KLAUS RIFBJERG - Chroniczna niewinność [recenzja #72]
Duńczyk potrafi.
***
OCENA:
Eteryczna, pełna emocji, a
jednocześnie wciągająca historia przyjaźni dwóch chłopców: Janusa i Tore. Poznają
się w szkole. Siadają razem w jednej ławce i chociaż bardzo się od siebie
różnią, wkrótce nie wyobrażają sobie dnia bez swojego towarzystwa. Janus - z
natury samotnik, wstydliwy, małomówny. Tore – urodzony lider, kawalarz, samiec
alfa. Potrafi wybrnąć z każdej sytuacji. Chłopaki niemal każdą wolną chwilę
spędzają razem, rozumieją się bez słów. Pewnego dnia Tore znika…
Po jakimś czasie wraca. Niby ten
sam, ale jednak inny. Otoczony jakąś niewidzialną skorupą. Janus niepokoi się,
próbuje wydrążyć tunel w zbroi Torego.
Pewnego dnia zjawił się znowu, jak gdyby nigdy nic. Tylko podejść i powiedzieć cześć, i wszystko potoczyłoby się starym szlakiem. Wydawało się tak przynajmniej przy wejściu do klasy, jednak z bliska rzecz okazała się bardziej skomplikowana. Jego oblicze przybrało dziwnie pusty wyraz. Wyglądał, jakby go ktoś zdzielił przez łeb i nieco utrącił. Czegoś zabrakło na jego twarzy, nawet trudno powiedzieć od razu czego, za to pojawiło się też coś nowego. Może był to skupiony wyraz, a może jego oczy przybladły.
Sytuacja komplikuje się, gdy Tore
zakochuje się w Helle. Tworzy się
swoisty trójkąt. Przyjaciele poznają się bliżej z Helle oraz jej matką, panią
Junkersen. Wtedy rozpoczyna się prawdziwa gra, której stawką jest tytułowa
chroniczna niewinność.
Wbrew pozorom, jest to poważna
powieść, próbująca zdefiniować granicę między młodością a dorosłością. Daje do
myślenia. Rifbjerg mistrzowsko rozrzedza swe rozważania przyziemnymi perełkami,
na przykład brawurową piosnką ku czci dyrektora szkoły, którą pozwolę sobie
zacytować w całości:
Dyrek na zawsze starą dupą zostanie
Bez względu na to, co się stanie.
Choć głośno brzmi twój pierdziel
I tak wszyscy wiedzą, żeś śmierdziel,
Jakiż z ciebie kiep,
Do sraaaki podobny twój łeb!!!
Tak, to nie pomyłka: podczas
deklamacji tej uroczej przyśpiewki „sraaakę” należy przeciągnąć przez trzy litery „a”.
Akcenty humorystyczne dopełnia
postać Kurta – klasowego kujona, który przysysał się jak pijawka i żadną miarą
nie dało się go pozbyć.
Klaus Rifbjerg nagiął słownictwo
do miejsca akcji, będziemy więc czytać o pętakach, mięczakach, gębach, melinowaniu,
a chłopaki będą się witać „cześć, stary”. Co świadczy o niesamowitym kunszcie
literackim duńskiego pisarza? Po pierwsze, idealne rozłożenie akcentów. Czasem
jest śmiesznie, a czasem tragicznie. Jak wytrawny linoskoczek, Rifbjerg wychyla
się to w prawą, to w lewą stronę, zawsze jednak utrzymuje równowagę. Po drugie,
troska o czytelnika. Książkę czyta się ekspresowo. Gdy ją na chwile odkładałem,
cały czas z tyłu głowy myślałem o Torem i Janusie, o tym co ich czeka i czy ich
niewinność w końcu pęknie. Trzeba było odłożyć zmywarkę, pranie na potem, i
doczytać książkę do końca.
Jeszcze jedno: w szkolnych
historiach bardzo łatwo popaść w zero-jedynkowe postacie i narracyjne klisze.
Autor poradził sobie z tym znakomicie. Choć bohaterami książki są w większości
młodzi, niepełnoletni ludzie, Duńczyk nie strywializował ich, nie wepchnął do
szuflady. Pokazuje, jak głębokie i wielowymiarowe może być życie uczuciowe
młodego człowieka.
Plakat z filmu Den kroniske uskyld z 1985 r., opartego na recenzowanej powieści Rifbjerga |
Nawet wspomniany już Kurt, przebrzydły
kujon o paluchach jak parówki, nielubiany przez kolegów, nie jest jednowymiarową
postacią. Prawdziwe ananasy to oczywiście Janus i Tore, jakże skomplikowana
staje się ich relacja z Helle!
Wreszcie – urzekły mnie ciekawe
porównania. Na przykład, gdy Janus podczas rozmowy z Helle poruszył temat tabu,
autor opisał to jako „nieopatrzne potrącenie piłeczki, która podskakiwała
ciężko nie mogąc się zdecydować na miejsce upadku”.
Klaus Rifbjerg napisał świetną
powieść, w której każdy odnajdzie swoją własną przeszłość: trudne początki w
szkole, nowe znajomości, żarty, sympatie, nienawiść i pierwsze miłostki. Chroniczna niewinność jest jednak czymś
więcej niż nostalgicznym, szkolnym reportażem. Duńskiemu pisarzowi udało się bowiem
zawrzeć między wierszami tę ulotną magię dojrzewania, która z lekkością i
wdziękiem prowadzi nas przez fabułę książki, a jednocześnie w głąb nas samych,
do ukrytych wspomnień i tęsknot.
Polecam!
Bardzo zachęcająca recenzja. Mam na swojej półce książkę „Miłośnik opery” tego autora, ale jeszcze do niej nie zaglądałam. :)
OdpowiedzUsuńPożyczysz? :) Bo po lekturze "Chronicznej niewinności" mam wielką chęć sprawdzić czy był to jednorazowy wystrzał formy, czy może jednak Rifbjerg jest po prostu dobry w te klocki :)
UsuńPewnie. :) Ale najpierw sama przeczytam. Postaram się za długo z tym nie zwlekać, bo bardzo mnie ten autor ciekawi.
OdpowiedzUsuń