GASTON LEROUX - Upiór opery [recenzja #107]
Klasyk słusznie zwany klasykiem.
***
OCENA:
W ostatnich xx latach przeczytałem
XX książek wydanych przez Vesper. I powiem Wam jedno: żadna z nich nie jest tak
ładnie wydana, jak Upiór opery.
Vesper przyzwyczaił swych fanów do wysokiej jakości, ale w powieści Lerouxa
przeszli sami siebie.
Standardowo: twarda okładka,
zakładka, wstęp i posłowie. Posłowie jest świetne. Autorka – dr hab. Dorota
Babilas z Uniwersytetu Warszawskiego – odziera Upiora z kolejnych warstw,
opisuje także jego wpływ na kulturę światową i polską. Dla smakoszy oczywiście
solidna bibliografia. Jednak oprócz tego wydawca przygotował dla czytelników jeszcze
dwa skarby.
Pierwszy to ilustracje autorstwa
francuskiej malarki Anne Bachelier. Są przepiękne i niezwykle klimatyczne. Jest
ich aż kilkadziesiąt, także możemy być pewni, że każde ważniejsze wydarzenie
fabularne zostało odpowiednio zobrazowane. Niezawodne paliwo dla wyobraźni.
Drugi skarb to przypisy. Są
fenomenalnie zredagowane, obszerne i liczne (w sumie 204). Dzięki tym przypisom
mogłem zanurzyć się jeszcze głębiej w świat paryskiej opery i dowiedzieć się,
które postacie istniały naprawdę, i które wydarzenia faktycznie miały miejsce.
Wydawniczo – mistrzostwo świata.
Świetnie zredagowane przypisy podnoszą przyjemność z lektury. (fot. Milczenie Liter) |
Sama powieść również pozytywnie
zaskakuje. To książka z cyklu „znany klasyk, którego nikt nie czytał”. Zupełnie
niesłusznie! Upiór opery był publikowany w odcinkach w latach 1909-1910 i wciąż
nie chce się zestarzeć.
Fabuła orbituje wokół kilku
wątków: tajemniczego upiora, zniknięcia śpiewaczki Christine Daaé, śledztwie
prowadzonym przez policję oraz zakochanym w Daaé do szaleństwa hrabim Raoulem
de Chagny, trupie w murach opery oraz całej serii niewytłumaczalnych wydarzeń,
które w tymże budynku mają od pewnego czasu miejsce.
Świetnie się bawiłem podczas
lektury. Leroux wymieszał nie tylko wątki, ale i kilka stylów. Wywołuje je z
gracją dyrygenta, zachowując przy tym wszystkim zdrową równowagę. Mamy więc
wątek kryminalny (jest ich tu w zasadzie kilka) – są nagłe zniknięcia, trupy,
policyjni inspektorzy, tajne przejścia i zagadki nie do rozwiązania.
Mrocznego powabu dodaje
wszechobecna groza. Chodzi tu nie tylko o postać samego upiora, ale także wszelkie
artefakty z nim powiązane: diabelskie sztuczki, niezrównoważona osobowość,
mroczne podziemia oraz fakt, że upiór może pojawić się w każdym miejscu, w
każdej chwili. Ta niepewność udziela się czytelnikowi, zwiększając jeszcze ów,
jakże rozkoszny, dreszczyk grozy. Oczywiście nie będzie to niepokój, który nie
pozwoli zasnąć w nocy, szczególnie jeśli ktoś szuka makabreski, potworów, czy
zombiaków. To groza w bardziej klasycznym, nieco staroświeckim stylu. Ale staruszek
ten wciąż potrafi być drapieżny.
Upiór w swej loży. Jedna z ilustracji autorstwa Anne Bachelier. |
Coś się poruszało w ciemności przed nimi.
- Na ziemię! – syknął Pers.
Obaj rozciągnęli się płasko na podłodze. Był po temu najwyższy czas. Jakiś cień, tym razem bez lampy, nieco ciemniejszy w mroku, przeszedł obok tak blisko, że niemal musnął ich długim płaszczem.
Mamy również historię miłosną –
tego się chyba nie dało uniknąć. Osią romansu jest uczucie, które żywi młody
hrabia Raoul de Chagny do solistki Christine Daaé (postać Christine wzorowana
jest na biografii szwedzkiej śpiewaczki Christine Nilsson).
Christine Daaé. Jedna z ilustracji autorstwa Anne Bachelier. |
Ostatnią z głównych warstw jest
warstwa historyczna. Żadne tam nudziarstwa, tylko zręcznie wplecione w fabułę autentyczne
wydarzenia i postacie z życia opery. Okazuje się, że faktycznie jej podziemia
są niezwykle rozbudowane. „Podziemne jezioro” pod fundamentami budynku to nie
mit. Podobnie jak „nawiedzona” loża numer 5. Tajemniczy Pers, który nie
opuszczał żadnego przedstawienia i znał wszystkie sekrety opery, istniał
naprawdę. Nie wyobrażam sobie sytuacji, by po ukończeniu lektury, czytelnik nie
zapałał żądzą zwiedzenia Opery Paryskiej. Ja zapałałem i spalam się po dziś
dzień, bo nie mogę tej zachcianki zrealizować.
Nagle uniósł się na łokciu, czując jak oblewa go zimny pot. W nogach łóżka dostrzegł bowiem dwa jarzące się ogniki oczu wpatrujących się w niego nieruchomo, strasznych wśród czarnej nocy.
Raoulowi nie brakowało odwagi, a jednak zatrząsnął się cały. Sięgnął drżącą, niepewną ręką w stronę nocnego stolika, wymacał zapałki i zapalił świecę. Oczy znikły.
Ten stylistyczny bigos został wrzucony do gustownego garnka. Praktycznie cała akcja toczy się w obrębie murów opery. Nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, jak szykowne i wykwintne jest to miejsce. Elegancko ubrani widzowie, „wysoka” sztuka, bale maskowe, śpiew, taniec, muzyka klasyczna, garderoby, tancerki… A w kontraście tajemnicze wydarzenia, szerzące się zło, krążące po nieoświetlonych korytarzach plotki, brudne podziemia.
Opera Paryska. Prawda, że klimatyczna? Jedna z ilustracji autorstwa Anne Bachelier. |
To się czuje, miałem wrażenie,
jakby w moim portfelu znajdował się karnet do Opery Paryskiej, a ja sam przez
tydzień spędzałem każdy wieczór w jej murach.
Mało tego, Leroux zaludnił karty
swej powieści plejadą niezapomnianych postaci. Począwszy od tajemniczego Persa,
niezdecydowaną Christine, komisarza Mifroida, po duet dyrektorów-nieudaczników,
czy gadatliwą panią Giry.
Pers. Jedna z ilustracji autorstwa Anne Bachelier. |
Kolejną zaletą jest wszechobecny
humor, który jednak posłusznie znika, gdy atmosfera robi się gęstsza. Leroux
doskonale wyczuwa, kiedy pociągnąć za odpowiedni sznurek.
- A kiedy pani rozmawia z upiorem, to co on pani mówi?
- No, mówi, żebym mu przyniosła podnóżek!
Po wypowiedzeniu tych słów oblicze pani Giry skamieniało, upodobniając się do żółtego marmuru poprzecinanego czerwonawymi żyłkami, takiego samego jak marmur kolumn w hallu głównym, a nazywanym marmurem sarankolińskim.
Ta książka to zapomniany skarb – nie dość, że sama w sobie interesująca, to jeszcze pięknie się prezentuje.
PS. Na koniec dobra rada, jeśli ktoś zamierza przeczytać Upiora w wersji vesperowskiej. Nie czytajcie streszczenia z tyłu książki, ponieważ zawiera okrutne spojlery.
Nie zdradzę, kim lub czym był upiór i czy istniał naprawdę, natomiast streszczenie z tyłu okładki to robi, bezczelnie psując przyjemność z lektury. Nie rozumiem, co kierowało redaktorami przy podjęciu takiej decyzji. Przez 1/3 książki nie wiadomo kompletnie nic na temat upiora, więc po co zabierać czytelnikowi tę przyjemność odkrywania? Fatalne niedopatrzenie! Jest to jedyna wydawniczo-edytorska wada książki.
Trzymasz poziom. :)
OdpowiedzUsuńKlasyka literatury grozy znad Sekwany, to tez, dwie powieści Dumasa Biesiada Widm z polsko - mołdawskim wątkiem, który ,mógł zainspirować Stokera, do napisania Draculi i wilkołaczy Władca Wilków
OdpowiedzUsuńPraktycznie same peany, a ocena "tylko" 7,5?
OdpowiedzUsuńSkrupulatne spostrzeżenie. To dlatego, że nie szastam wysokimi notami, staram się oceniać powściągliwie. Upiorowemu 7,5 bliżej akurat do 8 niż 7. Czyli: świetna książka, ale niekoniecznie arcydzieło. I właśnie dla takich książek istnieje ocena 7,5 :)
UsuńPowściągliwe ocenianie to jest to, co lubię! Zgroza mnie ogarnia, gdy widzę na niektórych portalach oceny 10 na 10 dla jakiegoś dajmy na to kryminału (nie to, żebym nie lubił kryminałów; czasami czytam z rozkoszą). Zgadzam się z tą oceną dla "Upiora". Sam pewnie obniżyłbym o tę "połówkę", ale rozumiem, że nota dotyczy także strony edytorskiej, a tego wydania nie miałem okazji widzieć. Pozdrawiam serdecznie mojego Ulubionego Recenzenta i życzę nawały cudownych doznań czytelniczych w Nowym Roku!
UsuńDzięki serdeczne! Odpozdrawiam życząc samych wspaniałości w 2024 oraz - nieco egoistycznie - regularnych wizyt na moim blogu.
Usuń