PYUN HYE-YOUNG - Dół [recenzja #76]
Teściowe odzyskują należne im miejsce w literaturze.
***
OCENA:
Dół koreańskiej pisarki Pyun Hye-Young jest obecnie rarytasem nie do zdobycia. Nakład został wyczerpany, a dodruk nie jest planowany. Nawet na serwisach aukcyjnych/antykwarycznych na próżno szukać tej książki. Łut szczęścia pozwolił mi ją zdobyć za jedyne 15 złotych. Czy poza rzadkością występowania, powieść posiada jeszcze inne walory?
O tym za chwilę, ponieważ przed
lekturą warto wiedzieć o jednej rzeczy. Fabuła jest tutaj statyczna, pasywna.
Obiektywnie rzecz biorąc, nic wielkiego się nie dzieje. Poznajemy historię
Oghiego: wykładowcy akademickiego, kartografa, który pewnego dnia budzi się
łóżku i dowiaduje się, że uległ wypadkowi samochodowemu. Jego żona poniosła
śmierć na miejscu, a on sam doznał poważnych obrażeń kręgosłupa i nie może się
poruszać. Ba, jedyną częścią ciała, nad którą ma pełną kontrolę, są oczy.
Mrugając, odpowiada na pytania. Jedno mrugnięcie – tak, dwa na nie. Opieki nad
nim podejmuje się pogrążona w żałobie teściowa.
Nie brzmi to zbyt ekscytująco,
wiem, ale zapewniam iż Dół nie jest
nudną książką. Wprost przeciwnie.
Poza tym bardzo rzadko zdarza się,
by literatura poświęcała uwagę teściowym. U Hye-Young teściowa jest – nie
licząc Oghiego – główną bohaterką. Koreańska pisarka świetnie sobie poradziła z
eksploracją tego motywu. Oghi i teściowa są splątani masą powiązań. Niektóre z
nich są jasne i przejrzyste, innych czytelnik musi się domyślać. Niektóre
autorka ujawnia w miarę rozwoju fabuły. Ten zabieg powoduje, że Dół ze zwykłej powieści przekształca się
w coś więcej. Zyskuje wiele dodatkowych emocji, a niepewność co do motywów
kierujących poczynaniami niektórych bohaterów powoduje, że od książki nie można
się wręcz oderwać.
Ilustracja do książki opracowana przez sztuczną inteligencję. (źródło: Midjourney, Milczenie Liter) |
Co może dziwić, bo jak
wspomniałem, akcji tu tyle co kot napłakał. Hye-Young co jakiś czas dorzuca niepozorny
szczegół, który chłoszcze czytelnika po twarzy. Sparaliżowany Oghi, żyjący
prawie jak warzywo, wzbudza litość i smutek. Może także podziw – za wytrwałość
w walce o powrót do zdrowia - i sympatię. Co z tą sympatią zrobimy, gdy dowiemy
się, że Oghi wcale nie był taki święty? Że swoje grzeszki w życiu popełnił? Czy
to samo można powiedzieć o jego tragicznie zmarłej żonie?
Prowadziła skrupulatne zapiski dotyczące Oghiego: o co się kłócili i jakie obietnice składał Oghi, godząc się z nią. Potem wyciągała taka notatkę i podstawiała mu pod nos. Mówiła, jak bardzo ją rozczarował i ze popełniał dokładnie taki sam błąd już wcześniej. Wpadała w złość i mówiła, że jego prośby i obietnice są nic niewarte. Oghi znowu przepraszał i składał kolejne obietnice ociekające szczerością. Ale wkrótce był poddawany dokładnie tej samej krytyce. Szybko miał tego dość.
Uczucia jakie wzbudzają
bohaterowie tej książki podlegają ciągłym zmianom. Ewoluują z każdą stroną, a
postać, która wzbudzała w nas pozytywne odczucia może się za chwilę przekształcić
w postać antypatyczną. Nie ma tu czarno-białych bohaterów (w ogóle zresztą nie ma ich zbyt wielu), a koreańska pisarka z
premedytacją wodzi czytelnika za nos.
Całą akcję tej krótkiej książki
obserwujemy z perspektywy Oghiego. Poznajemy jego myśli, obawy, nadzieje,
szczegóły małżeństwa, a z czasem dowiadujemy się też jak doszło do tragicznego
wypadku. Jak wspomniałem, bohater leży w łóżku, więc do rangi wydarzenia urasta
np. wejście gosposi do jego pokoju.
Autorka, mur i pnącze. (źródło: www.asiamedia.lmu.edu) |
Komentarze
Prześlij komentarz
Jeśli recenzja lub książka wzbudziła w Tobie jakiekolwiek emocje - nie wahaj się, SKOMENTUJ :)