STANISŁAW LEM - Solaris [recenzja #110]
Kosmiczne zwierciadło. Genialne.
***
OCENA:
Solaris to ostatnia ze słynnych książek Lema, których jeszcze nie
wziąłem na warsztat. Do tej pory wszystkie potwierdzały swoją klasę. Jestem
niezmiernie ciekaw, co będzie z tymi mniej znanymi…
Fabuła jest dokładnie taka, jak
lubię: prosta, ale stwarzająca mnóstwo możliwości. Głównym bohaterem jest psycholog
Kris Kelvin, który z rozkazu
przełożonego przybywa na stację badawczą zawieszoną nad planetą Solaris, która
pokryta jest w większości olbrzymim, galaretowatym oceanem. Tuż po wylądowaniu
zaczyna się niepokoić: na stacji panuje cisza, nikt nie przyszedł go powitać.
Zniknęły prawie wszystkie roboty i automaty, podobnie ma się sprawa z ludzką
obsługą stacji. Niektóre pomieszczenia wyglądają, jakby przetoczył się przez
nie huragan. Co tu się stało? Czy ktokolwiek przeżył? Kris rozpoczyna badanie
stacji… Dość sensacyjno-kryminalnie to brzmi, ale przecież to nic nowego u Lema
(wspomnę chociażby jego genialne, inne od wszystkich kryminały – Katar i Śledztwo à wspólna recenzja TUTAJ).
Solaris jest pod wieloma względami wyjątkowa, nawet jak na
standardy Lema. Na próżno szukać tutaj motywu eksploracji i podróży. Wprost
przeciwnie: Kelvin już na pierwszych stronach dociera do stacji na Solaris i
zostaje tam aż do końca. Lem, umieszczając bohaterów w klaustrofobicznej
narracji, ograniczonej niewielką powierzchnią stacji, opuścił tym samym swoją
strefę komfortu. Jeśli kto szuka gwiezdnych podróży Ijona Tichy’ego, szybkiej,
migawkowej akcji Kongresu futurologicznego, czy niezwyciężonej, mozolnej
eksploracji planety Regis III, nie znajdzie w Solaris niczego z tych rzeczy.
Nastrój ciasnej izolacji
pogłębiają sprytne sztuczki – bohaterowie spoglądający co rusz przez okno,
obszernie przedstawiona historia nauki o Solaris – solarystyki.
W tym momencie uspokajam - Czytelnikowi
w żadnym razie nie grozi śmierć z nudów. Jest tajemnicza śmierć, spiski i
kłamstwa, dramatyczne decyzje i nierozwiązywalna, zdawałoby się, zagadka
Solaris. Obcość, Obecność, którą człowiek próbuje oswoić, nazwać, zmierzyć i
opisać.
Kolejną nowinką - przynajmniej
dla mnie - był wątek „romansowy”. Nie chcę zdradzić zbyt wiele, ale nie jest to
oczywiście ckliwa historyjka z tanich romansideł, a zaskakująca, wielopoziomowa
i pełna emocji tragedia.
Pierwsze wydania "Solaris" osiągają zawrotne ceny na aukcjach internetowych. Na zdjęciu pierwsze polskie wydanie z 1961 roku. Cena - bagatela - 2200 dolarów. (źródło: www.ebay.com) |
Największą wadą powieści są
naciągnięte do granic możliwości – jak guma w przyciasnych majtkach - opisy
solarystycznych teorii, które na przestrzeni lat elektryzowały cały naukowy
świat. Podobnie ma się sprawa z opisami dziwnych form tworzonych przez… Kto
przeczyta, ten się dowie.
Wbrew pozorom, one mają swój głęboki
sens. Nadają akcji głębi i realizmu, są też zminiaturyzowaną wersją ewolucji
każdej ludzkiej nauki. Najpierw rozkwit, zainteresowanie, badania i mnóstwo
teorii. Później konflikty, sprzeczne diagnozy, chybione pomysły, aż wreszcie –
przy braku rozwiązania zagadki – zmierzch zainteresowania. Z tej perspektywy,
solarystyczne wstawki nabierają dodatkowego, ironicznego sensu. Nie zmienia to
jednak faktu, że dałoby się je skrócić o połowę bez żadnej szkody dla książki.
Ba, nawet z korzyścią. Dlatego tak ważną rolę w powieści odgrywa biblioteka. To
tutaj Kelvin uspokaja skołatane nerwy, tutaj się izoluje i to właśnie z tego
miejsca poznajemy historię badań nad Solaris.
Gdyby nie to, moja ocena byłaby
jeszcze wyższa.
Jeśli twórczość Stanisława Lema
to nieodgadniony kosmos, Solaris
niewątpliwie stanowi jedną z jego najjaśniejszych gwiazd. Sfilmowana, opisana,
przeżuta na wszystkie sposoby. My, nędzni lemowi akolici, robimy w zasadzie to
samo, co bohaterowie powieści: trafiając na coś, co przekracza nasze możliwości
poznawcze (a książki Lema, bez urazy, zawsze to robią), próbujemy to oswoić.
Niuchamy, węszymy swoimi wścibskimi kicholami, analizujemy, dyskutujemy, a i
tak nie mamy żadnej pewności, czy aby jedna z naszych teorii jest cokolwiek
warta. W pewnym sensie Solaris jest
więc dla nas tym samym, czym dla Sartoriusa, Snauta i Kelvina.
Oto misterna i przewrotna gra,
którą – być może celowo – uruchomił Lem.
Stanisław Lem w 1975 roku. (źródło: Jakub Grelowski / PAP, za www.culture.pl) |
To nie są cudaczne Bajki robotów, ani heheszkowa (choć
wciąż wyśmienita) Cyberiada. W Solaris Lem
poważnieje. Humoru nie ma tu prawie w ogóle. Jest za to wszechobecny,
klaustrofobiczny nastrój tajemnicy; wiszącej w powietrzu, gęstej zagadki, którą
prawie da się dotknąć. Jest bezlitosna prawda, ostra niczym cięcie samurajskiej
klingi.
Nie szukamy nikogo oprócz ludzi. Nie potrzeba nam innych światów. Potrzeba nam luster. Nie wiemy, co począć z innymi światami. Wystarczy ten jeden, a już się nim dławimy. (…)
- Więc co to jest? – spytałem, wysłuchawszy go cierpliwie.
- To, czegośmy chcieli: kontakt z inną cywilizacją. Mamy go, ten kontakt! Wyolbrzymiona jak pod mikroskopem nasza własna, monstrualna brzydota, nasze błazeństwo i wstyd!!!
Ten cytat nadaje się na motto
całej książki. Myśli Lema, podobnie jak
promienie słoneczne, muszą nieraz przebyć tysiące kilometrów w przestrzeni
kosmicznej, by powrócić i uderzyć ze zdwojoną siłą. Ten piekielnie zmyślny
gabinet krzywych luster nie pozwala zapomnieć, jak bardzo wykoślawieni
jesteśmy.
Naszła mnie jeszcze taka luźna
refleksja – Lem uwielbia kosmosy, planety, spotkania z Nieznanym. Ale już
kolejny raz mam wrażenie, że w swych powieściach składa hołd nie tyle
wszechświatowi, co największej tajemnicy, jaka kiedykolwiek istniała: ludzkiemu
mózgowi.
My jesteśmy pospolici, jesteśmy trawą wszechświata i szczycimy się tą naszą pospolitością, że taka powszechna, i myśleliśmy, że wszystko można w niej pomieścić.
Otóż to.
Solaris to kolejne wielkie dzieło Lema i kolejny dowód na to, że da się połączyć misterną fabułę z filozofią i tajemnicą, uzyskując pasjonującą literaturę wysokich lotów. Książki Lema warto mieć na swojej półce, bo nie stanowią tylko próżnej ozdoby; do nich będzie się wracać.
Komentarze
Prześlij komentarz
Jeśli recenzja lub książka wzbudziła w Tobie jakiekolwiek emocje - nie wahaj się, SKOMENTUJ :)