RÓŻNI AUTORZY - Ballada o Narayamie [recenzja #80]
Dopracowana, klimatyczna antologia.
***
OCENA:
Ależ byłem nieznośny tego dnia w
przedszkolu. Przedrzeźniałem panią, przeszkadzałem, a nawet dokuczałem Sabince
Ż., grupowej piękności, w której podkochiwał się każdy szanujący się
przedszkolak, wliczając w to mnie i mojego brata. I oto stało się: pierwszy raz
w historii zostałem wyrzucony za drzwi. To się wprawdzie już więcej nie
powtórzyło, ale nigdy nie zapomnę tych 20 minut przerażenia, smutku i
samotności, jakie odczułem na opustoszałym korytarzu. Sytuacja podwójnie
dziwna, ponieważ należałem do prymusów, kujonów, potulnych i grzecznych
pupilków, o których skrycie marzy każda pani pracująca w przedszkolu.
Był rok 1986.
W tym samym czasie nakładem
Państwowego Instytutu Wydawniczego ukazał się zbiór japońskich opowieści
niesamowitych pt. Ballada o Narayamie.
Wydana jako część „Serii grozy”, choć pojęcie grozy jest tutaj oczywiście jak
najbardziej umowne – bardziej pasowałoby określenie „niesamowitości”. W kilku
przypadkach owa niesamowitość manifestuje się japońską symboliką ludzi pojawiających
się pod postacią zwierząt. Miłośnicy zoologii i symbolizmu odnajdą tu zatem całą
masę zwierząt: od typowych reprezentantów małp, koni, ryb po bardziej
zaskakujące gatunki jak muchy, jenoty czy węgorze. Osobiście nie przepadam za
takimi personifikacjami, na szczęście w Balladzie
znajdziemy też wiele opowieści, które odżegnują się od tego schematu, zachowując
jednocześnie ten nieuchwytny, japoński sznyt.
Obrzydliwy banał: każdy znajdzie
tu coś dla siebie. Ale to prawda, ponieważ przekrój stylistyczny Ballady o Narayamie jest bardzo szeroki. To czyni lekturę
odświeżającą, ponieważ nigdy nie wiadomo, na co natrafimy w kolejnym
opowiadaniu. Od baśniowych przypowieści (Świątobliwy
bonza…), przez wysmakowaną, pełną symbolizmu literaturę (tytułowa Ballada o Narayamie), quasi-reportażowy,
turpistyczny Bluszcz cmentarny…, po typowe (a zarazem unikatowe) historie
niepokojące, jak świetny Pająk, czy
chyba jeszcze lepsze Szkaradne oblicze.
Powrót obrzydliwego banału: każdy znajdzie tu coś dla siebie.
Ponad połowa z 20 zawartych w
zbiorze opowiadań to rzeczy dobre lub bardzo dobre, co jest świetnym wynikiem. Tylko
kilka pozycji prezentuje zawstydzająco słaby poziom. Wolałbym być halluksem na stopie
maratończyka niż czytać takie wytwory jak ciężkostrawna i przekombinowana Pieśń liryczna Yasunari Kawabaty. Jego drugie opowiadanie, Ręka, zaczyna się
doprawdy świetnie: młoda dziewczyna odczepia swoją rękę i pożycza ją obcemu
mężczyźnie. Po drodze mija ich dziwny samochód, tonący w fioletowej, mglistej
poświacie… Kto siedział za kierownicą? Jednak im dalej, tym gorzej, można z
tego było wycisnąć zdecydowanie więcej. Kawabata (pierwszy pisarz japoński uhonorowany Nagrodą Nobla!) najpierw zastopował fabułę, a
następnie zaplątał się we własnych dialogach, skutecznie zatrzymując mój kiełkujący
entuzjazm. Wpadki przydarzyły się nawet Lafcadio Hearnowi (infantylny „Podstęp”
– czym się kierowano, wybierając tę powiastkę?).
Korekta pierwszej wersji Ballady o Narayamie. Scenka rodzajowa na niewyprasowanym t-shircie. (fot. Milczenie Liter) |
9 opowiadań, które najbardziej
przypadły mi do gustu to:
09. Kyōka Izumi - Świątobliwy
bonza z góry Kōya
Najbardziej baśniowa rzecz wśród
wyróżnionych. Znajdziemy tu motyw wędrówki, mnicha, zamianę ludzi w zwierzęta i
wiedźmę (?). Wszystko wysmakowane, podane w zgrabny sposób, naprawdę dobrze się to czyta. Bracia Grimm w kimonach.
08. Ryūnosuke Akutagawa – Piekieł wizerunek niezwykły
Opowieść o antypatycznym mistrzu
malarstwa, Yoshihide, który nie szanował nikogo poza swoją córką, a razu
pewnego na zlecenie panującego Jego Dostojności, przystąpił do namalowania
wizerunku piekła. Już wkrótce okaże się, że nikomu wcześniej nie udało się
stworzyć tak przekonującego dzieła… Przemyślana, pełna emocji historia.
Yoshihide nie pokazywał się na dworze dobre pół roku, cały czas pracując nad malowidłem na parawanie. (…) Jeden z jego uczniów, o którym uprzednio wspomniałem, twierdził, że gdy Yoshihide rozpoczynał pracę nad obrazem, zachowywał się jak opętany. (…) Na dowód tego przytaczano to, że jeśli po kryjomu zajrzeć do komnaty, gdzie maluje, zobaczyć można niewyraźnie cienie lisich demonów: jeden lis po prawej, drugi po lewej; byli tacy, którzy to widzieli. Jakiś powód musiał być.
07. Yakumo Koizumi - Przygoda
kupca
Mistrzostwo Lafcadio Hearna (Koizumi
Yakuno to imię i nazwisko, które przybrał urodzony w Grecji pisarz po przyjęciu
japońskiego obywatelstwa w 1896 roku) objawia się tutaj w pełnej krasie. Ledwie
dwie strony, a w nich zaklęte emocje, ucieczka, panika i autentyczna groza. Świetna
miniaturka.
06. Akiyuki Nosaka – Bluszcz
cmentarny na Przełęczy Kościotrupa
Najbardziej perwersyjne i pokręcone
opowiadanie. W roli głównej cmentarny bluszcz, który żywi się mięsem i krwią
trupów. Jako bonus: ludzie opętani seksem, kazirodczy wątek brata i siostry,
tłum obdartych włóczęgów, a wszystko w scenerii położonej na uboczu małej osady
górniczej. Mocne.
05. Yūki Shōji - Samotny kruk
Kryminał z nutą niesamowitości.
Tytułowy Kruk to młody chłopak, odrzucony przez rówieśników, pozostawiany
całymi dniami sam sobie przez wiecznie pracującą matkę. Kruk upodobał sobie
okoliczny park, gdzie przebywa z wężami i łapie jaszczurki. Wkrótce jedna z
miejscowych dziewczynek znika bez śladu, a w parku policjanci znajdują
zmasakrowane ciało. Jeden ze świadków twierdzi, że słyszał krakanie…
04. Shichirō Fukazawa - Ballada o Narayamie
Prowincja gdzieś w górach, dom
69-letniej Orin. Zgodnie z lokalną tradycją, po ukończeniu 70. roku życia
należy udać się na pielgrzymkę na szczyt góry Narayama przestrzegając kilku zasad: na przykład nie oglądać się
za siebie i milczeć przez całą podróż. Orin szykuje się do wyprawy, na którą
chce zabrać syna. Dlaczego jej tak na tym zależy? Wcześniej jednak, zawstydzona docinkami dzieci,
próbuje wybić sobie kamieniem zęby, które, mocne, dotrwały jej dojrzałego wieku w idealnym stanie. W
międzyczasie we wsi dzieją się różne wydarzenia… Literacko, chyba najlepsza
rzecz w zbiorze. Wwierca się w mózg jak natrętny ból - nota bene - zęba.
Ilustracja do Ballady o Narayamie. (źródło: Milczenie Liter) |
03. Shichirō Fukazawa - Apeniny w świetle księżyca
Kapitalne opowiadanie, stanowiące
część większej etiudy (chętnie przeczytałbym pozostałe). Shichirō przypomina,
że najbardziej przerażające nie są wcale wściekłe jenoty, ale ten jeden moment,
gdy uświadamiamy sobie, jak mało sami się znamy. Nawet gdy mieszkamy z kimś
latami pod jednym dachem. Ów wniosek przeraża wciąż na nowo, za każdym razem,
gdy zdamy sobie sprawę z jego oczywistości.
Mieliście kota, który nazywał się Tama? – spytałem, a chłopiec odpowiedział:
- Miał takiego dziadek, co tu mieszkał, tylko że przed śmiercią kot gdzieś zniknął.
Bezmyślnie powtórzyłem:
- Przed jego śmiercią… Ten, co tu mieszkał przed nami, nie żyje?
Chłopcu zalśniły oczy.
- W tym właśnie pokoju umarł. A jeszcze przedtem zmarła tu młoda dziewczyna.
02. Shūsaku Endō - Pająk
Największe zaskoczenie. Autor
bawi się z czytelnikiem (np. gdy bohater pojawia się na zebraniu miłośników
osobliwości, spodziewamy się iż za chwilę usłyszymy jego opowieść – a tu figa z
makiem!), na kilku stronicach potrafi skutecznie zasiać niepokój. Świetna
rzecz! W odróżnieniu do innych opowiadań, tutaj nie dochodzi do „złego”
wydarzenia. Cały niepokój bierze się z wyobraźni czytelnika i tego, co wisi w
powietrzu, mogłoby się zdarzyć ale się jednak nie dokonało. Dzięki tej
zagrywce, Pająk zostaje prawie najlepszym
opowiadaniem zbioru.
Taksówka sunęła ciemnymi ulicami. Wyglądałem przez szybę, starając się pozbyć nieprzyjemnego wrażenia, jakie mnie ogarnęło. Nieznośny odór wiercił w nosie. Odwróciłem się akurat w momencie, kiedy młody człowiek przysunął się do mnie tak blisko, że niemal musnął mnie w szyję.
- Bardzo pana przepraszam! Samochód się zakołysał.
Nieprawda, wcale nie kołysało. Po co mu było to niezręczne kłamstwo, nie miałem pojęcia. Przy tym zbliżeniu poczułem znów niemiłą woń i jakiś dziwny wstręt, aż ciarki mnie przeszły.
01. Jun'ichirō Tanizaki - Szkaradne
oblicze
Znawca i miłośnik literatury
japońskiej Andrzej Świrkowski polecił mi szczególnie opowiadanie pt. Szkaradne oblicze. Podszedłem do tej
rekomendacji z lekka ostrożnością, ale i wielką ciekawością. Okazało się, że
japonista miał rację (wywiad z Andrzejem Świrkowskim – TUTAJ).
Szkaradne oblicze to historia aktorki Yurie Utakawa. Pewnego dnia Utakawa
dowiaduje się, że w kilku niewielkich kinach w Tokio wyświetlany jest dziwny
film z jej udziałem. Ma on zły wpływ na wszystkich widzów, którzy obejrzeli go
samotnie w godzinach nocnych. Problem w tym, że Yurie kompletnie nie pamięta,
aby grała w takim filmie. Rozpoczyna śledztwo na własną rękę.
Więcej nie zdradzę, ale opowieść
ta jest na wskroś współczesna (w dobrym tego słowa znaczeniu), trzyma w
napięciu do ostatnich akapitów a czytana po zmroku, potrafi wzbudzić ciarki na
plecach. Perełeczka! Warto wypożyczyć lub kupić Balladę o Narayamie dla tej jednej historii.
Poziom literacki to jedno, ale
wydawniczo Ballada o Narayamie
również prezentuje się bardzo dobrze. Noty biograficzne o każdym z wybranych
autorów, przypisy, twarda okładka. Nie można nie wspomnieć o ciekawych, klimatycznych
ilustracjach Wiesława Rosochy, które świetnie się wpisują w nastrojową,
niepokojącą prozę. Proste, czarno-białe grafiki przedstawiają zazwyczaj ludzkie
ciało lub jego część, celnym akcentem podbijając treść opowiadań.
Jedna ze świetnych ilustracji Wiesława Rosochy. (fot. Milczenie Liter) |
Pragnę podkreślić, że nawet
„zwykłemu” czytelnikowi, dla którego Japonia nie znaczy więcej niż Papua
Nowa-Gwinea, Wyspy Świętego Tomasza i Książęca czy Lesotho, lektura Ballady o Narayamie również dostarczy wielu wrażeń.
Niepokój, czasem strach, zaciekawienie, smutek, chwila zadumy. A wszystko
podlane unikatowym, egzotycznym sosem. Wytrawna
mieszanka przeznaczona nie tylko dla japońskich freaków i miłośników grozy.
Zasłużone 7,5.
***
Równe 20 opowiadań. Dokładnie
tyle, ile minut spędziłem za drzwiami przedszkolnej sali.
Jest rok 2023, po 37 latach losy
książki i mój, przecięły się ponownie. Ballada
o Narayamie pozwoliła mi zrozumieć, dlaczego wtedy się tak zachowałem.
Pozwoliła zrozumieć, jak niezwykłym mechanizmem jest człowiek. I że w każdym,
absolutnie każdym egzemplarzu, kryją się zardzewiałe części. Mogą wyskoczyć w
każdej chwili i nie sposób przewidzieć, jak się wówczas zachowamy. Zdarzyć się
może wszystko. To może i mało odkrywcza, ale wciąż cenna lekcja.
Pani Blanko Yonekawa, pozwoli
Pani zatem, że po wielu latach, wraz z całą grupą przedszkolaków zaintonuję gromki okrzyk: Dzięęę-kuuu-jeee-myyy.
Fragment opowiadania pt. Miasto jak pastwisko Hoshi Shin'ichi w przekładzie Blanki Yonekawy. Przekrój z 9 marca 1975. (źródło: archiwum Przekroju, fot. Milczenie Liter) |
Też nie jestem zwolennikiem "Pieśni lirycznej", ale co ciekawe w Japonii uznaje się ten utwór za jedno z najważniejszych opowiadań Kawabaty. Taki Mishima Yukio twierdził na przykład, że kto nie przeczytał tego opowiadania co najmniej trzy razy, nie powinien wypowiadać się o jego autorze:)
OdpowiedzUsuńWarto też podkreślić, że Blanka Kurata (Yonekawa), redaktorka i tłumaczka tego zbioru przełożyła wiele ważnych opowiadań z pogranicza literatury grozy i fantastyki, z których sporo możemy znaleźć w archiwum "Przekroju", tak jak właśnie powyższe "Miasto jak pastwisko" Hoshiego Shinichiego, czyli japońskiego Lema, oraz "W objęciach fotela" Edogawy Ranpo - pierwsze tłumaczenie utworu tego pisarza na język polski.
Skoro Yukio tak twierdzi, być może spróbuję podejść drugi raz do "Pieśni lirycznej". Z zastrzeżeniem, że jeśli wzbudzi we mnie te same odczucia co poprzednio, to trzeciego razu już z pewnością nie będzie :)
OdpowiedzUsuńWygląda na to, że pani Blanka położyła wielkie zasługi na polu tłumaczenia i popularyzacji japońskiej grozy i fantastyki. Ciekawe, czy doczekała się jakiegokolwiek opracowania na swój temat?
O rany, to już 9 lat minęło, odkąd czytałem ten zbiór! Jak ten czas szybko leci. Co do polskiego wydania, to również ogromne wrażenie wywarł na mnie fakt, że wszystkie opowiadania zostały przełożone przez p. Biankę Yonekawę. Rzadko się zdarza, by w przypadku takich pozycji widniało tylko 1 nazwisko tłumacza. No i samo wydanie, tak jak zauważasz, także zasługuje na ogromny szacunek - bardzo staranne i eleganckie. Stąd bardzo się cieszę, że książkę mam na półce ;)
OdpowiedzUsuńA co do anegdotek, to ja też mam jedną, związaną z tytułową "Balladą o Narayamie". Kiedy dowiedziałem się, że istnieje ekranizacja opowiadania, postanowiłem ją obejrzeć, a towarzyszyć miała mi ma luba. Tyle, że już po pierwszych kilku minutach musiałem film wyłączyć - absolutnie nie przypadł do gustu mojej drugiej połówce, która zresztą do dzisiaj mi wypomina, że chciałem z nią oglądać takie coś :) Jakież było więc nasze zdumienie, kiedy pewnego dnia, goszcząc u rodziców mej miłej, jej tata pochwalił się, że cierpiąc na bezsenność, zaczął oglądać po nocy telewizor i trafił na świetny, wzruszający film. Kilka słów opisu i od razu, pełen zdumienia, że takie przypadki się zdarzają, zapytałem, czy tytuł tego dzieła nie brzmiał przypadkiem "Ballada o Narayamie" - nieźle się zdziwiliśmy, kiedy się okazało, że owszem ;)
Widzę, że film jest dostępny w polskiej wersji językowej - muszę nadrobić w wolnej chwili. Swoją drogą, ciekawe co lubą tak zniechęciło do dalszego oglądania ;)
UsuńPrzede wszystkim scenografia :)
Usuń