MARIANA ENRIQUEZ - Niebezpieczeństwa palenia w łóżku [recenzja #90]
O szczelinach i pęknięciach słów kilka.
***
OCENA:
Kiedy już przy wylotówce dobiegły nas krzyki Sylvii i Diega, pomodliłyśmy się ukradkiem, żeby żadne auto nie zatrzymało się i nikt inny też ich nie usłyszał; czasami, jako że byłyśmy takie młode i śliczne, oferowano nam darmową podwózkę do miasta. Przyjechał autobus 307 i wsiadłyśmy spokojnie, żeby nie budzić podejrzeń. Kierowca zapytał, co u nas słychać, a my odparłyśmy, że dobrze, wporzo, wszystko spoko, wszystko spoko.
Niebezpieczeństwa palenia w łóżku to zbiór brudnych i obskurnych opowieści autorstwa argentyńskiej pisarki Mariany Enriquez.
Niczym zakurzone przedmieścia wielkiego miasta, oblepiają z każdej strony, nie
pozwalając o sobie zapomnieć.
Tytuł jest mylący, ponieważ
wydanie zawiera tak naprawdę dwa zbiory opowiadań: wspomniane Niebezpieczeństwa... (ukazały się w 2009
roku) oraz To, co utraciłyśmy w ogniu
(2016). W sumie 24 opowiadania. Prawie każde z nich zasadza się na podobnym
schemacie – i nie jest to zarzut.
Otóż Enriquez do perfekcji
opracowała - i chętnie stosuje - mechanizm „pęknięć”. Fabuła w jej historiach rozwija się normalnie,
realistycznie, można by rzec: przewidywalnie. Do czasu. W pewnym momencie
dochodzi do wydarzenia, które nawet jeśli samo w sobie jest równie zwyczajne,
jakimś dziwnym trafem powoduje załamanie się owego racjonalnego świata.
Zdarzenie jest pęknięciem, szczeliną, przez którą na świat jaki znamy zaczyna
się sączyć groza, makabra i zbrodnia. Nagle okazuje się, że w mieście w którym
toczy się normalne życie, jeżdżą tramwaje i samochody, ludzie zaczynają zjadać
się nawzajem, nad czyjąś głową unosić się może przegniłe truchło małego
dziecka, a złe fatum w ciągu kilku dni opanowuje całą dzielnicę.
To doprawdy fascynujące, jak
fundamenty szarej codzienności trzeszczą w posadach, poruszane wiatrem
niewyjaśnionej makabry, wzniecanym co rusz przez argentyńską pisarkę. Kto
zwycięży w takim pojedynku? Kto będzie ofiarą?
Zakończenia zazwyczaj nie
udzielają konkretnej odpowiedzi. Kolejna świetna zagrywka argentyńskiej
pisarki. Najpierw odmalowuje tło historii, motywacje i zaburzenia ich
bohaterów, by w kulminacyjnym momencie zakończyć opowiadanie. Czytelnik musi
sam osądzić, czy do zasugerowanego przez autorkę dalszego ciągu akcji
faktycznie dojdzie.
Mariana daje próbkę groźnego spojrzenia. (źródło: www.es.rollingstone.com) |
Muszę ostrzec, że momentami
opowieści Enriquez mogą brzydzić. Masturbacja kobieca aż do krwi, odcięta
głowa, fekalia na środku chodnika, zgniłe szczątki, spożywanie ludzkiego mięsa,
seks, zdeformowane dzieci, brud, rozstania i zawiedzione marzenia.
Na szczęście, nie jest to
pozerskie szokowanie obliczone na efekt, to po prostu jedna z farb w
literackiej palecie Mariany Enriquez. Piękne są te momenty w jej opowiadaniach,
gdy w jednej chwili w owe głośne, brudne przedmieścia wsącza się coś dziwnego. Ba,
podczas lektury niektórych można się bez problemu wystraszyć (Dom Adeli). Jeszcze raz okazuje się, że
groza świetnie współgra z miejskim realizmem.
Południowoamerykański koloryt
jest kolejną zaletą Niebezpieczeństw…
Zapuszczone dzielnice Buenos Aires, ołtarzyki powystawiane na ulicach, kult
Świętego Umrzyka (San La Muerte), pustostany pozajmowane przez narkomanów i
bezdomnych…
Dobra, czas na mięcho. 6
najlepszych opowiadań (kolejność przypadkowa):
Ja szczególnie lubiłam słuchać o opuszczonym domu. Nawet wiem, kiedy zaczęła się ta obsesja. To była wina mojej mamy. Któregoś popołudnia, po szkole, mój brat i ja poszliśmy z nią do supermarketu. Przyspieszyła kroku, kiedy przechodziliśmy obok tego opuszczonego domu, który stał o pół przecznicy od sklepu. Zauważyliśmy to i zapytaliśmy, dlaczego biegnie.
Dom Adeli
Najbardziej klasyczna opowieść
grozy w całym zbiorze. Oczywiście lekko zwichnięta, jak to u Enriquez bywa.
Bohaterami jest tu trójka nastolatków, z czego tytułowa Adela to kaleka: nie ma
jednej ręki. Rówieśnicy się z niej wyśmiewają, ale ona nic sobie z tego nie
robi. Kumpluje się z rodzeństwem – Pablem i Clarą. Odkrywają najpierw filmy
grozy, a potem opustoszały, zabity gwoździami dom wznoszący się majestatycznie
w ich dzielnicy. W końcu postanawiają wejść do środka, co zmieni ich życie raz
na zawsze. Miałem dreszcze (a niełatwo je u mnie wywołać). Świetna rzecz!
Piękna ilustracja do "Domu Adeli" autorstwa Danieli Pereiry Ramirez. (źródło: www.a20192941.medium com) |
Pod czarną wodą
Dociekliwa i łaknąca sprawiedliwości pani prokurator rzucona w scenerię przestępczych slumsów, gdzie zbrodnia i występek to codzienność. Slumsy otacza rzeka – a w zasadzie gęsty, czarny ściek. Jego spożycie powodowało mutacje i choroby, dlatego społeczność dzielnicy składała się w dużej mierze ze zdeformowanych dzieciaków, niedowidzących, kulejących, ze szkaradnymi, zniekształconymi twarzami. W tajemniczych okolicznościach ginie dwójka z nich. Prokurator, ryzykując życiem, postanawia wybrać się osobiście w sam środek slumsów.
Ilustracja do opowiadania "Pod czarną wodą" według sztucznej inteligencji. (źródło: Midjourney, prompt: Milczenie Liter) |
Ludwiczek wbijał gwoździczek
Ciekawe opowiadanie dla tych,
którzy interesują się historią zbrodni. Bohaterem jest niejaki Pablo, który
pracuje jako przewodnik turystyczny po Buenos Aires. Spośród wszystkich jego tras
największym zainteresowaniem cieszy się trasa śladami zbrodni. Dzięki temu
czytelnik poznaje galerię najsłynniejszych morderców Buenos Aires (wszyscy z
nich to postacie autentyczne: Emilia Basil, Yiya Murano, czy Cayetano Santos
Godino – tytułowy Ludwiczek). Do tego świetne zakończenie!
Weszłam. Przekroczenie zardzewiałej bramy było straszne. Nie przypominam sobie tego w ten sposób przez to, co stało się potem: dobrze pamiętam, co wtedy poczułam, dokładnie w tamtym momencie. W ogrodzie było zimno. A trawa wyglądała, jakby była wypalona. Zrównana z ziemią. Żółta i krótka: ani jednego zielonego chwastu. Ani jednej rośliny.
Patio sąsiada
Kolejny „typowy” horror. Młode
małżeństwo wynajmuje dom. Podejrzanie tani, ale piękny. Patio otoczone murkiem
i wysokim płotem… Gdy mąż pracuje, cierpiąca na depresję (?) żona często
zostaje sama w domu. Częściowo z nudów zaczyna interesować się sąsiadami.
Pewnego razu wydaje jej się, że w patio sąsiada mignęło jej coś żywego,
przywiązanego do łańcucha. To nie był pies...
Powracające dzieci
Robi wrażenie. Świetnie
odmalowana historia Mechi - pracownicy archiwum zaginionych dzieci w
dzielnicowym Ośrodku Zarządzania i Interwencji w Buenos Aires. Gromadzi ona
zapiski i materiały dotyczące zaginionych dzieci. Zaprzyjaźnia się z
dziennikarzem, któremu na potrzeby śledztwa udostępnia zbiory swego
pieczołowicie prowadzonego archiwum. Jakież jest ich zdziwienie, gdy pewnego
dnia zaginione dzieci zaczynają się masowo pojawiać, jedno po drugim… Jak to
możliwe?
Wózek
Jedno z moich ulubionych.
Krótkie, konkretne, mocne. I znów: biedna, niebezpieczna dzielnica gdzieś w
Argentynie. Każdy zna każdego. Zwykły wieczór. Ni stąd, ni zowąd na ulicy
pojawia się nieznany nikomu żebrak, ciągnący za sobą wózek wypchany śmieciami i
resztkami jedzenia. Na oczach dzielnicy ściąga spodnie i robi kupę na środku
chodnika. Część mieszkańców obserwuje tę scenę z okien, inni wkraczają do
akcji, jak Juancho, wałęsający się w pobliżu lokalny pijus. Wydziera się na
nieznajomego, wyzywa go, bije. W jego obronie staje tylko jedna kobieta. Te
wydarzenie staje się typową dla Enriquez szczeliną, pęknięciem. Oto bowiem
kilkanaście dni później w dzielnicy zaczynają dziać się dziwne rzeczy…
W tym ogrodzie panowała piekielna susza i zarazem zima. I dom buczał, buczał jak zachrypnięty komar, jak gruby komar. Wibrował. Nie rzuciłam się pędem do ucieczki, bo nie chciałam, żeby mój brat i Adela ze mnie drwili, ale miałem ochotę pobiec do domu, do mamy, powiedzieć jej: tak, masz rację, ten dom jest zły i to nie złodzieje się tam ukrywają, tam żyje jakiś stwór, który dygocze, ukrywa się coś, co nie powinno wyjść.
Dobrych opowiadań jest tu dużo więcej. Mógłbym śmiało wybrać dziesięć zamiast sześciu. Niestety, argentyńska pisarka ma jakiś ewidentny problem z mężczyznami. Męscy bohaterowie u Enriquez to zazwyczaj ciamajdy, pozbawieni zalet mężowie, pijacy, samobójcy, wykolejeńcy i cierpiętnicy. Ja rozumiem, że autorka być może nie doświadczyła wiele dobrego od męskiej strony świata, ale przesadziła. Najbardziej irytujący ze wszystkich bohaterów książki to chyba Juan Martin ze świetnego opowiadania Pajęcza sieć. Nikt go nie przebije.
***
Podsumowując: Mariana Enriquez to niewątpliwie pisarka obdarzona świetnym warsztatem, bogatą wyobraźnią i specyficznym lokalnym
patriotyzmem. Od przeczytania książki minęło trochę czasu a ja wciąż jestem
pod wrażeniem klimatu, jaki udało się jej odmalować. Nigdy nie byłem w
Argentynie, ale czuję się jakbym poznał ten kraj od podszewki, jakbym dopiero
co wrócił z wakacji z Buenos. Jestem niezmiernie ciekaw, jak Enriquez poradzi
sobie z powieścią – na szczyt mojej listy książek do przeczytania trafia tym
samym Nasza część nocy.
Fragment okładki. (fot. Milczenie Liter) |
Komentarze
Prześlij komentarz
Jeśli recenzja lub książka wzbudziła w Tobie jakiekolwiek emocje - nie wahaj się, SKOMENTUJ :)