[POLSKIE NIESAMOWITOŚCI #03] Jerzy Sosnkowski - Żywe powietrze

 


Groza: 2/3, fantastyka: 1/3

***


📕 WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Bibljoteki Dzieł Wyborowych
🕒 ROK WYDANIA: 1926
📖 ILOŚĆ STRON: 176


      OCENA:    

         

     


W pierwszym odcinku "Polskich niesamowitości" recenzowałem zbiór opowieści Jerzego Sosnkowskiego pt. Bosman Finta (recenzja tutaj). Dzisiaj przyjrzę się kolejnej pozycji tego samego autora. Żywe powietrze, choć pochodzi z tego samego roku (1926), chronologicznie wydane zostało później. Autor dedykuje je polskim lotnikom.

Jest w tym pewien zamysł, bowiem wszystkie opowiadania, bez wyjątku (a jest ich ledwie pięć), zahaczają o tematykę lotniczą, gdzie część akcji dzieje się właśnie w powietrzu.  Te ukierunkowanie wyszło autorowi na dobre, dzięki czemu powstał zbiór spójnych historii. Ograniczona przestrzeń kabiny aeroplanu, w kontraście do bezkresu powietrza tworzy ciekawy krajobraz, na tle którego opowieści grozy zyskują dodatkowego smaczku. Sosnkowski doskonale o tym wie i wykorzystuje tę wiedzę z premedytacją.

Ciekawa rzecz: na końcu książki wydawca zawarł taką oto notkę:

W najbliższym czasie ukaże się nowa powieść J. Sosnkowskiego, osnuta na tle życia współczesnego, p.t. „Sługa Bafometa” (Życie czarne) stanowiąca pierwszą część trylogii, objętej ogólnym tytułem „Pan światła”.

Niestety, mimo poszukiwań, nie udało mi się odnaleźć śladów tejże powieści, najprawdopodobniej więc z jakiegoś powodu nie została wydana. A szkoda.

Krótki przegląd zawartości:

Żywe powietrze

Tytułowe, najdłuższe opowiadanie. Zmęczony miejskim życiem Raul spotyka starego znajomego, Oppenheimera (!).  Przybywa do jego willi, poznaje żonę Heddę a także goszczącego u Oppenheimerów profesora Nunberga. Wkrótce okazuje się, że pan domu nieustannie podróżuje w interesach, a jego nieobecność zbliża do siebie Raula i Heddę. W dziwny sposób zachowuje się Nunberg, przesadnie unikając ich towarzystwa. Gdy w końcu Raul zabiera Heddę do samolotu („aeroplanu”, jak to się wtedy mówiło), ich radość i ekstaza szybko przemienia się w strach i niepokój… Nowelka jest momentami nabrzmiała od lania wody, jak purchawka przed pęknięciem. I choć rozkręca się niemiłosiernie powoli, i choć postacie naszkicowane są w prosty sposób (Nunberg, Hedda), finał w zupełności rekompensuje wcześniejsze dłużyzny. Jest dobrze!

Uśmiech lodowców

Według mnie to drugie najlepsze opowiadanie w zbiorku. Pogrążony w smutku i apatii bohater, zgłasza się na ochotnika do wyprawy Australijczyka George’a Wilkinsa na biegun (Wilkins to postać autentyczna, choć nieco zapomniana. W 1926 roku faktycznie organizował ekspedycję arktyczną). Najpierw odbyć się miały loty testowe, bohater jedzie więc na północ, gdzie wśród śnieżnej pustki i bezkresu dołącza do innych ochotników. Wkrótce zauważa, że wszyscy z nich ogarnięci są jakimś niewytłumaczalnym bezruchem i obojętnością. Czekają bezczynnie na dalsze instrukcje od Wilkinsa. Mijają tygodnie, a żadna depesza nie dociera do śmiałków. Tu dzieje się coś dziwnego… świetnie odmalowana atmosfera odosobnienia, czyhająca gdzieś groza potęgowana jest śnieżną pustką. Warto przeczytać!

Telefon śmierci

Historia przyjaźni dwóch chłopaków, historia ich kiełkującego uczucia do tej samej kobiety – 19-letniej Dolly, a zarazem historia o umysłowym obłąkaniu i tajemniczym telefonie, który zawsze między 2 a 4 w nocy, z podziwu godną regularnością, odzywa się w mieszkaniu Charlesa – jednego z bohaterów. Po podniesieniu słuchawki nie odzywa się nikt. Cisza. Charles wmawia sobie, że dzwoni sama śmierć. Czy to możliwe? Przyzwoita, choć absolutnie przewidywalna historia.

Duch Białego Szczytu

Najlepszy moment zbioru. Akcja trzyma w napięciu od początku do końca: zawody lotnicze, jedno z zadań to lot nad owianym złą sławą Białym Szczytem. Wylatuje jeden pilot po drugim, sami mistrzowie swego fachu. Mijają godziny, nie wraca żaden z nich…   Świetna rzecz! I znowu powracają ulubione motywy Sosnkowskiego: apatia mieszkańców miasteczka, jakieś bezrefleksyjne pogodzenie się z losem…

Pokój mój był mały, ciemny, jak wszystkie zresztą mieszkania w tej zapadłej górskiej mieścinie. Chyba nigdy jeszcze nie widziała ona tylu naraz gości, co teraz, podczas metyng’u. Czasem tu zawitało paru zwariowanych narciarzy, albo paczka amatorów górskiego powietrza i górskiej zimy, którym pieniędzy nie starczyło na modne i wygodne kurorty. (…)

Nawet zima wyglądała tu inaczej niż gdziekolwiek. Uśmiechnięta, biała, błyszcząca, wybrylantowana ziemia tutaj była ołowiano-szara, odrętwiała. Od śniegów popielatych, wiało piwnicą, wiało wyraźnie niezdrowym morzem, i przejmującym chłodem trupa.

Wrota raju

Gdybym miał ocenić Jerzego Sosnkowskiego po tym, jak kończy, nie byłaby to wysoka ocena. Zdecydowanie najsłabsze opowiadanie pozostawił na koniec. Jedyne, które nie zawiera elementów grozy lub fantastyki – ale nie dlatego najsłabsze. Jest to przewidywalna, lotnicza przypowieść spod znaku „od pucybuta do milionera”, którą spokojnie można sobie darować.


"Naokoło świata", nr 6 z 1924 r.
Kolejne z "powietrznych" opowiadań Sosnkowskiego, które jednak nie znalazło się w recenzowanym zbiorku.

Ciekawa rzecz: każde z czterech opowieści grozy (pomijam Wrota raju) opisuje z grubsza te same wydarzenie, ale każde z nich robi to na swój unikatowy sposób. Żywe powietrze wprowadza zakamuflowany wątek romansowy, Uśmiech lodowców skupia się na opisach odosobnienia na arktycznym bezludziu i reakcji ludzkiej psychiki na taki stan rzeczy, Telefon śmierci opowiedziany jest z lekką ironią i niemal wyczuwalnym uśmiechem narratora, Duch Białego Szczytu to z kolei to najbardziej klasyczne z nich wszystkich, gdzie wszystkie elementy świetnie ze sobą współgrają, a idealna równowaga zostaje zachowana.

Jest to w gruncie rzeczy ciekawa zagrywka, choć wyszła Sosnkowskiemu chyba przypadkiem: podczas gdy współczesność nakazuje poświęcić każde opowiadanie innej historii, on krąży wciąż wokół tego samego tematu (celowo czy nie?). To, co się dzieje w przestworzach jest podobne, ale nigdy identyczne, świetnie też koresponduje z tytułem zbiorku.

Nie da się nie zauważyć, że bohaterowie Sosnkowskiego to często postacie pogrążone w apatii, bezradności i zniechęceniu. Mimo tego, iż sam był architektem, niektórzy z jego bohaterów to antyurbaniści, przytłoczeni miejskim gwarem i tłokiem. Kto wie, czy w tym wszystkim nie kryją się wątki autobiograficzne…

Jestem zaskoczony progresem autora, jaki dokonał się w stosunkowo krótkim czasie. Żywe powietrze trzyma w napięciu nawet po latach, unika tanich rozwiązań, a czytane po zmroku potrafi nastraszyć. Tak jak kolej u Grabińskiego, tak statki powietrzne u Sosnkowskiego okazują się mieć ogromny potencjał w generowaniu niepokoju i niepewności. To nie są przyziemne, tanie opowiastki; historie Sosnkowskiego szybują gdzieś wysoko w przestworzach i wraz ze swymi bohaterami, patrzą na nas z góry. 

Pomachałem.


Komentarze

  1. Klimat grozy i tematyka lotnicza... Zaciekawiłeś mnie. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Książeczka trudno dostępna, ale jeśli Twój poziom zaciekawienia jest na tyle duży, że ją przeczytasz - daj znać, jak Ci podszedł ten zacny staroć :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Jeśli recenzja lub książka wzbudziła w Tobie jakiekolwiek emocje - nie wahaj się, SKOMENTUJ :)

Copyright © MILCZENIE LITER