JOAQUIM MACHADO DE ASSIS - Wspomnienia pośmiertne Brasa Cubas [recenzja #103]

 


Brazylijski maestro strzela kolejnego gola.

***


📕 WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Literackie
🕒 ROK WYDANIA: 1977
📖 ILOŚĆ STRON: 248


                    OCENA:                      

               
  
 

Machado de Assis to wyśmienity pisarz rodem z Brazylii, którego twórczość, mimo 150 lat na karku, nie zestarzała się ani trochę. Jakiś czas temu chwaliłem jego opowiadania (recenzja TUTAJ), teraz będę chwalić jego powieść.

De Assis pisze z finezją Ronaldinho i bezlitosną precyzją Bebeto. Kiedy trzeba, przyjmuje pozę cwaniackiej bezczelności Rivaldo. Kościec narracji jest sentymentalny i giętki, a bohaterowie upadają raz po raz, zupełnie jak Neymar. Nieposkromiona wyobraźnia de Assisa dorównuje niemalże trójkątnej fryzurze Ronaldo (tego brazylijskiego), a żwawy postęp fabuły przypomina drepczące w pośpiechu nóżki Romario.

Wizualizaja nieposkromionej wyobraźni De Assisa.
(fot. www.90min.com)

Zatem, Panie i Panowie: proza Machado de Assisa to kwintesencja brazylijskości. Jego sposób prowadzenia narracji jest wyjątkowy. Przypomina spotkanie z dobrym wujaszkiem, który uśmiechając się i gestykulując, snuje półgębkiem wesołe historyjki. Pozornie płytkie, kryją w sobie nieraz zaskakującą głębię. Wujaszek czasem się zgubi, czasem coś przekręci, ba, może nawet skłamie - ale w niczym nam to nie przeszkadza. Nie chcemy, żeby przerywał.

Ponieważ może się zdarzyć, że któryś z moich czytelników przeskoczył poprzedni rozdział, zwracam uwagę, że trzeba go przeczytać, żeby zrozumieć to, co powiedziałem do siebie, gdy pani Placyda wyszła z salonu.

De Assis żongluje pomysłami ze zręcznością zawodowego kuglarza (są jeszcze tacy?). Rozdziały są króciutkie (nadmienię, że książka liczy 240 stron, a składa się ze 160 rozdzialików). Trudno przez to oderwać się od lektury, w myśl uniwersalnej alkoholowej zasady "jeszcze tylko jeden i kończę".

Autor co chwila zaskakuje czytelnika - jeden z rozdziałów wypełniony jest … milczeniem, mamy także epitafium, zgromadzenia znaków przestankowych, czy rozdział pochwalny poświęcony nogom bohatera, w podzięce za to, że zaniosły go bez przeszkód w miejsce przeznaczenia. De Assis uderza czasem w poważniejsze, quasi-filozoficzne, czy wręcz biblijne tony. Są to jednak krótkie odstępstwa od normy, wszystkie podane z nieprawdopodobną wręcz lekkością. Trudno się nie uśmiechnąć, czytając:

Zdarzyło się, że w osiem dni później, kiedy znajdowałem się na drodze do Damaszku, usłyszałem głos tajemniczy, który mi wyszeptał słowa z Pisma: "Podnieś się i wejdź do miasta". Ten głos pochodził gdzieś z mego wnętrza i miał dwa źródła: litość wobec rozbrajającej naiwności dziewczyny i strach przed (…) poślubieniem jej.

Pomysł na książkę również ciekawy. Otóż dostajemy do rąk wspomnienia niejakiego Brasa Cubas. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż Cubas pisze wspomnienia… po swojej śmierci. Ta perspektywa ułatwia mu nie tylko wytknięcie ludzkich wad, ale i spojrzenie na własne życie z dystansu. Było to życie zmarnowane i roztrwonione czekaniem na coś, co nigdy nie nadeszło. Cubas niby kochał, ale nie kochał, nie pracował w zasadzie nigdy.

Tylko nędznicy dedykują swe książki żonie, dzieciom, przyjaciołom. Bras Cubas składa hołd robakowi, który pierwszy zaczął toczyć jego ciało.
(fot. Milczenie Liter)

Poznajemy - w nieco chaotyczny, lecz zaplanowany sposób - dzieje Cubasa oraz jego bliskich. Oprócz rzeszy kobiet (pięknych, brzydkich, zazdrosnych i kulawych) i mężczyzn (osobników zacnych, jak i nędznych) w tym gronie wyróżnia się niejaki Quincas Borba. Przyjaciel-psotnik ze szkolnej ławy, a później samozwańczy myśliciel, autor własnego systemu filozoficznego.

Jeśli szukacie lektury lekkiej, pełnej niewymuszonego humoru, tak po ludzku prawdziwej i jeśli nie przeszkadza Wam nieustanne poklepywanie po plecach przez narratora - nie ma lepszej opcji niż Machado de Assis.

Poszedłem dalej, snując nieskończoną ilość refleksji, które niestety już zapomniałem; byłby to zresztą materiał do całego rozdziału, może nawet wesołego. Lubię wesołe rozdziały; to moja słabość. Widziany z zewnątrz epizod z Valongo był okropny. Ale tylko z zewnątrz. Gdy jednak zatopiłem w nim ostrze rozumowania, znalazłem w nim treść figlarną, subtelną, a nawet głęboką.

Ten pozornie zabawny kontrast między wszechobecnym humorem, a tragiczną historią człowieka, który przebimbał swoje życie, daje mocno po kościach i nie pozwala o sobie zapomnieć.

 

Fragment rozbudowanego spisu treści.
(fot. Milczenie Liter)

PS. Ciekawostka: akcja większości opowiadań de Assisa toczy się w 1869 lub 1870 roku. "Wspomnienia pośmiertne Brasa Cubas" rozpoczynają się od śmierci tytułowego bohatera, do której doszło oczywiście… w 1869 roku.

Komentarze

Copyright © MILCZENIE LITER