ELIAS CANETTI - Auto da Fé [recenzja #47]

 


Przedziwna, nierówna i dobra powieść.

***


📕 WYDAWNICTWO: Czytelnik
🕒 ROK WYDANIA: 1979
📖 ILOŚĆ STRON: 570

OCENA: 

   
  
  


Jedno nie ulega wątpliwości: Canetti stworzył jednego z najbardziej charakterystycznych, specyficznych, pełnokrwistych bohaterów, jacy kiedykolwiek zaludnili stronice książek.

Piotr Kien, bo o nim mowa, to oryginał jakich mało. Profesor sinologii, wybitny autorytet, posiadacz biblioteki liczącej 25 tysięcy woluminów. Z wyglądu: wysoki, przeraźliwie chudy 40-latek. Ewidentny brzydal. Nigdy się nie śmieje. Wstaje zawsze o tej samej porze (6 rano), chodzi spać o północy.


Skupiony na pracy naukowej, miłością obdarzył swe książki i w sercu zabrakło mu już miejsca na większość ludzkich uczuć.

Dzieci hałasują. Trzeba się nimi zajmować. Wychowywanie ich wymaga kobiecej ręki. Do gotowania wystarczy zwykła kucharka. Do dzieci trzeba angażować matkę. Gdybyż matka była tylko matką; ale która z nich zadowoli się wyłącznie swoją rolą? W gruncie rzeczy każda jest kobietą i stawia swoje wymagania, jakich porządnemu uczonemu nie śniło się spełniać. Kien rezygnuje z kobiet. Dotychczas kobiety były mu obojętne i nadal pozostaną obojętne.

Szacunek dla ludzi mierzy ich stosunkiem do książek. Gdy spotkany na ulicy młody chłopak nie dotknął książki, którą podsunął mu pod nos Kien, sinolog od razu nabrał szacunku: 

Może wstydził się swoich brudnych rąk. Kien obejrzał je, były czyste. Kto inny sięgnąłby nawet brudnymi.

Pewnego dnia zatrudnia służącą i kucharkę, nie pierwszej już młodości Teresę Krumbholz.

Nie rozmawiają ze sobą, nie podobają się sobie, nic do siebie nie czują. Przez 8 lat egzystowali obok siebie w pragmatycznej symbiozie, pozbawionej znamion jakiegokolwiek związku międzyludzkiego. Po 8 latach biorą ślub. Jak to możliwe? Pewnego dnia Teresa poprosiła o jakąś książkę do przeczytania. Kien dał jej jakiś szmelc, którym sam gardził. I wtedy zauważył, że:

Traktowała jego książki lepiej niż on sam. On nienawidził tego starego szpargału, ona dawała mu aż dwie okładki. Wnętrzem dłoni w ogóle go nie dotykała. Manipulowała samymi koniuszkami palców. Jej palce wcale nie były takie grube. Wstydził się za siebie, a cieszył się nią (…) Zasłużyła na mniej brudną książkę.

To wystarczyło. I można się śmiać, ale byłby to śmiech przez łzy: przecież w dzisiejszych czasach śluby bierze się z jeszcze głupszych powodów, a czasem i bez żadnego powodu. W każdym razie, małżeństwo nie zmienia wiele w codziennym życiu nowożeńców, dla Kiena nadal liczy się tylko nauka i książki. Świeżo upieczona pani Kien nieco się rozzuchwala. Chytrymi zabiegami przejmuje kontrolę nad kolejnymi pokojami we wspólnym mieszkaniu. Rozpoczyna się zimna wojna, pełna taktycznych zagrywek, brawurowych szarż i wzajemnego szpiegowania. W pewnym momencie dochodzi nawet do spisania umowy o takiej oto treści:

Potwierdzam, że wszystkie książki znajdujące się w pokojach należących do mnie, stanowią prawowitą własność mojego męża i że w tym stanie majątkowym w żadnych okolicznościach nigdy nic się nie zmieni. W zamian za odstąpienie mi trzech pokoi zobowiązuję się milczeć w czasie wspólnych posiłków.

Absurd? Możliwe. A to dopiero początek.

Jedna z okładek powieści. Od lewej: Fischerle, Kien, Teresa
(źródło: domena publiczna)

Teresa bez wątpienie zasługuje na osobny akapit, to kolejna nietuzinkowa postać, którą wyśmienicie sportretował Canetti. Częściowym pierwowzorem tej bohaterki była gospodyni, od której pisarz wynajmował mieszkanie podczas swego pobytu w Austrii. Lekko przekrzywiona głowa, kiwająca się na boki, przerośnięte lewe ucho, chorobliwa ciekawość, a przy tym też - bądźmy uczciwi - kilka zalet: dokładność, sumienność i talent kucharski. No i miłość do pieniądza – odwieczna przyczyna konfliktów. Nie tylko w książkach. Moją największą sympatię wzbudził pewien leksykalny nałóg pani Teresy: zwrot „prosz’ pana”, którego nadużywała (po ślubie zwrot ewoluował w „prosz’ ciebie”). Zapamiętać warto jedno: według Teresy, porządni ludzie kładą się spać o 9 wieczorem. 

A Ty, o której kładziesz się spać?

Jest tu i Fischerle, zaradny garbus-karzeł, miejscowy oszust i cwaniaczek. Uwielbia grać w szachy, ale nienawidzi wszystkich mistrzów szachowych.

Mamy jeszcze dozorcę domu, Benedykta Pfaffa:

- Pani twierdzi – ryknął na Teresę – że męża nie ma w domu?

- Ależ prosz’ pana, od tygodnia go nie ma. Mówi, że ma tego dość. Nagle wyjeżdża i zostawia mnie samą. Pieniędzy na gospodarstwo dalej nie ma. Czy tak się robi? Chciałabym wiedzieć, o której teraz chodzi spać. Porządny człowiek kładzie się o dziewiątej.

Pfaff to ancymon jakich mało, do tego człek agresywny, lubujący się w fizycznej przemocy, szczególnie w stosunku do kobiet. Samozwańczy „rudy kocur”. Rozdział, w którym opisane są jego relacje z żoną i córką, to jeden z najbardziej traumatycznych i zapadających w pamięć momentów książki.

A jest ich wiele: społeczna akcja skupu książek zorganizowana przez Kiena przy „pomocy” Fischerle’a, małżeńskie potyczki Kienów, Pfaff obserwujący ludzkie nogi i stopy dzięki judaszowi umieszczonemu tuż nad ziemią… Te wydarzenia nie brzmią spektakularnie, wiem. Ale uwierzcie, zostają w pamięci jeszcze długo po skończonej lekturze.

Elias Canetti
(źródło: Wikipedia)


Wracając jeszcze do Pfaffa i jego stosunku do kobiet. Podczas lektury zastanawiałem się, czy to przypadek, że dwaj spośród czwórki głównych bohaterów nie tolerują kobiet? Jeden traktuje je jak powietrze, a drugi okłada pięściami. Czy to przypadek, że trzeci z męskich bohaterów jest sutenerem własnej żony i czerpie korzyści z jej nierządu? Czy to przypadek, że jedyna kobieta wśród głównych bohaterów, jest postacią tak bardzo antypatyczną? Niestety, nie znam odpowiedzi na to pytanie. Moje pobieżne śledztwo nie wykazało żadnych anomalii, tudzież awersji Canettiego do kobiet. Wprost przeciwnie, nie stronił od ich towarzystwa.

Urodzony w Bułgarii pisarz ukończył prace nad Auto da Fé w październiku 1931 roku, po roku pisania. Jest to jego pierwsza powieść – co poniekąd tłumaczy liczne dłużyzny i pewną kanciastość warsztatu literackiego. W tej nieoszlifowanej jeszcze formie pulsuje talent literacki dużego kalibru, nie mam co do tego żadnych wątpliwości.

Używając terminologii filmowej: Auto da Fé to wybitne kreacje bohaterów, dużo humoru i groteski, skromna fabuła z przerośniętym scenariuszem. Canetti świetnie ukazał upadek jednostki, uwikłanej w egzystencję w szklanej bańce, w swoim własnym hermetycznym świecie.

Mimo swych wad i niedoskonałości, jest to powieść warta polecenia, dostarczająca unikatowych wrażeń. Ale nic za darmo: potrzeba dużo wytrwałości i samozaparcia, by te emocje poczuć.

 

Komentarze

Copyright © MILCZENIE LITER