[POLSKIE NIESAMOWITOŚCI #7] JÓZEF TYSZKIEWICZ - Dziwne opowieści

 


Mimo wszystko, lepiej, niż się spodziewałem.

***


📕 WYDAWNICTWO: Skład Główny Domu Książki Polskiej
🕒 ROK WYDANIA: 1931
📖 ILOŚĆ STRON: 240

OCENA:    

   

Groza: 0/3

Fantastyka: 2/3

Modzie na opowieści fantastyczne, niesamowite czy grozy ulegali prawie wszyscy. Ci najbardziej znani (Dostojewski, Conrad, Reymont, Dumas), i ci mniej znani. Wierzący i niewierzący. Bogacze i biedacy. Nie ma się więc co dziwić, że uległ także hrabia Józef Tyszkiewicz, historyk, tłumacz, gorliwy katolik, mówca i antykomunista. Członek zarządu Polsko-Brazylijskiego Towarzystwa Akcyjnego Handlowo-Przemysłowego. Filantrop, oferował ziemię oraz 100 000 rubli (w gotówce!) pod budowę szkoły średniej. W okresie PRL część jego książek została wycofana z bibliotek. Ciekawa postać - choć trudno znaleźć o nim więcej informacji. Tym bardziej, że hrabiów Tyszkiewiczów było wówczas od groma.

Wróćmy jednak do twórczości literackiej. Nowelka Tyszkiewicza pt. Seans ujęta w Opowieściach niesamowitych z języka polskiego (recenzja TUTAJ) należała do najsłabszych w całym zbiorze, byłem ciekaw, jak prezentuje się reszta opowieści niesamowitych hrabiego Józefa. 

Posiadam drugie wydanie Dziwnych opowieści, które ukazało się w 1931 roku nakładem Składu Głównego Domu Książki Polskiej w Warszawie (pierwsze wydanie pochodzi z roku 1929).  W środku znajdujemy 7 opowieści, w tym wspomniany wcześniej Seans. Całość liczy 240 stron, ale z racji na niewielki rozmiar publikacji i przesadnie powiększony font, czyta się bardzo szybko. Rozbawił mnie rewers karty tytułowej, który imperatywem nieznoszącym sprzeciwu nakazuje czytelnikowi ŻĄDAĆ w księgarniach innych pozycji Tyszkiewicza. Nie odważyłem się spróbować.

Kto się odważy?
(fot. Milczenie LIter)

Na pierwszy ogień dostajemy Zwierciadło Sfinksa. Zaskakująco, akcja powiastki toczy się w Egipcie. Piramidy, piasek, Sfinks, a wśród nich archeolog Robert Clarke. Całe życie poświęcił nauce, głęboko wierzy, że poznawszy tajemnice ludów starożytnych, zyska sławę i pieniądze. Tych ostatnich mu jednak brakuje, uwiązany więc jest do amerykańskich krezusów, którzy finansują jego badania. Gdy pewnego dnia został sam w obozie, a słońce pada pod odpowiednim kątem na gładką dotychczas ścianę pod Sfinksem, odkrywa tajemnicze hieroglify. Udaje mu się odczytać ich treść:

"Jeśliś żądny sławy, władzy – nie wstępuj w te progi".

Oczywiście, dociekliwy Clarke znajduje sposób by wejść do środka! Co teraz zrobić? Jeśli coś się stanie, nikt nie będzie nawet wiedzieć, gdzie go szukać. Clarke toczy wewnętrzną walkę: niepokój i obawa kontra ciekawość i ekscytacja. W końcu wchodzi do środka.

Zakończenia nie zdradzę, ale było inne, niż się spodziewałem. Plusik dla hrabiego Tyszkiewicza, którego pasjonowała chyba tematyka egipska (napisał także powieść pt. Tajemnica wielkiej piramidy).

Bal Maskowy

Kilkustronicowa miniaturka. Bohaterem niejaki Stanisław Borucki, syn bogatego emigranta, absolwent studiów filozoficznych, który właśnie wrócił z zagranicy i rzucił się w wir życia towarzyskiego. Elegant, przystojny i elokwentny, szybko zdominował lokalną scenę imprezową, a żaden bal nie mógł się odbyć bez jego obecności. Na jednym z nich, Borucki przywdziewa maskę Mefista. Zaczynają się dziać się dziwne rzeczy… Jestem zaskoczony pisząc te słowa, ale Bal Maskowy naprawdę zrobił na mnie wrażenie. Solidna robota.

Jedyne zdjęcie Tyszkiewicza, jakie udało mi się znaleźć.
(źródło: "Rodzina Polska", 1928, nr 1, Śląska Biblioteka Cyfrowa)

Linja „U”

Ciekawostka. Najdłuższe opowiadanie w całym zbiorze (80 stron), stanowi fuzję literatury patriotycznej, wojennej i futurystycznej. Z punktu widzenia fabuły i akcji, przegadane i mdłe, ale warto mu poświęcić kilka słów, ponieważ to właśnie tutaj Tyszkiewicz chyba najbardziej puścił wodze fantazji. Akurat w tamtym czasie na rynek wchodziły pierwsze modele telewizorów, co być może zainspirowało Tyszkiewicza. W noweli pojawiają się więc „telewizy”, a także tzw. „Twimmfoksy” (tele-wizo-mikro-metro-foto-kino-skopy) – coś na kształt dzisiejszych kamer. Pojawiają się niszczycielskie promienie „Z”. A wizja bitwy przypomina nieco wellsowską Wojnę światów: metalowe roboty przekopujące się pod ziemią, wynurzające się z morskich głębin… Bez wątpienia ciekawa wizja dla wszystkich futurologów.

Seans

"Seans spirytystyczny: entuzjaści vs sceptycy. Ostateczne starcie" – tak zatytułowałbym opowiadanie, gdyby było ono filmem. Filmem jednak nie jest i choć wpisuje się tematyką w ramy opowieści dziwnych, nie wyróżnia się niczym szczególnym. Dydaktyczny budyń ostrzegający przed opętaniem.

Dziwna przygoda w Tatrach

Nie wiem, czy w zamierzeniu była to opowieść niesamowita, czy bardziej humoreska. Jeśli to drugie, efekt osiągnięty. Ciekawa historia w tatrzańskiej scenerii. Zapada noc, rozszalała ulewa toczy ściany wody po górskich zboczach, a zrozpaczeni bohaterowie szukają schroniska Towarzystwa Tatrzańskiego, które – według przewodnika – gdzieś tam się powinno znajdować. Niepostrzeżenie Tyszkiewicz zmienia optykę opowieści, która idzie w stronę naukowo-przyrodniczą. Będą więc trzy kamienie tajemniczego pochodzenia, będą pioruny i naukowe anomalie. Mimo, że całość momentami nieco infantylna, całkiem dobrze się bawiłem.

Tradycji musi stać się zadość. Spis treści.
(fot. Milczenie Liter)

Przez szparę

I gdy już zaczynałem się dziwić, że Tyszkiewicz udanie powstrzymuje się od taniego religijnego moralizatorstwa, te opowiadanie mnie znokautowało. Miałka opowieść o artyście, „Mistrzu Antonim”, niewierzącym rzecz jasna, który w jednej ze swych rzeźb zauważa dziwne światło promieniujące ze szpary. Podpowiem: to nie ukryty Thomas Alva Edison z prototypem nowej żarówki. Przewidywalna rzecz, banalna, jakby żywcem wyjęta z podręcznika religii dla szkoły podstawowej.

Cień

Tytuł obiecujący, lecz w treści znowu owsianka. Oczywista metafora drogi i cienia, do zapomnienia. Mógł sobie Tyszkiewicz darować sobie takie bohomazy.

***

Stosując zasadę „od szczegółu do ogółu”, przechodzę zatem do podsumowania. Grozy nie ma tu praktycznie w ogóle. Mamy za to solidną porcję fantastyki naukowej ze szczyptą niesamowitości. Momentami naiwnie, momentami przewidywalnie, ale muszę być uczciwy: czasami (choć rzadko) było też przyjemnie. Mimo wszystko, hrabia Józef Tyszkiewicz zaskoczył mnie pozytywnie.  

Przyznaję zasłużone i mocne 5,5/10.

Komentarze

Copyright © MILCZENIE LITER