DAN SIMMONS - Piąty kier [recenzja #84]
Rysa na pomniku Dana Simmonsa.
***
OCENA:
s. 160 – Stary, dobry Dan
Simmons. Zawsze się długo rozkręca, hehe.
s. 310 – Zaraz wszystko ruszy, Spokojnie,
Dan Simmons wie, co robi.
s. 412 – Nie ma innej opcji, musi
się zacząć dziać, przecież zostało tylko 200 stron…
s. 519 – Preludium do finałowych
scen.
s. 584 – Zaczęło się! Akcja!
s. 617 – Koniec książki.
***
Nie przesadzam, początek naprawdę
nie zachwyca. Smolaste przynudzania, wszechobecna flegma narracyjna a do tego
natłok typowych i popularnych angielskich nazwisk. Czytelnik zostaje obrzucony
Jamesami, Adamsami, Stonesami i Kingami.
Dodam tylko, że dla Simmonsa
strona numer 400 to nadal początek książki.
***
Nagle uświadomił sobie, że ciemny kształt, który wcześniej brał za słup, to postać mężczyzny stojącego niecałe dwie stopy od niego. Dostrzegł niewyraźny zarys czapki nasuniętej na czoło i wyrazisty profil skryty częściowo za uniesionym kołnierzem podróżnego płaszcza z peleryną. Usłyszał też miarowy oddech mężczyzny.
Mimo bolesnego zniechęcenia,
wychwyciłem kilka zalet. Przede wszystkim - świetny pomysł z dwoma bohaterami:
postacią autentyczną i historyczną – Henry Jamesem oraz postacią fikcyjną:
Sherlockiem Holmesem. Holmes nie tylko prowadzi dochodzenia, ale przeżywa
rozterki dotyczące własnej fikcyjności. Wątpliwości egzystencjonalne i związane
z tym rozmowy (np. z Markiem Twainem) to jedne z najciekawszych momentów
fabuły. Holmes naszkicowany został bardzo wyrazistą kreską: podejmuje pozornie
niezrozumiałe decyzje, wzbudza emocje, wierzy we własną nieomylność. Jest tyleż
charyzmatycznym, co antypatycznym bohaterem.
Na szczęście nie wszystko mu się
udaje i nie wszystko wie: jest na przykład zaskoczony, że mimo perfekcyjnego
kamuflażu Henry James bez trudu go rozpoznał. Nieco podkopując autorytet
detektywa wszechczasów zdradzę, że w waszyngtońskich slumsach też nie wszystko
poszło po jego myśli:
(…) w slumsach nie było rzecz jasna oznaczeń ulic, ani policjantów, których można by zapytać o drogę (nie sądzę zresztą, by wskazali go takiemu bezrobotnemu hultajowi, za jakiego się przebrał), a kiedy detektyw zapytał o drogę jakieś obdarte dzieciaki, które zabawiały się torturowaniem szczura, w odpowiedzi obrzuciły go końskimi bobkami.
Henry James to zupełnie inny
biegun: miłośnik ciszy i spokoju, najchętniej zaszyłby się w swoim pokoju na
cały dzień. Przychodzi jednak moment, że nawet on pragnie doświadczyć istnienia,
poczuć, że naprawdę żyje. Motywacje obu panów stają się więc zbieżne, co momentami
czyni powieść amerykańskiego pisarza jeszcze bardziej frapującą.
Sherlock Holmes w Nowym Jorku, wizja sztucznej inteligencji. (Midjourney, prompt: Milczenie Liter) |
Fabuła Piątego kiera jest prosta: W 1893 roku Henry James i Sherlock
Holmes spotykają się przypadkiem w Paryżu. Wkrótce wyruszają do Nowego Jorku
zbadać tajemnicę rzekomego samobójstwa przyjaciółki Jamesa, Clower Adams. Śledztwo
zatacza coraz szersze kręgi, a jego stawką staje się udaremnienie globalnego
spisku anarchistów i uratowanie prezydenta USA przed planowanym zamachem nad
jego życie. Tymczasem już za kilka tygodni w
Chicago ma się rozpocząć Wystawa Światowa…
Widać, że Simmons to stary pisarski
wyga. Bawi się świetnie (lepiej niż czytelnik). Miesza postacie fikcyjne z
historycznymi, pozwala narratorowi tłumaczyć się ze sposobu prowadzenia fabuły,
wprowadza podział na role (np. podczas zebrania nadinspektorów w Biurze
Kontroli Parowców). Smaczku powieści dodaje fakt, iż na jej kartach przewija się
cały tłum autentycznych postaci, że wspomnę tylko o Bayerze (tym od aspiryny i…
heroiny), Lewisie Carrollu, Marku Twainie czy przedstawionym w dość zaskakujący
sposób Theodore Roosevelcie. Niektóre sceny (np. nocna wizyta Holmesa i Jamesa
na grobie Clower Adams) trzymają w napięciu.
Henry James. (źródło: newyorker.com) |
Uważny czytelnik wychwyci sporą
dawkę humoru – o wiele większą, niż w poprzednich, potężnych dziełach Simmonsa.
Poczytuję to za wielką zaletę Piątego
kiera.
Po zniknięciu Finnów w kuźni z brezentową ścianą zostało ich trzech: Holmes, wysoki mężczyzna z dużym nożem i odór jego potu. Holmes milczał, mężczyzna z nożem wpatrywał się w niego bez słowa, a smród mówił sam za siebie.
Jak widzicie, zalet jest wiele.
Wad również. Nie za wszystkie winę ponosi Dan Simmons.
Pierwszy raz moje zastrzeżenia
budzi jakość książki wydanej przez Vesper, szczególnie pod kątem edytorskim.
Oczywiście: papier top, okładka też na poziomie, ale z drugiej strony… brak
wstępu, posłowia, ilustracji… To jeszcze jestem w stanie przełknąć. Niestety,
znalazłem bardzo dużo (jak na Vesper) literówek, jakby książka była
przygotowana w zbytnim pośpiechu. Kilka przykładów: „szmpana” (s. 20)
„melancholiię” (s. 48), czy „wystwę” (s. 311). Nie podoba mi się również
podążanie za idiotycznym trendem językowym i tworzenie żeńskich form
leksykalnych nawet do tych słów, do których to kompletnie nie pasuje. „Chrirurżka” (s. 173)? Przecież to brzmi
sztucznie, komicznie i antypatycznie, nie wiem nawet co bardziej.
Sherlock Holmes na witrażu. Nie wiem, dlaczego akurat tam. (Midjourney, prompt: Milczenie Liter) |
O narratorze już wspominałem. Jego
wtręty mają swój urok, ale… do czasu. Niepohamowane gadulstwo i rozwlekłość
narratora szybko nużą. Potrafi przez trzy strony opisywać wszystkie nagie męskie ciała, które oglądał w swoim
życiu Henry James. Po kiego grzyba tak szczegółowa relacja? Z kolei krytykując opowiadania o Holmesie i wytykając logiczne dziury w
ich fabule, narrator (autor?) co rusz ośmiesza dokonania Conana Doyle’a. Zajmuje
to więcej miejsca niż powinno, jakby autor chciał się pochwalić swoim
researchem. Efekt? Zupełnie odwrotny – Piąty
kier mnie zawiódł i momentami wynudził, mam za to wielką ochotę zagłębić
się w przygody Holmesa i Watsona.
Powiedzmy sobie szczerze: powieść
Simmonsa zawodzi. Jestem przyzwyczajony do wyższych standardów u amerykańskiego
pisarza. Ale pamiętajmy, że przeciętny Simmons i tak oznacza ponadprzeciętną
książkę w skali innych pisarzy. Piąty
kier ma dobre momenty, świetnie naszkicowane postacie, ale to za mało. Fabularnie
kuleje i na dłuższą metę nie udaje mu się porwać czytelnika. Jest co najmniej o
klasę gorszy od Abominacji, 1,5 klasy
od Drooda i dwie od Terroru.
Panie Simmons! To jedynie wypadek przy pracy, prawda?
Czuję się ostrzeżona i sięgnę raczej po "Terror" :)
OdpowiedzUsuńNależysz do tej szczęśliwej części społeczeństwa, która ma jeszcze lekturę "Terroru" przed sobą - zazdroszczę! :)
UsuńPo takiej rekomendacji przesunę "Terror" wyżej na liście książek, które koniecznie muszę przeczytać :D
Usuń