DAN SIMMONS - Piąty kier [recenzja #84]

 


Rysa na pomniku Dana Simmonsa.

***


📕 WYDAWNICTWO: Vesper
🕒 ROK WYDANIA: 2023
📖 ILOŚĆ STRON: 624

OCENA:    

   


s. 160 – Stary, dobry Dan Simmons. Zawsze się długo rozkręca, hehe.

s. 310 – Zaraz wszystko ruszy, Spokojnie, Dan Simmons wie, co robi.

s. 412 – Nie ma innej opcji, musi się zacząć dziać, przecież zostało tylko 200 stron…

s. 519 – Preludium do finałowych scen.

s. 584 – Zaczęło się! Akcja!

s. 617 – Koniec książki.

***

Nie przesadzam, początek naprawdę nie zachwyca. Smolaste przynudzania, wszechobecna flegma narracyjna a do tego natłok typowych i popularnych angielskich nazwisk. Czytelnik zostaje obrzucony Jamesami, Adamsami, Stonesami i Kingami.

Dodam tylko, że dla Simmonsa strona numer 400 to nadal początek książki.

***

Nagle uświadomił sobie, że ciemny kształt, który wcześniej brał za słup, to postać mężczyzny stojącego niecałe dwie stopy od niego. Dostrzegł niewyraźny zarys czapki nasuniętej na czoło i wyrazisty profil skryty częściowo za uniesionym kołnierzem podróżnego płaszcza z peleryną. Usłyszał też miarowy oddech mężczyzny.

Mimo bolesnego zniechęcenia, wychwyciłem kilka zalet. Przede wszystkim - świetny pomysł z dwoma bohaterami: postacią autentyczną i historyczną – Henry Jamesem oraz postacią fikcyjną: Sherlockiem Holmesem. Holmes nie tylko prowadzi dochodzenia, ale przeżywa rozterki dotyczące własnej fikcyjności. Wątpliwości egzystencjonalne i związane z tym rozmowy (np. z Markiem Twainem) to jedne z najciekawszych momentów fabuły. Holmes naszkicowany został bardzo wyrazistą kreską: podejmuje pozornie niezrozumiałe decyzje, wzbudza emocje, wierzy we własną nieomylność. Jest tyleż charyzmatycznym, co antypatycznym bohaterem.

Na szczęście nie wszystko mu się udaje i nie wszystko wie: jest na przykład zaskoczony, że mimo perfekcyjnego kamuflażu Henry James bez trudu go rozpoznał. Nieco podkopując autorytet detektywa wszechczasów zdradzę, że w waszyngtońskich slumsach też nie wszystko poszło po jego myśli:

(…) w slumsach nie było rzecz jasna oznaczeń ulic, ani policjantów, których można by zapytać o drogę (nie sądzę zresztą, by wskazali go takiemu bezrobotnemu hultajowi, za jakiego się przebrał), a kiedy detektyw zapytał o drogę jakieś obdarte dzieciaki, które zabawiały się torturowaniem szczura, w odpowiedzi obrzuciły go końskimi bobkami.

Henry James to zupełnie inny biegun: miłośnik ciszy i spokoju, najchętniej zaszyłby się w swoim pokoju na cały dzień. Przychodzi jednak moment, że nawet on pragnie doświadczyć istnienia, poczuć, że naprawdę żyje. Motywacje obu panów stają się więc zbieżne, co momentami czyni powieść amerykańskiego pisarza jeszcze bardziej frapującą.

Sherlock Holmes w Nowym Jorku, wizja sztucznej inteligencji.
(Midjourney, prompt: Milczenie Liter)

Fabuła Piątego kiera jest prosta: W 1893 roku Henry James i Sherlock Holmes spotykają się przypadkiem w Paryżu. Wkrótce wyruszają do Nowego Jorku zbadać tajemnicę rzekomego samobójstwa przyjaciółki Jamesa, Clower Adams. Śledztwo zatacza coraz szersze kręgi, a jego stawką staje się udaremnienie globalnego spisku anarchistów i uratowanie prezydenta USA przed planowanym zamachem nad jego życie. Tymczasem już za kilka tygodni w Chicago ma się rozpocząć Wystawa Światowa…

Widać, że Simmons to stary pisarski wyga. Bawi się świetnie (lepiej niż czytelnik). Miesza postacie fikcyjne z historycznymi, pozwala narratorowi tłumaczyć się ze sposobu prowadzenia fabuły, wprowadza podział na role (np. podczas zebrania nadinspektorów w Biurze Kontroli Parowców). Smaczku powieści dodaje fakt, iż na jej kartach przewija się cały tłum autentycznych postaci, że wspomnę tylko o Bayerze (tym od aspiryny i… heroiny), Lewisie Carrollu, Marku Twainie czy przedstawionym w dość zaskakujący sposób Theodore Roosevelcie. Niektóre sceny (np. nocna wizyta Holmesa i Jamesa na grobie Clower Adams) trzymają w napięciu.

Henry James.
(źródło: newyorker.com)

Uważny czytelnik wychwyci sporą dawkę humoru – o wiele większą, niż w poprzednich, potężnych dziełach Simmonsa. Poczytuję to za wielką zaletę Piątego kiera.

Po zniknięciu Finnów w kuźni z brezentową ścianą zostało ich trzech: Holmes, wysoki mężczyzna z dużym nożem i odór jego potu. Holmes milczał, mężczyzna z nożem wpatrywał się w niego bez słowa, a smród mówił sam za siebie.

Jak widzicie, zalet jest wiele. Wad również. Nie za wszystkie winę ponosi Dan Simmons.

Pierwszy raz moje zastrzeżenia budzi jakość książki wydanej przez Vesper, szczególnie pod kątem edytorskim. Oczywiście: papier top, okładka też na poziomie, ale z drugiej strony… brak wstępu, posłowia, ilustracji… To jeszcze jestem w stanie przełknąć. Niestety, znalazłem bardzo dużo (jak na Vesper) literówek, jakby książka była przygotowana w zbytnim pośpiechu. Kilka przykładów: „szmpana” (s. 20) „melancholiię” (s. 48), czy „wystwę” (s. 311). Nie podoba mi się również podążanie za idiotycznym trendem językowym i tworzenie żeńskich form leksykalnych nawet do tych słów, do których to kompletnie nie pasuje.  „Chrirurżka” (s. 173)? Przecież to brzmi sztucznie, komicznie i antypatycznie, nie wiem nawet co bardziej.

Sherlock Holmes na witrażu. Nie wiem, dlaczego akurat tam.
(Midjourney, prompt: Milczenie Liter)

O narratorze już wspominałem. Jego wtręty mają swój urok, ale… do czasu. Niepohamowane gadulstwo i rozwlekłość narratora szybko nużą. Potrafi przez trzy strony opisywać wszystkie nagie męskie ciała, które oglądał w swoim życiu Henry James. Po kiego grzyba tak szczegółowa relacja? Z kolei krytykując opowiadania o Holmesie i wytykając logiczne dziury w ich fabule, narrator (autor?) co rusz ośmiesza dokonania Conana Doyle’a. Zajmuje to więcej miejsca niż powinno, jakby autor chciał się pochwalić swoim researchem. Efekt? Zupełnie odwrotny – Piąty kier mnie zawiódł i momentami wynudził, mam za to wielką ochotę zagłębić się w przygody Holmesa i Watsona.

Powiedzmy sobie szczerze: powieść Simmonsa zawodzi. Jestem przyzwyczajony do wyższych standardów u amerykańskiego pisarza. Ale pamiętajmy, że przeciętny Simmons i tak oznacza ponadprzeciętną książkę w skali innych pisarzy. Piąty kier ma dobre momenty, świetnie naszkicowane postacie, ale to za mało. Fabularnie kuleje i na dłuższą metę nie udaje mu się porwać czytelnika. Jest co najmniej o klasę gorszy od Abominacji, 1,5 klasy od Drooda i dwie od Terroru.

Panie Simmons!  To jedynie wypadek przy pracy, prawda?


Komentarze

  1. Czuję się ostrzeżona i sięgnę raczej po "Terror" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Należysz do tej szczęśliwej części społeczeństwa, która ma jeszcze lekturę "Terroru" przed sobą - zazdroszczę! :)

      Usuń
    2. Po takiej rekomendacji przesunę "Terror" wyżej na liście książek, które koniecznie muszę przeczytać :D

      Usuń

Prześlij komentarz

Jeśli recenzja lub książka wzbudziła w Tobie jakiekolwiek emocje - nie wahaj się, SKOMENTUJ :)

Copyright © MILCZENIE LITER