STANISŁAW LEM - Śledztwo / Katar [recenzja #77]
Liga Mistrzów wśród kryminałów.
***
OCENA:
Moja kolejna randka z Lemem.
Podczas niej odkryłem trzy rzeczy: po pierwsze, Lem miał słabość do kryminałów.
Dwa: Lem nie byłby sobą, gdyby nawet kryminałów nie powykręcał po swojemu. I
trzy: wyszło mu to fenomenalnie.
To będzie laurka, bo i co tu
krytykować?
Wcisnąłem do jednej recenzji dwie
książki, ponieważ są zbliżone tematycznie i poniekąd także stylistycznie.
Najpierw fabuła. W obu
przypadkach zapowiada się wielce intrygująco, raczej nikt nie zaprzeczy.
„Katar” opisuje serię zagadkowych zgonów wśród klientów miejskich zakładów
kąpielowych. Śledczy nie potrafią ani znaleźć sprawcy, ani posunąć dochodzenia
naprzód, mimo wielu cech wspólnych zbrodni. W końcu decydują się na desperacki
eksperyment: pewien emerytowany kosmonauta udaje się do Neapolu, podążając
krokami ostatniej ofiary. Melduje się w tym samym hotelu, chadza w te same
miejsca. Cały czas jest pod obserwacją, zdaje meldunki, ale… nic się nie
dzieje. Do czasu. Więcej nie powiem.
„Śledztwo” – brytyjskie kostnice
stają się miejscem przedziwnych wypadków. Zaobserwowano, że nienaturalnie
zachowują się… zwłoki. Rano znajdują się w innej pozycji niż je pozostawiono,
świadkowie donoszą o ruszających się zwłokach, zaś niektóre truchła przepadają
bez śladu. Co lub kto może stać za tak makabrycznymi przypadkami? Dodam, że nie
ma to nic wspólnego z zombiakami, także proszę się nie obawiać. Do śledztwa
wyznaczony zostaje porucznik Gregory, który od razu wzbudził moją sympatię
swoim szczerym wyznaniem, że nie ma pojęcia, jak się do tej sprawy zabrać.
Stanisław Lem okiem sztucznej inteligencji. (źródło: Midjourney, Milczenie Liter) |
„Katar” przypomina więc momentami
sprawozdanie policyjne, gdzie fabuła (a wraz z nią bohater) posuwają się
logicznie od punktu A do punktu B. Zupełnie jak w prawdziwym dochodzeniu, są
pewne reguły gry, kroki które należy wykonać. Każdy kolejny krok jest z góry
ustalony. Mamy drobiazgową listę dotychczasowych ofiar wraz z krótkim
życiorysem. „Śledztwo” jest mniej uporządkowane: bohater improwizuje, decyzje
podejmuje pod wpływem nagłego impulsu; nieraz sam nie wie, co robić. „Katar”
kończy się racjonalnie, zagadka zostaje rozwiązana, czego nie można powiedzieć
o „Śledztwie”.
W „Śledztwie” uderzający jest
wszechobecny klimat tajemnicy, jakiś mrok i niedopowiedzenie wyzierające z
każdej mrocznej uliczki. W takim otoczeniu nie ma się co dziwić, że zagadki
wręcz oblepiają porucznika Gregory’ego. Jakby miał ich mało w życiu zawodowym, spokoju
nie zaznaje nawet podczas prywaty. Mieszka
w wynajmowanym lokum, prowadzonym przez starsze małżeństwo, państwa Fenshaw.
Pani Fenshaw pojawia się w najbardziej niespodziewanych momentach, zdaje się
być wiecznie pochłonięta sprzątaniem. Jej mąż z kolei dnie spędza zamknięty w
pokoju sąsiadującym z pokojem porucznika. Każdej nocy Gregory słyszy dziwne
hałasy dobiegające zza ściany. Czy rozwiąże te zagadkę? Nie powiem.
Prawdziwym majstersztykiem są
rozmowy porucznika z szefem, Głównym Inspektorem Sheppardem. To są naprawdę
niesamowite rozmowy. Sheppard potrafi obrócić w proch każdą, najbardziej nawet
logiczną teorię. Podsuwa nowe rozwiązania, mąci, sieje zwątpienie, aż w końcu
sam zacząłem się zastanawiać, jaką właściwie rolę pełni w śledztwie?
Kolejnym dziwakiem jest doktor
Sciss. Antypatyczny, asocjalny typek, obdarzony jednak nieprzeciętną
inteligencją. Gregory podejrzewa go, śledzi, ale gdyby mógł cofnąć czas, nie
wiem, czy by się na to ponownie zdecydował…
Kadr z filmu Marka Piestraka z 1973 r. pt. "Śledztwo". (źródło: www.film.org.pl) |
„Śledztwo” można śmiało uznać za
powieść z dreszczykiem. Jest tu wiele elementów grozy: domostwo Shepparda,
wszechobecny mrok, trupy i śmierć, niewyjaśnione zdarzenia (jak np. obecność
kotów na miejscu przestępstwa). Scena w metrze, gdy Gregory dostrzega wśród
pasażerów znajomą twarz, natychmiast wywołała u mnie gęsią skórkę.
W nieco bardziej suchym (nota
bene) „Katarze” także nie brakuje wyśmienitych scen, jak na przykład wydarzenia
na lotnisku, zwanym „Labiryntem”. Lem celowo wprowadza czytelnika w arkana
śledztwa, opisuje jak zginęły dotychczasowe ofiary. Wszystko po to, by każdy
mógł się samodzielnie zmierzyć z zagadką.
W obu książkach Lem dobiera się
do fundamentalnych zasad powieści kryminalnej i wywraca je do góry nogami.
Przebieg dochodzenia opisywany jest drobiazgowo, ale wszystko ma tutaj swój
cel. W pewnym momencie między rutynowe czynności śledczych Lem niepostrzeżenie
zaczyna wsączać swoje wątpliwości i teorie. Wraz z kolejnymi stronami, stopniowo
zmienia się nasza percepcja, próbujemy spojrzeć na całą sytuację z innej
strony. Autor urabia czytelnika jak plastelinę. Przygotowuje stopniowo na to,
co ma nastąpić, a gdy uznaje, że posiadamy już wystarczająco elastyczną formę,
uchyla rąbka tajemnicy.
Na zbrodnię i występek patrzy z
zupełnie innej strony. Przeczytałem mnóstwo kryminałów, ale żaden nie może się
równać ze „Śledztwem” i „Katarem”. Wyższą ocenę przyznaję temu pierwszemu tylko
dlatego, że jest bardziej klimatyczny i mroczny, do czego mam od lat wielką
słabość. „Śledztwo” powstało w latach 1957-1958, zaś „Katar” w 1975 r. Nawet
sam Lem uważał, że jest ulepszoną wersją swej poprzedniczki. I choć mi bardziej
odpowiadało akurat „Śledztwo”, obie pozycje są wyśmienite. Co rzadkie u Lema, żadna
z nich nie zawiera elementów stricte fantastycznych, robotów, podróży
międzygwiezdnych itp.
„Śledztwo” i „Katar” to
literatura najwyższych lotów; unikatowe połączenie tajemnicy, rozrywki i
powagi.
Lemowski zestaw survivalowy, niezbędny do przetrwania w puszczy. (źródło: Milczenie Liter) |
Przyznam, że wcale nie mam ochoty
kończyć tej recenzji. Rzadko pojawia się okazja do tak bezkarnego chwalenia.
Chętnie pociągnąłbym te laurkowanie dalej, ale kto by to potem przeczytał?
Zatem krótko: Stanisław Lem jest literackim arcymistrzem i basta.
Doczytywanie jego książek do
końca powinno być prawnie zabronione. Po co to robić i żałować, że cała
przyjemność już za nami? Lekturę Lema należy przerywać gdzieś w połowie. Lepiej
trwać w błogim zawieszeniu; posmakować pokusy, lecz nie ulegać jej do końca.
Ze świadomością, że gdzieś tam, coś na nas jeszcze czeka.
Komentarze
Prześlij komentarz
Jeśli recenzja lub książka wzbudziła w Tobie jakiekolwiek emocje - nie wahaj się, SKOMENTUJ :)