wszyscy z nich również mają na imię Giuseppe. Co to ma znaczyć? Czy to
jedna osoba i jej fantazje? Rozszczepienie osobowości? Osobiście skłaniam się
ku tezie, że to jednak różnorakie postacie, ale przez wrzucenie ich do jednego
wora włoski pisarz chce coś przekazać. Niezależnie od tego, czy jesteśmy
złomiarzem, rzeźnikiem, czy policjantem, wykonujemy identyczne salta, w rytm
życia i codziennego znoju.
Jeśli chodzi o kobiety, sytuacja
również wymyka się spod kontroli. Bohaterka kobieca jest w zasadzie tylko
jedna, chociaż występuje pod – o ile dobrze policzyłem – czternastoma różnymi
imionami (!). Wszystkie z nich są podobne: Rosalma, Rosmunda, Rosina, Rossanda,
Rosalinda, Rosalba, Rossanda, Rosangela, Rosella, Rossana, Rosalia, Rosetta,
Rosaria, Rosanna. Po co ta cała maskarada? W każdym razie, bohater – nasz
Giuseppe – jest w związku/relacji z kobietą o 14 imionach. To z nią dzieli się
informacjami o postępach śledztwa, komentuje jego postępy, czy aranżuje chińską
grę erotyczną. Muszę w tym momencie ostrzec czytelników o słabszych nerwach – Salto Mortale zawiera sceny opisujące
lizanie ludzkiego oka. Na samą myśl o tym przechodzą mnie dreszcze obrzydzenia.
Tak wyglądał Luigi Malerba. (źródło: www.studenti.it) |
To właśnie od „Rosalindy” Giuseppe
dowiaduje się, że chłopiec przynoszący im mleko jest w rzeczywistości jego
synem. To ona opatruje ranę na jego szyi. W ich rozmowach autor nieraz przemyca
ciekawe wątki i teorie, na przykład tę o naturalnych symetriach.
Chodzi o bliźniaczo podobne do
siebie wydarzenia lub sytuacje, które występują w różnych miejscach i o różnym
czasie, całkowicie niezależnie od siebie. Rozmawiasz właśnie ze swoim bratem o nowej
Toyocie? Jest pewne, że gdzieś na świecie, w tej samej chwili, ktoś inny
rozmawia ze swoim bratem na ten sam temat, mogą mieć nawet tyle samo lat i tak
samo na imię.
Narrator jest pewnie po części
samym Malerbą. W jednym fragmencie podkreśla swoją chorobliwą upartość –
dokładnie tak samo, jak bohater słynnej powieści Malerby pt. Wąż, który często powtarzał, że jest
gorszy niż święta Inkwizycja.
Ale jak sobie wbiłem w głowę że złowię go w sieć jestem bardziej uparty niż policja która jest uparta jak muł. A ja jestem bardziej uparty niż oni oboje, niż muł i policja.
W zakrzywionej czasoprzestrzeni
Malerby kilka punktów orientacyjnych trzyma nas przy życiu. Jednym z nich jest
audycja radiowa nadająca muzykę fińskiego kompozytora Jeana Sibeliusa, którego
narrator szczerze nie znosi.
Radio w Trzecim Programie nadawało godzinę z Sibeliusem, nie podoba mi
się ten muzyk. Dlaczego godzina? Pół godziny byłoby dla niego aż nadto.
Bez nich katastrofa murowana,
chociaż Malerba stosuje pewne subtelne zabiegi, które powodują, że nawet owe
fundamenty, narracyjne dogmaty się rozsypują i zaczynamy w nie wątpić.
... a tak Jan Sibelius. (źródło: www.turunmusiikkijuhlat.fi) |
Wspomniany Sibelius powraca kilka
razy, ale uważny czytelnik zwróci uwagę, że jednego razu muzykę Fina nadaje
Program Trzeci, innym razem jest to Program Drugi lub Pierwszy. Włoski pisarz
podsuwa czytelnikowi poręcz do łatwiejszej wspinaczki, ale ta poręcz nie jest
do niczego przytwierdzona, wisi w powietrzu i stanowi tylko ułudę stabilności.
Dziwne pomysły i eksperymentalne
ciągatki Luigiego Malerby przestają dziwić, gdy przypomnimy sobie, że należał
do włoskiego ruchu literackiej awangardy Neoavanguardia, obok m.in. Umberto
Eco.
Mól ulubiony cytat z powieści:
Policja rozpracowuje na zimno przestępstwa popełnione na gorąco, dlatego często nic nie rozumie.
Ciekawa jest także postać narratora.
Jest bardzo, hmm, ludzki… Myli się, ma
wątpliwości, daleko mu do wszechwiedzącego omnibusa. To sugeruje, że książka
jest jednym wielkim monologiem Giuseppe.
Na prawo i na lewo od drogi są krzewy oleandrów z czerwonymi i różowymi kwiatami. Za krzewami są oliwki kilka pinii żywopłot z mącznicy dwa stare dęby zaorane pole dwa rzędy winorośli łąka. Dobrze może przesadziłem, nie ma tego wszystkiego co powiedziałem ale niewiele brakuje.
Salto Mortale nasycone jest dużą dawką absurdu. Przykładowo, gdy
mowa o zanieczyszczeniu powietrza w miastach, narrator-Giuseppe wysuwa pomysł
zbudowania gigantycznych rurociągów, które tłoczyłyby do miast świeże powietrze
znad morza i rejonów górskich.
Wydaje mi się, że jeden z
rozdziałów to opis sytuacyjny widziany oczami rzeczonego trupa, który leży w
miejscu i nie może się nawet poruszyć, chociaż rejestruje to, co się dzieje
wokół niego.
Mrówki nie dają mi spokoju, nie mam ani chwili wytchnienia. Źdźbło trawy włazi mi w ucho kamień gniecie mnie w plecy muchy krążą po mojej twarzy po nosie wargach oczach. Słońce parzy mi skórę oczy wyłażą mi na wierzch. Czuję lekkie ukłucia, czy to muchy czy mrówki? Ktoś mnie dotyka dlaczego mnie dotykacie?
Narracja początkowo przypomina
zeznanie bądź rozmowę Giuseppe (którego?) ze swym przyjacielem. Nie zaskoczę nikogo zdradzając, że później
zaczynamy w tę wersję wątpić. Przez pewien czas zdawało mi się, że czytam
jednak monolog głównego bohatera, a później że to mieszanka jego myśli, snów i
przeżyć.
Gdy mówi, że wydaje mu się, że
ktoś czyha na niego w krzakach lub celuje z ukrycia z pistoletu, nie ufamy mu.
Z każdej strony węszy spisek. Dlatego w pełni zgadzam się ze zdaniem, które
przeczytałem gdzieś w internecie:
„Całą powieść przenika poczucie
mrocznego zagrożenia, machinacji na wielką skalę, która ciąży nad światem”.
Podsumujmy więc, co wiemy o
książce Luigiego Malerby. Nie wiemy, jak interpretować wypowiedzi tytułowego
bohatera; nie jesteśmy pewni, kim on jest ani czy to, o czym mówi, zdarzyło się
naprawdę. Sprawy nie ułatwia szczątkowa interpunkcja: są wprawdzie kropki i
okazjonalne przecinki, ale tych drugich jest zdecydowanie za mało, przez co
wypowiedzi bohaterów nieraz zlewają się w jeden, rwący potok, w którym naprawdę
łatwo się zagubić.
Salto Mortale to książka w proszku. Czego nie tkniemy, natychmiast
się rozsypuje. Ściemniający narrator, zaprzeczająca sobie fabuła, wszystkie
męskie postacie noszą te same imię, zaś żeńska bohaterka nazywana jest na
kilkanaście różnych sposobów. Dzięki tym zabiegom autora, linia fabularna
wymyka się czytelnikowi z rąk, a wątki fruwają we wszystkich kierunkach.
Fragment nietuzinkowego spisu treści. (fot. Milczenie Liter) |
Dla jednych będzie to zaletą, dla
innych wadą. Dla mnie raczej to pierwsze. A wady? Salto Mortale ma ich kilka. Jest to książka trudna w odbiorze. O rozmytej
strukturze, ograniczonej interpunkcji już wspominałem; do tego dochodzi brak
akcji, eksperymentalne prowadzenie narracji (brak typowych dialogów, strumień
świadomości), łączenie jawy ze snem, a nawet teraźniejszości z przyszłością
(vide pojawiająca się nagle futurystyczna wizja Baszty Średniowiecznej i jej
otoczenia za kilkanaście lat). Wszystko to powoduje, że lektura wymaga
skupienia i nie należy do najprzyjemniejszych. Książka jest nieco chaotyczna,
choć to jeszcze nic w porównaniu do Węża,
którego fragment w przekładzie Katarzyny Skórskiej można przeczytać w
czasopiśmie „Literatura na Świecie” (nr 11-12/2023).
Koło życia jest tylko jedno. Więc nie podoba mi się to koło. Widzę jak idą sprawy, to znaczy idą wszystkie naprzód w szeregu, jedna za drugą ale w pewnej chwili zaczynają biec, musisz robić salto mortale żeby nie wpaść pod koło.
Myślę, że o tym właśnie jest ta
książka – swe przesłanie ukrył Malerba w rozdziale 24. Pod koniec książki
uśmierca wszystkich podejrzanych (pamiętamy, że być może są oni projekcją
jednej osoby); kąpielowy ginie w płomieniach podczas próby podpalenia rozlanej
na morzu nafty, zagrażającej plaży; rzeźnik tonie w dwudziestu centymetrach
wody, a łapacz much zostaje zmiażdżony pod gruzami zawalonego mostu. Który
Giuseppe pozostaje przy życiu? Czy jest niewinny, czy to faktycznie jego
policja powinna chronić? Na te pytania czytelnik musi odpowiedzieć sobie sam.
Szczerze mówiąc, mam wątpliwości, czy opisane w książce wydarzenia faktycznie miały miejsce. Nie zdziwiłbym się, gdyby były to jedynie sny, myśli, marzenia i projekcje Giuseppe. Ot, kolejna niewiadoma do okrutnego równania Luigi Malerby; równania, w którym więcej niewiadomych niż danych; równania, którego nie da się rozwiązać.
Wyborna recenzja. Czy mogę zapytać, jak dotarłeś do tego - niszowego bądź co bądź (a może nie?) - autora?
OdpowiedzUsuńChyba już kiedyś o tym wspominałem. Często mam wrażenie, że zamieszczane tu recenzje są lepsze od recenzowanych dzieł. W każdym razie, wizyta na tej stronie to gwarancja bardzo pozytywnych doznań. Nie to, co słuchanie przez godzinę jakiegoś Sibeliusa (żartuję oczywiście; moim skromnym zdaniem Pan Jan był znakomitym kompozytorem).
UsuńSibelius wyrasta na cichego bohatera tej recenzji :) Nie znam kompletnie jego twórczości, ale dziś planuję posłuchać. Zobaczymy (?!), czy niechęć narratora/Malerby była uzasadniona...
UsuńDzięki!
OdpowiedzUsuńKolejność zdarzeń była następująca: najpierw "Opowieści niesamowite z języka włoskiego", następnie sprawdzałem inne wydawnictwa autorów z w/w (świetnego) zbioru, tak trafiłem na jeden z ostatnich numerów "Literatury na świecie", gdzie znalazłem wspomniany w recenzji fragment "Węża" Malerby, a stąd już prosta droga - szybkie sprawdzenie na LC co jeszcze wydał Malerba (wcześniej go nie znałem) i już wiedziałem, że "Salto Mortale" będzie moim następnym celem :)
Czy Sibelius stanął na wysokości zadania?
OdpowiedzUsuńPrzesłuchałem kilka kompozycji - nie było ani szału, ani tragedii. Chociaż przy "Finlandii" dobrze się bawiłem. Ciekawe, jak się komponuje z trunkiem o tej samej nazwie.
UsuńInteresujące pytanie. Jak się komponuje, oczywiście nie wiem, ale skądinąd wiem, że słucha się jeszcze lepiej :)
Usuń