JOAQUIM MACHADO DE ASSIS - Wspomnienia pośmiertne Brasa Cubas [recenzja #103]
Brazylijski maestro strzela kolejnego gola.
***
OCENA:
Machado de Assis to wyśmienity
pisarz rodem z Brazylii, którego twórczość, mimo 150 lat na karku, nie
zestarzała się ani trochę. Jakiś czas temu chwaliłem jego opowiadania (recenzja
TUTAJ), teraz będę chwalić jego powieść.
De Assis pisze z finezją Ronaldinho
i bezlitosną precyzją Bebeto. Kiedy trzeba, przyjmuje pozę cwaniackiej
bezczelności Rivaldo. Kościec narracji jest sentymentalny i giętki, a
bohaterowie upadają raz po raz, zupełnie jak Neymar. Nieposkromiona wyobraźnia
de Assisa dorównuje niemalże trójkątnej fryzurze Ronaldo (tego brazylijskiego),
a żwawy postęp fabuły przypomina drepczące w pośpiechu nóżki Romario.
Wizualizaja nieposkromionej wyobraźni De Assisa. (fot. www.90min.com) |
Zatem, Panie i Panowie: proza Machado de
Assisa to kwintesencja brazylijskości. Jego sposób prowadzenia narracji jest
wyjątkowy. Przypomina spotkanie z dobrym wujaszkiem, który uśmiechając się i
gestykulując, snuje półgębkiem wesołe historyjki. Pozornie płytkie, kryją w sobie nieraz
zaskakującą głębię. Wujaszek czasem się zgubi, czasem coś przekręci, ba, może
nawet skłamie - ale w niczym nam to nie przeszkadza. Nie chcemy, żeby
przerywał.
Ponieważ może się zdarzyć, że któryś z moich czytelników przeskoczył poprzedni rozdział, zwracam uwagę, że trzeba go przeczytać, żeby zrozumieć to, co powiedziałem do siebie, gdy pani Placyda wyszła z salonu.
De Assis żongluje pomysłami ze zręcznością
zawodowego kuglarza (są jeszcze tacy?). Rozdziały są króciutkie (nadmienię, że
książka liczy 240 stron, a składa się ze 160 rozdzialików). Trudno przez to
oderwać się od lektury, w myśl uniwersalnej alkoholowej zasady "jeszcze
tylko jeden i kończę".
Autor co chwila zaskakuje
czytelnika - jeden z rozdziałów wypełniony jest … milczeniem, mamy także
epitafium, zgromadzenia znaków przestankowych, czy rozdział pochwalny
poświęcony nogom bohatera, w podzięce za to, że zaniosły go bez przeszkód w
miejsce przeznaczenia. De Assis uderza czasem w poważniejsze,
quasi-filozoficzne, czy wręcz biblijne tony. Są to jednak krótkie odstępstwa od
normy, wszystkie podane z nieprawdopodobną wręcz lekkością. Trudno się nie
uśmiechnąć, czytając:
Zdarzyło się, że w osiem dni później, kiedy znajdowałem się na drodze do Damaszku, usłyszałem głos tajemniczy, który mi wyszeptał słowa z Pisma: "Podnieś się i wejdź do miasta". Ten głos pochodził gdzieś z mego wnętrza i miał dwa źródła: litość wobec rozbrajającej naiwności dziewczyny i strach przed (…) poślubieniem jej.
Pomysł na książkę również
ciekawy. Otóż dostajemy do rąk wspomnienia niejakiego Brasa Cubas. Nie byłoby w
tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż Cubas pisze wspomnienia… po swojej
śmierci. Ta perspektywa ułatwia mu nie tylko wytknięcie ludzkich wad, ale i
spojrzenie na własne życie z dystansu. Było to życie zmarnowane i roztrwonione
czekaniem na coś, co nigdy nie nadeszło. Cubas niby kochał, ale nie kochał, nie
pracował w zasadzie nigdy.
Tylko nędznicy dedykują swe książki żonie, dzieciom, przyjaciołom. Bras Cubas składa hołd robakowi, który pierwszy zaczął toczyć jego ciało. (fot. Milczenie Liter) |
Poznajemy - w nieco chaotyczny,
lecz zaplanowany sposób - dzieje Cubasa oraz jego bliskich. Oprócz rzeszy
kobiet (pięknych, brzydkich, zazdrosnych i kulawych) i mężczyzn (osobników
zacnych, jak i nędznych) w tym gronie wyróżnia się niejaki Quincas Borba.
Przyjaciel-psotnik ze szkolnej ławy, a później samozwańczy myśliciel, autor
własnego systemu filozoficznego.
Jeśli szukacie lektury lekkiej,
pełnej niewymuszonego humoru, tak po ludzku prawdziwej i jeśli nie przeszkadza
Wam nieustanne poklepywanie po plecach przez narratora - nie ma lepszej opcji
niż Machado de Assis.
Poszedłem dalej, snując nieskończoną ilość refleksji, które niestety już zapomniałem; byłby to zresztą materiał do całego rozdziału, może nawet wesołego. Lubię wesołe rozdziały; to moja słabość. Widziany z zewnątrz epizod z Valongo był okropny. Ale tylko z zewnątrz. Gdy jednak zatopiłem w nim ostrze rozumowania, znalazłem w nim treść figlarną, subtelną, a nawet głęboką.
Ten pozornie zabawny kontrast
między wszechobecnym humorem, a tragiczną historią człowieka, który przebimbał
swoje życie, daje mocno po kościach i nie pozwala o sobie zapomnieć.
Fragment rozbudowanego spisu treści. (fot. Milczenie Liter) |
PS. Ciekawostka: akcja większości opowiadań de Assisa toczy się w 1869 lub 1870 roku. "Wspomnienia pośmiertne Brasa Cubas" rozpoczynają się od śmierci tytułowego bohatera, do której doszło oczywiście… w 1869 roku.
Komentarze
Prześlij komentarz
Jeśli recenzja lub książka wzbudziła w Tobie jakiekolwiek emocje - nie wahaj się, SKOMENTUJ :)