BOGUSŁAW ADAMOWICZ - Wesoły marszałek / ROMAN JAWORSKI - Historie maniaków [recenzja #81]
O dwóch takich niesamowitnikach.
***
OCENA:
Coraz prężniej działające wydawnictwo IX właśnie uraczyło swych czytelników kolejnymi tomami serii "Niesamowitnicy". Będę powtarzać do znudzenia: jest to seria unikatowa, a idea wznawiania zapomnianych dzieł polskich pionierów literatury dziwnej zasługuje nie tylko na szacunek, ale i na wsparcie.
Nie chodzi tu bowiem tyle o jakość literacką prezentowanych dzieł - choć ta nie jest oczywiście bez znaczenia - co o wydobycie na wierzch tych skamieniałych nieraz twórców, dawno popadłych w odmęty zapomnienia.
Tom IV "Niesamowitników" pt. Wesoły marszałek to osiem opowieści Bogusława Adamowicza (zebranych z tomów Tajemnica długiego i krótkiego życia oraz Wesoły marszałek) , zaś tom V to sześć Historii maniaków Romana Jaworskiego.
Na pierwszy ogień Roman Jaworski. Jego proza jest na pierwszy rzut oka trudna i odpychająca (na drugi również) - nie tyle swą tematyką, co młodopolską afektacją i semantycznym przesadyzmem. Trudno jest się przebić przez ten korowód słów i wyłuskać sedno opowiadań. Ale warto to zrobić: gdy poczynimy odpowiedni wysiłek, odkryjemy w nich o wiele więcej, niż się prawdopodobnie spodziewamy. Jaworski nie waha się sięgnąć po akcenty turpistyczne, romantyczne, naturalistyczne, a niektóre jędrne, sążniste frazy budzą szczery uśmiech podziwu.
Odpychająca twarz Jaworskiego:
Wyleciał w park szalony krzyk pawia. Połyskiem tępiącego miecza przebił wilgną gęstwinę mroków. Katując zapłakaną twarz nocnej ciszy, upominkiem lęku legł na mojej zmęczonej piersi. Ocknąłem się z niepokojącego snu, a tłusty chłód wilgoci przylgnął do mojego czoła. Drżę, jak drżę!.
... i dla kontrastu jego bardziej przystępne, rubaszne oblicze:
(…) starzec wychudły o twarzyczce dziecka z obwisłym smutnie białym wąsem, wyrzucił w mrok wiedźmowe ręce i kiwając się rozpaczliwie na wygiętych nóżkach, do bokobrodego poczłapał młodzieńca. Usta, które od niestwierdzonych czasów w bolesnych drgawkach żuły milczenie, zwolniły po raz pierwszy wobec zgromadzenia i rozwarte szerzej, zaczęły chlustać prosto w twarz śmiałka ochrypłe półdźwięki (…).
Tłuścioszek potulny, okrąglutki. Przydreptał przed Posła i zdziwiony tuż przed nim utknął. Ciemne, nastroszone wąsiki ustawiły się w płaczliwych kątach ust dość odpornie, a rubinowe oczęta wyszły ze swej oprawy i wszczęły zajęczą gonitwę po zmartwiałych nagle twarzach zgromadzenia.
Od rynku, w świetle pierwszych rozbłysłych latarni czołgała się babula, łachmaniarka, popłakując przez kaprawe oczęta, sute pacierze terkotając bezzębnie.
Jak widać, szczególnie w opisach wyglądu i zachowań ludzi Jaworski czuje się pysznie, a jego mięsiste opisy są klasą samą w sobie. Szkoda tylko, że aby do nich dotrzeć, trzeba przedzierać się z maczetą w ręku przez gąszcz młodopolskiej nowomowy. Z największym wyzwaniem czytelnik mierzy się na początku: pierwsza w kolejności historia pt. Miał iść to zarazem najgorsza część zbioru. Niestrawna, przeintelektualizowana, językowo odrzucająca. Na szczęście i najkrótsza. Potem jest dużo lepiej.
Roman Jaworski. (domena publiczna) |
Intrygujące, choć znowuż niepotrzebnie obudowane młodopolską tkanką tłuszczową jesty opowiadanie pociągowe pt. Zepsuty ornament. Dalej, Medi - tragiczna historia związku, rozstania, szaleństwa i utraty. I pewnego pawia. Bania doktora Lipka przypomina swoją budową typowy dramat, wykoślawiony oczywiście przez Jaworskiego. Amor milczący to drętwy i nieco chaotyczny manifest twórczy. Na deser zostawiłem najlepsze: opus magnum Jaworskiego, najdłuższe opowiadanie pt. Trzecia godzina. To fascynująca podróż spod znaku fantastyki i realizmu magicznego. Perypetie pana Pichonia, cukiernia z trującymi ciastami, postać Honorci, Tarasa, zakład pogrzebowy z luksusowymi trumnami... Czego tam nie ma.
Jest więc trudno, nieprzystępnie i gęsto. Jaworski co rusz zdradza ślady wielkiego talentu. Szkoda, że przedsięwziął tak niewiele prób, by go szlifować. Historie maniaków błądzą gdzieś po rubieżach snu i jawy, groteski i grozy, zamazując granice między nimi i zatrzymując się w połowie drogi do ponadczasowego dzieła.
Godzina trzecia ilustrowana jest rysunkami Witolda Wojtkiewicza, serdecznego przyjaciela Jaworskiego. (fot. Milczenie Liter) |
Uważam, że Bogusław Adamowicz - niczego mu nie ujmując - mniej sprawnie od Jaworskiego fechtuje słowami. Robi to za to rozważniej i konkretniej, przez co lektura jego opowiadań jest łatwiejsza w odbiorze i lepiej przetrwała próbę czasu.
Nie było bramy ani żadnego ogrodzenia przy tej ponurej siedzibie. Panowała niemalże cmentarna cisza. (...) Ta szczególna odludność, którą tak teraz wyczułem, ten zupełny brak znaków życia (jeżeli nie liczyć śladów wron, które widocznie na zbitym śniegu gromadzą się tu codziennie), to wszystko łatwo zbijało teorię o fałszerzach monet i nasuwało mi natrętne, nieprzyjemne myśli.
Tytułowa opowieść Wesoły marszałek to sprawnie napisana, choć typowa historia męskiego zakładu, by spędzić noc w opustoszałym dworku, gdzie rzekomo straszy. Im dalej, tym mniej grozy: Dzieje doży opowiadają historię genialnego malarza, którego obrazy miały straszliwą moc. Trochę baśni, trochę Doriana Graya, ale wciąż smaczne i lekkostrawne. Pogańska ofiara przenosi nas w czasy słowiańskich osad, nieodwzajemnionej miłości i dylematu etycznego: czy ofiara złożona z pięknej kobiety pozwoli zakończyć suszę i przywrócić opady deszczu? Do zapomnienia. Tajemnica długiego i krótkiego życia to w zasadzie fantastyczno-naukowa baśń w scenerii Dalekiego Wschodu. Świetnie się czyta! Potworek, Bajka o bajce czy Zegarmistrz również przypominają bardziej bajkę niż opowieść niesamowitą. Po skończonej lekturze byłem zawiedziony, liczyłem na dreszczyk emocji i więcej grozy. Uprzedzam - u Adamowicza występuje ona w ilościach szczątkowych.
Notka o Adamowiczu z książki pt. Czy wiesz kto to jest? pod red. Stanisława Łozy, 1938. (źródło: Polona.pl) |
Słów kilka o wizualiach. Poziom wydawniczy jest naprawdę wysoki. Oba tomy rozpoczynają się solidnym, biograficznym wstępem Krzysztofa Grudnika, a wydane zostały w tradycyjnym małym formacie, twardej okładce i ujednoliconej formie graficznej, z obowiązkową, zgrabną zakładką.
Jednego muszę się jednak przyczepić. Jakość przypisów w obu tomikach woła o pomstę do nieba. Urągają one wszelkim standardom i - co gorsza - inteligencji czytelnika.
Jestem wielkim fanem przypisów. Uważam, że świetnie zredagowane potrafią czynić cuda. U "Niesamowitników" jest, niestety, odwrotnie. Nie dowierzałem własnym oczom widząc przypisy do tak zawiłych i niezrozumiałych słów jak szpakowaty człowiek, pantomima, miedza, czy kuna (!! tak, chodzi o znane nawet przedszkolakom zwierzę)... Doprawdy, nie uważam się za omnibusa ale to już jest przesada. Brakuje jeszcze tylko objaśnień do takich rzeczowników jak "rzeka" czy "królik". Mało tego, przypisy zawierają błędy (np. miasto Smyrna to wcale nie dzisiejszy Izmin, tylko Izmir), i powtarzają się. W jednym tomie znajdziemy np. dwukrotne wytłumaczenie znaczenia słowa wiorsta, czy łuczywo. Drogie Wydawnictwo IX: leży mi na sercu Wasza działalność, ale nie można wypuszczać w świat książek z tak niedopracowanymi przypisami. Lepiej w ogóle z nich zrezygnować.
Poza tym, nie wiem czy to pojedyncza usterka - ale mój egzemplarz Historii maniaków nie posiada w ogóle numeracji stron. A będąc bardziej precyzyjnym: posiada, ale tylko do strony 12, czyli tam, gdzie kończy się wstęp Krzysztofa Grudnika.
Nie chcę kończyć recenzji negatywnym akcentem. Seria "Niesamowitnicy" to elementarz każdego miłośnika grozy, nie tylko tej polskiej. Zapoznanie się z kolejnym tomem zapomnianej twórczości zawsze wywołuje u mnie dreszcz emocji. Dlatego - nie przestawajcie. Tym bardziej, że w kolejce do wydania czeka Miasto księżyców Balińskiego, na które ostrzę sobie pazury.
Naprawdę wydawca wyjaśnia, co znaczą słowa „kuna” i „miedza”? Zdumiewające. :) Może te przypisy są po to, by zwiększyć objętość książki, bo już nie wiem, jak wyjaśnić takie dziwactwo. Na pewno by mnie denerwowały, ale mimo to z chęcią przeczytałabym te opowieści.
OdpowiedzUsuńWydawca tłumaczy to tym, że chcial dostosować książkę do "niefachowego" czytelnika. Chęci może i dobre, ale ktoś się zbytnio wczuł w rolę :) Co nie zmienia faktu, że warto zapoznać się z dorobkiem pionierów polskiej fantastyko-grozy.
UsuńA który tom z serii najlepszy na początek?
OdpowiedzUsuńMyślę, że najlepsze jeszcze przed nami (Sosnkowski, Baliński). Z tomów, które już się ukazały: Czosnowski i Adamowicz/Jaworski. Zdecydowanie odradzam Mirandolę :)
Usuń