WILLIAM HOPE HODGSON - Dom na granicy światów [recenzja #60]
Przedziwna, nierówna, intrygująca książeczka.
***
OCENA:
Przedziwna,
wielce nierówna i niewątpliwie intrygująca książeczka. Jej autorem jest William
Hope Hodgson – brytyjski pisarz i poeta. Był synem duchownego anglikańskiego, a
w swej twórczości chętnie sięgał po motywy grozy, fantastyki i science-fiction.
Był też uznanym fotografem i kulturystą. Tak, kulturystą. Pisarze powieści
grozy zazwyczaj kojarzą się z bladymi, słabowitymi wymoczkami, tutaj wprost
przeciwnie: mamy mocarza. W 1902 roku otworzył w Blackburn Szkołę Kultury
Fizycznej. Hodgson znał anatomię człowieka i budowę mięśni, dbał o swój rozwój
fizyczny, by uniknąć prześladowań na służbie okrętowej. Gdy w 1902 roku słynny
Harry Houdini odwiedził Blackburn, Hodgson osobiście przygotował dla niego
kajdany. Houdini męczył się przez dwie godziny zanim udało mu się uwolnić.
Wspominał później, że był to jeden z najgorszych i najtrudniejszych występów w
jego życiu. Blizny po kajdanach Hodgsona były widoczne jeszcze po 20 latach.
Niestety,
liczne moce i talenty nie uchroniły Hodgsona od przedwczesnej śmierci. Zabrała
go I wojna światowa; zginął podczas IV bitwy o Ypres w kwietniu 1918 roku, w
wieku zaledwie 40 lat.
Jak
to często bywa, wątki z życia prywatnego przeniknęły do twórczości literackiej.
Hodgson przez wiele lat służył na morzu (dorobił się nawet medalu za uratowanie
swego towarzysza, który wpadł do wody pełnej rekinów), stąd też akcja wielu
jego opowiadań toczy się na wodzie. Przez pewien czas wraz z rodziną mieszkał w
niewielkiej irlandzkiej wiosce, co było źródłem kolejnej inspiracji: nieprzypadkowo
akcja Domu na granicy światów (1908) dzieje
się właśnie w zapomnianej przez świat wiosce, której nawet nie ma na mapach.
Tak
więc: do położonej na niemalże bezludnym pustkowiu wioski Kraighten przybywa
dwóch dżentelmenów, a zarazem przyjaciół: Tonnison i Berreggnog. Chcą odpocząć
z dala od cywilizacji, nacieszyć się pięknem przyrody, łowić ryby i spacerować.
Wzbudzają zainteresowanie miejscowych wieśniaków, którzy jednak nie znają
angielskiego. Kręcą za to z niedowierzaniem głowami, a woźnica, który ich
przywiózł, koniecznie chciał wrócić do domu przed zmrokiem…
Któregoś
dnia przyjaciele zapuszczają się dalej niż zwykle i ku swemu zaskoczeniu
odkrywają piękny zakątek: ogromny wodospad, jezioro położone u stóp głębokiej
przepaści, a na skalnym wzniesieniu opuszczoną i zrujnowaną budowlę. Tonnison
przeczuwa, że kryje ona w sobie tajemnicę i ma rację – wygrzebuje starą księgę,
która okazuje się być pamiętnikiem ostatniego mieszkańca domu.
Okładka jednego z anglojęzycznych wydań "Domu na granicy światów". Źródło: domena publiczna |
W
drodze powrotnej odczuwają dziwny niepokój. Zdaje im się, że są obserwowani,
kilka razy słyszą w krzakach dziwne odgłosy… Po powrocie przystępują do lektury
rękopisu, a jego zawartość stanowi główną część książki.
Posuwaliśmy się naprzód i żaden dźwięk nie przerwał martwej ciszy nie licząc oczywiście trzasku gałęzi, po których deptaliśmy w czasie marszu. A jednak przez cały czas prześladowało mnie straszne uczucie, że nie jesteśmy sami. (…) Kiedy biegliśmy w stronę namiotu, znów usłyszeliśmy daleki głos jakby czyjegoś zawodzenia. Próbowaliśmy wytłumaczyć sobie, że to wiatr, chociaż wieczór był bardzo spokojny i cichy.
Co
się w nim znajduje – zdradzać nie będę, ale cała historia zaczyna się w chwili,
gdy starszy, nienazwany z imienia mężczyzna wprowadza się do wspomnianej
budowli wraz z nieodłącznym psem Pepperem i gosposią Marią, która była
jednocześnie jego siostrą. Wkrótce uwagę mężczyzny przyciąga pobliski wąwóz z
rzeką ukrytą pod grubym baldachimem drzew…
Nie zwlekając zerwałem się do ucieczki. Mniej więcej w połowie drogi do domu spotkałem siostrę, która wyszła mi naprzeciw. W ciemnościach nie mogłem dojrzeć jej twarzy, niemniej kiedy pytała, dlaczego strzelałem, wyczułem strach w jej głosie.
- Uciekaj! – krzyknąłem w odpowiedzi. – Uciekaj, jeśli ci życie miłe!
Nie zwlekając schwyciła spódnicę w obie ręce i pognała w stronę domu. Poszedłem za jej przykładem. W pewnej chwili obejrzałem się za siebie.
Początek
jest wielce obiecujący. Dodam, że pisarstwo Hodgsona to kawał solidnego
rzemiosła, także już po kilku stronach lektury można dać się porwać. Brytyjski
pisarz świetnie wie, kiedy podkręcić napięcie, a kiedy uspokoić sytuację. Akcja
rozwija się logicznie, interesująco, a momentami nawet porywająco. Pochłaniałem
stronę za stroną, solidaryzując się z bohaterem. Odczuwałem spokój, gdy i on go
odczuwał, bałem się razem z nim. I wszystko byłoby pięknie, dopóki nie dotarłem
do mniej więcej setnej strony.
Hodgson, jego muskulatura i talent literacki. Na zdjęciu widać tylko tę pierwszą. Źrodło: https://williamhopehodgson.wordpress.com |
Od
tego momentu Hodgson oszalał. Nagle zmienia sposób prowadzenia fabuły.
Wprowadza wątki kosmiczne, inne wymiary, przyspieszenie czasu. Te zabiegi mają
swoje uzasadnienie, naprawdę! Ale, na litość boską, kto ma ochotę czytać przez
40 stron o tym gdzie jest księżyc i jak szybko wschodzi słońce? Przez 40
stron?! Nie przesadzam. Poza perwersyjnymi astronomami, nie wiem kto mógłby
odnaleźć przyjemność w tych rozwlekłych opisach. To była droga przez mękę. Ewidentnie
zabrakło tu Hodgsonowi wyczucia albo życzliwej duszy, która szepnęłaby mu do
ucha: stary, przesadziłeś. Żeby nie
być gołosłownym, przez 40 stron będziecie czytać zdania podobne do tego:
Nagle zorientowałem się, że widzę skrawek wygasłego słońca, który świecił niczym wielki sierp księżyca. Jego tarcza rosła powoli w miarę przesuwania się w moją stronę, podczas gdy Gwiazda oddalała się w prawo. Czas płynął, ziemia miarowo okrążała kolosalną kulę martwego słońca.
Nie zmienia to faktu, że Hodgson był talentem czystej wody, a lektura jego książek świetnie stymuluje wyobraźnię. Potrafi bardzo plastycznie opisywać wydarzenia, pozostawia furtkę do interpretacji, wie jak operować nastrojem grozy. Mimo wspomnianej kosmicznej dłużyzny uważam Dom na granicy światów za bardzo ciekawe dziełko i z pewnością jeszcze do niego wrócę.
Komentarze
Prześlij komentarz
Jeśli recenzja lub książka wzbudziła w Tobie jakiekolwiek emocje - nie wahaj się, SKOMENTUJ :)