WALTER DE LA MARE - Piękna Berenika [recenzja #88]
Bracia Grimm + Poe + Alicja w Krainie Czarów.
***
OCENA:
Chociaż Walter de la Mare
pozostawił po sobie wielką spuściznę, w tym kilkadziesiąt opowieści grozy,
polski czytelnik dostaje do rąk bardzo skromny wycinek jego twórczości. Składa
się na niego kilka rozproszonych po różnych zbiorkach opowiadań oraz Piękna Berenika – kolekcja ośmiu
baśniowych historii. De la Mare świetnie czuł się w prozie dziecięcej, w 1947
roku otrzymał nawet nagrodę Carnegie Medal za zbiór Collected Stories for Children. Nagrodę tę otrzymali w późniejszych
latach m.in. C.S. Lewis (1956 r. za Ostatnią
bitwę), Terry Pratchett (2001 r. za Zadziwiającego
Maurycego i jego edukowanych gryzoni), czy Neil Gaiman (2010 r. za Księgę cmentarną).
Collected Stories for Children zawiera 17 opowieści, z czego osiem
wybrał polski wydawca. Skąd taka decyzja i dlaczego wybrano akurat te
opowiadania – nie mam pojęcia, ale wyczuwam w powietrzu wątek finansowy. Wielka
szkoda.
I od razu przyznam, że de la Mare
mnie pozytywnie zaskoczył. Piękna
Berenika to zbiór baśni. Nie przepadam za bajkami, te są jednak napisane
naprawdę świetnie. Wartka akcja, przekonywujący bohaterowie, i jakieś takie
wszechobecne przeczucie, że autor tylko puszcza do nas oko. Podczas lektury
bawiłem się przednio.
Walter de la Mare. (źródło: poemanalysis.com) |
Kolejnym atutem książki jest plastyczny,
giętki język. W oryginale zachwyca, aż chce się przeżuwać i miętosić w ustach
soczyste słowa i rymowane zwroty jak na przykład: „nothing but a dumb,
tumebledown, hugger-mugger antiquated old hodmadod”. To opis stracha na wróble,
(akurat te opowiadanie polski wydawca wyciął), zachwycił także członków
kapituły Carnegie. Polski przekład staje na wysokości zadania, a tłumacz i poeta
Łukasz Nicpan dwoi się i troi by oddać wszystkie językowe frykasy. Zazwyczaj
udaje mu się ta sztuka.
Spod krzaczastych brwi wpatrywał się w takich chwilach chmurnym wzrokiem w połyskliwe, gładkie włosy córki, jakby pragnął na zawsze zakuć ich blask w ciężkim spojrzeniu, niepomny – zda się – na to, że przemijanie, pleśń, rdza i przypadek są nieodłączną częścią życia na ziemi, na której nie cichną nigdy głuche, miarowe, nieubłagane kroki Czasu.
Gawędy Waltera de la Mare są
prawdziwie czarodziejskie, w dobrym tego słowa znaczeniu. Pełne niewymuszonego
uroku, ukrytych smaczków, doprawione szczyptą tajemnicy i niesamowitości. Piękna Berenika to przemyślane, pełne
smaku połączenie Alicji z krainy czarów,
braci Grimm i Edgara Allana Poe. Nawet jeśli odrzucają Was czarodziejskie
marynarki, złośliwe wróżki, dziwne karły, czy Król Ryb, warto dać szansę
brytyjskiemu pisarzowi. Mimo pewnej dozy przewidywalności, jaką narzuca z góry
bajka i legenda, autor potrafi zaskoczyć. Konia z rzędem temu, kto domyśli się
zakończenia Mucho-Marii.
Spis treści "Pięknej Bereniki". (fot. Milczenie Liter) |
Miłośników grozy zainteresować
mogą szczególnie dwie historie, zahaczające wyraźnie o rejony niesamowitości. Chrzestna Alicji opowiada historię 17-letniej
Alicji, która pewnego dnia otrzymuje zaproszenie od swej matki chrzestnej. Nie
byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że matka chrzestna ma 350 lat, a Alicja nigdy wcześniej się z nią nie widziała. Pełna niepokoju, udaje się z
matką do małej mieściny, gdzie w zarośniętym parku znajdował się pałac, w
którym mieszkała staruszka. Zapraszając młodziutką chrześnicę, realizuje ona pewien plan, chce jej bowiem ofiarować coś niezwykłego…
Alicja zgromadziła z czasem bogatszą niż większość dziewczynek kolekcję lalek (…). Twarz żadnej z nich nie była wszelako tak zimna i beznamiętna jak ta, na którą teraz patrzyła – przechylona na bok, w mantylce i czepku ze srebra i koronek, pozbawiona wyrazu, bez cienia smutku, bez śladu uśmiechu. Drobniutkie zmarszczki, które nie oszczędziły nawet powiek, upodobniały ją do sporządzonej z niezwykłą dokładnością mapy.
Niczym poszukiwacz skarbów, wbijający wzrok w plan tajemniczej wyspy, pochylała się Alicja nad tą twarzą – gdy wtem małe oczka otworzyły się i przeszyły ją czujnym, badawczym spojrzeniem.
Z kolei Tajemnicze ślady to rzecz obowiązkowa dla każdego miłośnika grozy i
kotów. Poznajemy starą pannę Chauncey, mieszkającą w domu ukrytym pośród
wrzosowisk. Od zagrody najbliższego sąsiada dzieliły ją prawie 2 kilometry.
Oprócz niej, jedynym lokatorem Domu na Rozstajach – bo tak się zwał – był kot
Mruks. De la Mare nie bawi się w żadne hocki-klocki i sztuczne pompowanie
narracji zbędnymi opisami przyrody. Już pierwsze zdanie opowieści zaostrza
apetyt na jego dalszy ciąg:
Dopiero po wielu wspólnie przeżytych latach panna Chauncey zauważyła, że w zachowaniu jej kota jest coś niezwykłego, wręcz niepokojącego.
Ilustracja Anny Bauer do opowiadania pt. "Tajemnicze ślady". (fot. Milczenie Liter) |
Warto wspomnieć o zakończeniu,
dość nietypowym, bo otwartym. W historiach z dreszczykiem z tamtych lat nie
była to zbyt częsta praktyka.
Zwinięty w kłębek, wąsatą mordką zwracał się w stronę ognia. W pewnym momencie panna Chauncey dostrzegła na niej uśmieszek tak odrażający, jakiego nigdy przedtem nie widziała na kocim obliczu. – Mruks! – krzyknęła gniewnie. Natychmiast czujnie błysnęło jedno wielkie ślepię, jak gdyby mysz pisnęła gdzieś w pobliżu. Przez chwilę zimno lustrowało pannę Chauncey, po czym jęło się zwężać: chłodne spojrzenie odpłynęło w głąb czarnej źrenicy i Mruks zaczął mruczeć.
Dwa wspomniane wyżej opowiadania
należą do najlepszych. Reszta to baśniowe przypowieści, zbliżone poziomem. Ale
uwaga uwaga: w Pięknej Berenice nie
ma ani jednego słabego punktu. Wszystkie opowiadania są co najmniej niezłe.
Dobre wrażenie potęgują ciekawe
ilustracje Anny Bauer. Z pozoru mało ekspresyjne (przypatrzcie się twarzom – są
pozbawione jakiejkolwiek mimiki, zmarszczek – w żaden sposób nie
odzwierciedlają wieku postaci), kryją jednak w sobie jakiś wykoślawiony urok. Pod
tym względem przypominają opowiadania Waltera de la Mare.
Ilustracja Anny Bauer do opowiadania pt. "Król ryb". (fot. Milczenie Liter) |
Wiele możliwych interpretacji,
żywy język, świetne pióro i nieskrępowana wyobraźnia umiejscawiają baśniowe
dykteryjki Waltera de la Mare gdzieś pośrodku literatury dziecięcej i „dorosłej”
sprawiając, iż każdy czytelnik, niezależnie od swej metryki, zazna takiej samej
radości z lektury - choć niekoniecznie z tych samych powodów.
Ciekawostki
- podobno de la Mare szczerze nie znosił swojego imienia. Znajomi i rodzina mówili na niego „Jack”
- przez 18 lat pracował w dziale statystyki Standard Oil, wówczas największego na świecie potentata branży paliwowej
- pod koniec życia żywił platoniczne uczucie do opiekującej się nim pielęgniarki, znanej jako „N” (naprawdę: Nathalie Saxton).
Poszukam, bo przepadam za baśniowymi opowieściami. :)
OdpowiedzUsuńWydaję mi, choć to na pewno nie jest literatura dla dzieci, że podobnie wykorzystuje motywy baśniowe Angela Carter w "Czarnej Wenus".
... a ja poszukam w takim razie Angelę Carter - opisy "Czarnej Wenus" brzmią co najmniej intrygująco. Jeśli lubisz baśniowe opowieści, nie ma opcji, żeby de la Mare Ci się nie spodobał :)
Usuń