[POLSKIE NIESAMOWITOŚCI #06], Henryk Zbierzchowski - Pająk i inne nowele

 


Tyleż przeciętnie, co niegroźnie.

***


📕 WYDAWNICTWO: Towarzystwo Wydawnicze we Lwowie E. Wende i spółka
🕒 ROK WYDANIA: 1911
📖 ILOŚĆ STRON: 190

OCENA:    

   

Groza: 1/3

Fantastyka: 1/3

Henryk Zbierzchowski jest zazwyczaj pomijany w przeróżnych antologiach opowieści niesamowitych, tajemniczych czy fantastycznych. Na jego miejscu czułbym się urażony.

Tym bardziej, że jego nowelki dysponują rzadko spotykaną u takich nestorów językową uniwersalnością. Choć powstały ponad 100 lat temu, nie rażą archaizmami, dziwną konstrukcją zdań czy egzaltowanym romantyzmem. Wielka zaleta!

Potrafi także Zbierzchowski wykreować nastrój grozy. W Pająku… elementy grozy lub niesamowitości pojawiają się w 5 z 11 opowiadań.

W tytułowym Pająku bohater przybywa z Paryża do małej mieściny, w której spędził młodość. Odziedziczył w spadku kamienicę z ziemią, którą zamierza jak najszybciej sprzedać. Wynajmuje brudny pokoik w hotelu „Pod tłustą rybą”. Za radą swojego adwokata kontaktuje się z niejakim Bielskim, zainteresowanym kupnem jego majątku. Ów Bielski to 67-letni kaleka i garbus o dziwnym, przenikliwym spojrzeniu…

Teraz dopiero zobaczył w całej nagości ohydne kalectwo tego człowieka. Pokręcone kikuty nóg wlokły się bezładnie po podłodze, siwa głowa zapadła się jakby w ramiona, kadłub skurczył się i zmalał. Jedne tylko ręce, naprężone od wysiłku, drapieżne i ściskające kurczowo drzewce kul, wyolbrzymiały ponad miarę. Gdy pełzał tak powolnym ruchem ku drzwiom, wydawał się w niepewnem świetle małej lampy potwornym, czarnym pająkiem o człowieczej głowie. Wzbudzał odrazę, silniejszą nad litość.

Dodam tylko, że tytułowy pająk może być interpretowany na wiele sposobów.

Nad sinemi wodami to z kolei całkiem inna historia, z czasów zbroi i średniowiecza. Grupa wojowników oblega staw i znajdującą się na nim wysepkę, na której skrywa się tatarski awanturnik, nękający okoliczne wsie. Wydaje się wręcz, że ów złowrogi nikczemnik zawarł jakiś tajemny pakt z wodą. Wódz całymi nocami wsłuchuje się w szept stawu, wpatruje w wodę, szuka inspiracji, aż w końcu wpada na pomysł, który doprowadzi do finału. Dla kogo będzie on tragiczny? Najbardziej klimatyczna rzecz w całym zbiorze.

Sen także wprowadza wątki niesamowite. Przyjęcie, alkohol, dyskusja nad tym, jak powstają sny. Doktor, podpity wprawdzie, ale trzeźwo wykłada, że sny mają podłoże gastryczne. Zjesz ogórka – przyśnią się okropności (muszę to sprawdzić). A może sny to projekcja naszych doświadczeń, obrazów i marzeń? Tak czy siak, wszyscy są zgodni, że sny to bujda i nie należy im przypisywać większych znaczeń. Wtedy odzywa się pan Józef, odludek, mieszkający we wsi kilkanaście lat, ale nie utrzymujący z nikim kontaktu. Jego historii wszyscy słuchają z zapartym tchem…

Spis treści.
(fot. Milczenie Liter)

Im dalej, tym gorzej: Potworek to obyczajowa historyjka z nieco krwawym finałem, Fakir to bajeczka do zapomnienia, Danga z kolei opowiada historię małej dziewczynki i jej lustrzanej przyjaciółki.

Dalej jedna z lepszych rzeczy, Odwiedziny.  Czesław, amator kobiet i niepoprawny Don Juan, zmierzyć się musi z tajemniczym listem i sytuacją wykraczającą poza standardowe, ziemskie rozumowanie. Groza i fantastyka wyraźnie zaakcentowane.

Końcówka zbioru wymaga od czytelnika pewnych zasobów cierpliwości i wyrozumiałości. Sfinks, poza akcentem z psami, do zapomnienia. Ostatni romantyk odstrasza już nawet tytułem, a Milczącą taktownie przemilczę. Nieco wyróżnia się Przeklętnica, gdzie wątłe i tak elementy niesamowite przytłoczone zostają miłosną dykteryjką.

Henryk Zbierzchowski z córką Izabellą na uroczystości jej ślubu.
(źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe)

I może zabrzmię jak plugawy szowinista, ale element, który psuje nowele Zbierzchowskiego to właśnie kobiety. Pojawiają się zupełnie bez potrzeby w prawie każdym opowiadaniu, psując je swymi romansowymi inklinacjami. Z przymrużeniem oka zauważyć można, że casus Zbierzchowskiego trwa zresztą do dzisiaj: ludzie z uporem maniaka kupują psy a potem po nich nie sprzątają; tak jak Zbierzchowski uparł się, by do swych opowiadań wprowadzać postacie kobiece. Po co to robi, skoro nie potrafi im nadać błysku ani zagospodarować przestrzeni do pokazania swych walorów? Pojęcia nie mam.

Oczywiście, groza Zbierzchowskiego nie jest grozą pisaną z wielkiej litery. To bardziej małe straszki i drobne tajemnice. Ta mikro skala powoduje zupełnie inny odbiór: zamiast przerażać, po prostu ciekawi. Co nie jest wcale takie złe.

Komentarze

  1. Recenzja jak zawsze na tej stronie to źródło czystej przyjemności literackiej. A co do tych kobiet, hmmm, może to taki ukryty przekaz. Bo czyż nie jest tak, że i w rzeczywistym świecie pojawiają się często w życiu bohatera zupełnie bez potrzeby i psują wszystko swymi przeróżnymi inklinacjami?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Jeśli recenzja lub książka wzbudziła w Tobie jakiekolwiek emocje - nie wahaj się, SKOMENTUJ :)

Copyright © MILCZENIE LITER