YŌKO OGAWA - Ukochane równanie profesora [recenzja #85]
Czyżby matematyka potrafiła być piękna?
***
OCENA:
Na moim świadectwie maturalnym
pod hasłem „matematyka” widnieje ocena mierna.
Nie lubię matematyki, choć dane
statystyczne mnie pociągają.
Jestem humanistą, nie widzę nic
pięknego w liczbach.
Oto trzy powody braku entuzjazmu w momencie, gdy rozpoczynałem lekturę.
***
Twórczość Ogawy poznałem przy
okazji zachwycającego zbiorku niepokojących opowiadań pt. Grobowa cisza, żałobny zgiełk. Tym razem autorka prezentuje
zupełnie inną prozę: ciepłą, familijną, poczciwą. Już za sam fakt poszukiwania
innych środków wyrazu należy się jej pochwała.
W Ukochanym równaniu profesora poznajemy losy emerytowanego profesora
matematyki, który po wypadku samochodowym cierpi na zaniki pamięci. Pamięta
wszystkich i wszystko… ale tylko przez 80 minut. Potem, zupełnie jak gdyby ktoś
wcisnął przycisk „kasuj”, jego pamięć podręczna zostaje wymazana. Żeby
spamiętać wszystko (na przykład imię lub wygląd aktualnej gosposi), matematyk
przyczepia sobie do marynarki karteluszki z notatkami. Mimo swego wieku, mózg
profesora jest nienasycony, wciąż głodny nowych wyzwań.
Mój szwagier pamięta wszystko sprzed wypadku, natomiast nie ma żadnych nowszych wspomnień. Potrafi powtórzyć twierdzenie, które sam wymyślił trzydzieści lat temu, ale nie wie, co jadł wczoraj na kolację. Mówiąc obrazowo, to tak, jakby w jego głowie znajdowała się tylko jedna osiemdziesięciominutowa kaseta. Kiedy wyczerpie się wolne miejsce, kaseta nagrywa się ponownie, niszcząc poprzednie wspomnienia.
Profesor potrafi rozmawiać tylko
o matematyce, żywi do liczb niewytłumaczalne uczucie. Pewnego dnia roku 1992 do
jego domu trafia nowa gosposia, wraz ze swoim synem Pierwiastkiem (którego
profesor ochrzcił tym mianem z racji na spłaszczone czoło chłopca). Oczywiście
po dwóch godzinach już o tym nie pamiętał.
Pierwiastek uwielbia baseball. I
tu dochodzimy do jednej z największych wad Ukochanego
równania… Mało kto w Polsce interesuje się baseballem. Nie jestem wyjątkiem
– kocham futbol, ale baseballu nie rozumiem. Ogawa postawiła przede mną ciężkie
zadanie – czytać książkę orbitującą wokół dwóch tematów, których nie lubię i
nigdy nie lubiłem. Jak to w życiu bywa, z dwóch pozornie nieprzystających do
siebie elementów często powstaje nowa, zgrabna całość. Tak i tutaj –
baseballowo-matematyczny bigos jest paradoksalnie całkiem smaczny. Wydawca
zadbał też o odpowiednie przypisy, tłumaczące zawiłości baseballu, jednak nawet
one nie rozpaliły we mnie entuzjazmu wobec tej dyscypliny sportu.
Autorka na tle zasłony. (źródło: passaporta.be) |
Nieco inaczej sprawa ma się z
matematyką. Nawet tak mierny uczeń jak ja zrozumie wywody Profesora. Z jego
pełnych pasji i szacunku do matematyki wypowiedzi poznamy m.in. liczby
pierwsze, naturalne, a nawet zaprzyjaźnione, czy doskonałe. Nie miałem pojęcia,
że matematyka potrafi operować tak romantycznymi pojęciami.
Profesor nigdy nas nie popędzał. Przeciwnie, uwielbiał się nam przyglądać, gdy nasze mózgi pracowały na zwiększonych obrotach.
- Takiej liczby chyba nie ma – powiedziałam niepewnie.
- Jest – odparł profesor. – Tutaj. – Wskazał palcem na swoją pierś. – Niektóre liczby są bardzo nieśmiałe. Nigdy nie ukazują się ludzkim oczom. Ale są w naszych sercach i swoimi małymi rączkami robią wszystko, by przysłużyć się światu.
Bezwarunkowo kochał liczby…
Dlatego każdego ranka, gdy gosposia pukała do drzwi, zamiast o imię, pytał ją o
rozmiar buta, datę urodzenia itp., a następnie analizował otrzymany rząd cyfr,
zazwyczaj zachwycając się ich pięknem bądź odkrywając zależność z innymi
liczbami. Pierwowzorem postaci Profesora był najprawdopodobniej słynny
węgierski matematyk Paul Erdős (zmarł w wieku 83 lat podczas konferencji
matematycznej w Warszawie).
Ukochane równanie profesora to pełna niewymuszonego uroku powieść o
ciekawej tematyce. Mogę ja szczerze polecić zarówno umysłom ścisłym, jak i
humanistycznym.
Prawdopodobny pierwowzór postaci Profesora - węgierski matematyk Paul Erdős w ujęciu młodocianym i dojrzałym. (źródło: quantamagazine.org) |
Natomiast Yōko Ogawa jest
niezmiernie utalentowaną pisarką. Zdobyła wszystkie najważniejsze japońskie nagrody
literackie oraz kilka międzynarodowych. Na podstawie Ukochanego równania… nakręcono film. A sama Ogawa w 2006 roku ,
wspólnie z matematykiem Masahika Fujiwarą, napisała dialog o niewymuszonym
pięknie liczb pt. An Introduction to the
World's Most Elegant Mathematics.
Na koniec zagadka dla wszystkich,
którzy nie przeczytali jeszcze książki Ogawy.
Pytanie brzmi: jaki jest – według
Profesora - jedyny cel matematyki?
***
Jedynym celem matematyki jest odkrywanie prawdy.
Za prozą "ciepłą, familijną i poczciwą" nie przepadam, więc jeszcze się zastanowię, czy sięgnąć po tę powieść. Wczoraj przeczytałam Twoją recenzję "Pomocnika". Cieszę się, że oceniłeś go dobrze, bo ta melancholijna książka o Żydach prowadzących sklepik mnie urzekła. A oto odpowiedź na Twoją zagadkę: "Jedynym celem matematyki jest odkrywanie prawdy". :)
OdpowiedzUsuńBrawoooo! Odpowiedź wprawdzie zamieściłem na samym dole recenzji, ale zakładam, że nie oszukiwałaś :)
UsuńJa mam dobre doświadczenia zarówno z matematyką, jak i omówioną przez Ciebie książką Ogawy. Lubię od czasu do czasu sięgnąć po taką właśnie powieść, która pokazuje, że świat nie jest aż tak strasznym i paskudnym miejscem do życia, jak niekiedy może się wydawać. Heh, a trudności z baseballem rozumiem w pełni - ja największą tego typu zagwozdkę miałem z "End Game" Dona DeLillo, gdzie było sporo żargonu związanego z futbolem amerykańskim. Po lekturze, z czystej ciekawości kupiłem polski przekład, żeby zobaczyć, jak tłumacz poradził sobie z opisem meczu, który stanowi środkową (całkiem pokaźną) część utworu. No i ten fragment, czytany w oryginale, jak i po polsku, sprawił mi takie same trudności :)
OdpowiedzUsuń