STANISŁAW LEM - Niezwyciężony [recenzja #105]
Kosmiczny mecz na najwyższym poziomie.
***
OCENA:
Chronologicznie był to mój trzeci Lem, po Dziennikach Gwiazdowych i Kongresie futurologicznym. Za pierwszym razem –
bomba. Za drugim – również. Do trzech razy sztuka? A gdzież tam! Wciąż jest
wyśmienicie.
Wszystko tu do siebie pasuje.
Świetna okładka i oprawa graficzna (jak zresztą całej serii), autorstwa Przemka
Dębowskiego. Celowo podaję te nazwisko. Posłowie Jerzego Jarzębskiego – klasa
sama w sobie. Nawet papier pachnie jak trzeba.
Jarzębski ciekawie opowiada o
zakończonym widowisku, nie wymądrza się (choć mądry jest), dokonuje trafnej
oceny nieoczywistych sytuacji. To właśnie on tłumaczy laikom zawiłości
lemowskiej gry. Po zakończeniu książki warto zastanowić się nad jej głębszym
sensem i podjąć próbę samodzielnej interpretacji, by potem porównać ją z
analizą Jarzębskiego. Takie posłowie to prawdziwa wartość dodana książki: żaden tam napisany na kolanie bełkot, bardziej
latarnia rozświetlająca mrok.
(…) Powieść Lema była lubiana przez najróżniejszych czytelników – tych, do których przemawiał urok mechanicznych zabawek, i tych, którzy z nich wyrośli, dojrzewając do wiedzy, że człowiekowi najtrudniej uporać się z samym sobą, zmierzyć się umysłem z całością wszechświata nie po to, by unieść się pychą, ale wprost przeciwnie: by jej demona zwalczyć.
Wróćmy jednak do historii, którą
opowiada Stanisław Lem. Na planetę Regis III zostaje wysłana ekspedycja
badawcza. Krążownik „Kondor” dociera do planety i przesyła meldunek o
bezpiecznym lądowaniu. Jakiś czas później wysyła jeszcze jedną wiadomość:
dziwną serię impulsów, jak gdyby nadawanych Morse’em, ale nie posiadających
żadnego sensu, a potem powtarzające się kilka razy dziwne odgłosy. Kontakt się
urwał, a „Kondor” nigdy już nie wrócił na Ziemię. Czy ktokolwiek przeżył? Co
się wydarzyło na planecie Regis? Na te pytania odpowiedzieć ma kolejna
ekspedycja, której losy poznajemy na kartach książki. Na Regis III przybywa
krążownik „Niezwyciężony”, dowodzony przez astrogatora Horpacha. Lądowanie
przebiega bez problemu, a sama planeta wydaje się być niezamieszkała. Wkrótce
jednak zaczynają dziać się bardzo dziwne rzeczy…
Nie zdradzę więcej i radzę
też nie czytać zajawki z tyłu okładki. Zdradza ona zdecydowanie zbyt wiele. Fabuła
prowadzona jest logicznie i, co nie takie oczywiste u Lema, ma niesamowity
potencjał kinowy. Aż się prosi o sfilmowanie! Końcowe sceny, kolejne ekspedycje
wysyłane na powierzchnię planety, czy wątek „Cyklopa”, niesamowicie pobudzają
wyobraźnię.
Gładki Lem na niewyprasowanej koszulce. (fot. Milczenie Liter) |
Z psychologicznego punktu
widzenia, ciekawa jest relacja między Horpachem a jego oficerem, Rohanem. Rohan
nie przepada za starszym od niego astrogatorem, nie rozumie jego decyzji, a
czasem nawet je podważa. Jako profesjonalista, wykonuje oczywiście wszystkie rozkazy. Kulminacyjnym momentem jest prywatna rozmowa Horpacha z Rohanem
odbywająca się w gabinecie przełożonego. Warto! Przemocna scena.
Niezwyciężonego czyta się
świetnie; to książka, która trzyma w napięciu do ostatniej strony. Jednocześnie
jest to literatura wysokich lotów. Łapie czytelnika mocnym chwytem i nie
puszcza tak łatwo. Obserwujemy więc Stanisława Lema w najwyższej formie. W
powieści tej ogniskuje on wszystkie swoje zalety w jednym miejscu: naukowe
zacięcie, sensacyjną fabułę, ducha przygody oraz dylematy moralne, z którymi
mierzą się bohaterowie, i z którymi – na o wiele większą skalę – mierzyć się
przyjdzie uważnemu czytelnikowi.
Lądowanie na Regis III - wizja sztucznej inteligencji. (źródło: MidJourney, prompt: Milczenie Liter) |
Kto jest tutaj bowiem tytułowym „niezwyciężonym”?
Potężny krążownik? Planeta Regis? To, co się na niej znajduje? Ludzkość? Stworzone
przez nią maszyny? A może konkretny człowiek - Rohan lub Astrogator Horpach? Do
czego doprowadzić może bezrefleksyjne pragnienie podbojów i lepienie świata na
swoją modłę? To tylko niektóre z pytań, które się domagają odpowiedzi, a z
pewnością nie wychwyciłem i nie zrozumiałem wszystkiego. Jak sami widzicie, nie
należy się więc zadowalać bezrefleksyjną lekturą tej książki. Dopiero po
odkryciu jej skarbów, ukrytych pod powierzchnią fabuły, możemy zejść z pola
bitwy w glorii zwycięzcy.
Jeśli ktoś nie ma ochoty na
rozmyślania, można się ślizgać tylko po powierzchni fabuły i też będzie
świetnie. Na tym między innymi polega geniusz Stanisława Lema.
Niezwyciężonego.
Ładna recenzja.
OdpowiedzUsuńTo ta książka Lema, którą muszę w końcu nadrobić :)
OdpowiedzUsuńGalene
Koniecznie! A zapomniałem jeszcze dodać, że to jedna z niewielu książek Lema pozbawionych długich (często zbyt długich) historyczno-filozoficznych wstawek :)
Usuń