Opowieści niesamowite z języka polskiego [recenzja #46]
Zaskakująco wyśmienity zbiór.
***
OCENA:
Jest coś w człowieku, co nie może być odgadnionym i co nas prowadzi do chęci nabycia nadprzyrodzonych wiadomości. To wszystko, czego zrozumieć nie możemy, ma dla nas niezwyciężony powab. (…) Zdaje nam się, że widzimy, słyszymy, a gdy dojdziem źródła mamiącej przyczyny, żałujemy, żeśmy się dowiedzieli, iż nic w tym nadprzyrodzonego nie ma.
Antologię powyższym cytatem otwiera
Anna Mostowska, kobieta światowa (bywała we Włoszech, Anglii czy Francji), tłumaczka
i autorka opowiadań spod znaku grozy. Dzisiaj prawie zupełnie zapomniana,
pozostaje w sferze zainteresowań jedynie garstki fanatyków. Przewrotne zakończenie,
fabuła poprowadzona z kobiecą subtelnością dodają uroku tej drobnej powiastce i
muszę przyznać, że broni się ona nawet po tylu latach. Strachu nie było,
zameczku w zasadzie też nie, ale jest ok.
Krasiński – cóż za zaskoczenie! W szkole powtarzali, że to wielki pisarz, ale Nie-Boską Komedię ledwie dałem radę przeczytać. Kłania się tu rodzimy system edukacji i fatalny wręcz dobór lektur w czasach, gdy byłem młodszy. Tymczasem okazuje się, że ów nudziarz, obrzydzony do granic możliwości przez nadgorliwych nauczycieli, fascynował się we wczesnym okresie twórczości powieścią gotycką i to właśnie z tego czasu pochodzą zaprezentowane w tomie dzieła: niezły Zamek Wilczki i jeszcze lepszy, pełen krwi, mściwej nienawiści, tragizmu i nieoczywistych postaci (karzeł Gondo!) Mściwy karzeł i Masław, książę mazowiecki. Byłem szczerze zdumiony. Dziękuję PiW oraz odpowiedzialnemu za wybór opowiadań Piotrowi Pazińskiemu za odczarowanie Krasińskiego.
Jan Barszczewski. Zamieszczone
opowiadanie pt. Włosy krzyczące na głowie
ukazało się drukiem w czterotomowym składaku pt. Szlachcic Zawalnia czyli Białoruś w fantastycznych opowiadaniach,
drukowanym w latach 1844 – 1846. I choć od tego czasu minęło ponad 170 lat, historia
o włosach starzeje się nadzwyczaj godnie. Ma w sobie wszystko to, co lubię:
karczmę, tajemniczego gościa, dziwnego starca i niewymuszony autentyzm.
Ilustracja ze "Szlachcica Zawalni..." (za: www.belsat.eu) |
Józef Korzeniowski. Zaraz zaraz, TEN Korzeniowski? Wprawdzie mrok i groza nie były Josephowi Conradowi obce (vide klasyczna, wciąż świetna nowelka pt. Gospoda pod dwiema wiedźmami), ale nie słyszałem jak dotąd o opowiadaniu Narożna kamienica. Szybko okazało się, że jestem całkowitym ignorantem, nie dopuszczając myśli o istnieniu innych Józefów Korzeniowskich. A jednak, niezależnie od mojego haniebnego zaniedbania, inne Józefy Korzeniowskie istniały i nawet napisały dobre rzeczy. Narożna kamienica czaruje świetnym klimatem i choć szybko domyśliłem się, kto jest kim i do jakiego finału zmierza ta historia, dobre pierwsze wrażenie pozostało. Warto wspomnieć o plugawym mężczyźnie w kapeluszu – ta postać, jako jedyna z całego zbioru, przyprawiła mnie o gęsią skórkę.
Jest też Leśmian, jest i Reymont,
który przez wiele lat swego życia flirtował z okultyzmem i tzw. wiedzą tajemną.
Jest pionier polskiej fantastyki, Antoni Lange, w szaradowo-kryminalnym
wydaniu. Jest i Mirandola, którego Ulica
dziwna zaskakuje oryginalnym pomysłem na zawiązanie akcji. Bohaterem
opowiadania jest pracownik biura telegraficznego. Gdy wraca do domu, jego uwagę
przykuwa woda kapiąca z kranu. Rytmiczne kap-kap w umyśle telegrafisty układało
się w adres: ulica Dziwna 36. Czy to zwidy i majaki zmęczonego pracą mózgu? A
może… coś się za tym kryło? Może coś
chciało do niego przemówić? Gnany jakimś dziwnym przeczuciem, bohater wychodzi
z domu i…
Stefan Grabiński. Polski arcymistrz
grozy, o którym wiele już napisano, i który – będę się upierać – w większości
swych opowiadań prezentuje poziom absolutnie światowy.
Baliński. Kolejne odkrycie. Tytuł
historii w oczywisty sposób nawiązuje do Zagłady
domu Usherów Poego, ale Baliński ma swoje ambicje, snuje inną opowieść i
wydeptuje własną literacką ścieżkę. Zżera mnie wręcz ciekawość, by poznać jego
pozostałe nowele, zebrane w zbiorach Talizmany
i wróżby oraz Miasto księżyców. Koniec rodziny Jasnych opowiada historię
przedziwnej rodziny, zawieszonej jakby w niebycie, uwięzionych w szklanej bańce
własnych urojeń i przyzwyczajeń. Na zaproszenie głowy rodziny, Zygmunta
Jasnego, narrator przybywa do kresowego dworku, położonego na uboczu.
Koniecznie trzeba się przekonać, co stało się dalej…
Znowu rozpętał się po całym domu ów jednostajny szum i pogwar, zdawało się, że lada chwila roztworzą się drzwi na oścież i jak wichura wpadnie tłum służby czy domowników, nierozumnie śpieszący, biegnący. Atmosfera stała się tym przykrzejsza, że wyrwało mi się mimowolne zapytanie:
- Kto więcej mieszka w tym domu? Zdaje mi się, że dom jest przepełniony…
Wszyscy milczeli, ale wielkie oczy sowiej ciotki usiłowały mi tłumaczyć, że zapytaniem tym zrobiłem wszystkim kłopotliwą przykrość.
Barbara Kaczmarowska Hamilton - Portret Stanisława Balińskiego (za: www.przeglad.co.uk) |
Na osobny akapit zasługuje też
Jerzy Sosnkowski. Dla mnie jedno z największych odkryć: dwie historie, obie
związane z przestworzami i samolotami, obie potrafią autentycznie przerazić.
Gdyby Dan Simmons pisywał opowiadania, mogłyby przypominać Ducha Białego Szczytu. Akcja trzyma w napięciu od początku do
końca: zawody lotnicze, jedno z zadań to lot nad owianym złą sławą Białym
Szczytem. Wylatuje jeden pilot po drugim, sami mistrzowie swego fachu. Mijają
godziny, nie wraca żaden z nich…
Świetna rzecz!
Ilustracja Sosnkowskiego do jednego z własnych opowiadań (źródło: "Naokoło świata") |
Meissner. Gdzieś tam w odmętach
pamięci kojarzyłem go z lotniczymi opowiastkami. A tu proszę! Meissner
flirtował także z niesamowitością i tajemnicą. Hangar nr 7 jest naprawdę dobry. Stróż nocny Łubiak to porządny
człowiek. Alkoholu nie tknie. Gdy więc oznajmił, że w hangarze nr 7 straszy,
nie wyśmiano go od razu. Tym bardziej, że hangar rzeczywiście stał na uboczu,
trafiały do niego zepsute części samolotów. Tuż za płotem las i cmentarz
żydowski… Co kryje się wewnątrz hangaru?
Bruno Schulz to klasa sama w
sobie i osobna historia. Gdybym nie znał wcześniej Sanatorium pod Klepsydrą, byłbym zachwycony. Ale znam i w zasadzie…
nadal jestem zachwycony. Jeśli jakimś cudem, nie znacie jeszcze Sanatorium… to marsz do biblioteki!
Będziecie zachwyceni onirycznym, dziwnym światem, który wyczarował Schulz,
przedziwnymi bohaterami (doktor Gotard) i wydarzeniami. To jest po prostu
literacki majstersztyk. I faktycznie: nastrój grozy i tajemnicy jest tutaj
wszechobecny, chociaż nie był on dla Schulza celem samym w sobie.
Lem. Kolejny gigant, na którym
trudno się potknąć. Twórczość Lema znam niestety wybiórczo, nie wiem, czy
napisał coś, co do kategorii „niesamowitości” pasowałoby bardziej, ale nie mogę
nic zarzucić dokonanej selekcji. Terminus
zadaje ważne pytania o naturę człowieczeństwa, zaś fragment wspomnień Ijona
Tichego wręcz idealnie wpisuje się w konwencję zbioru niesamowitych opowieści.
Tichy wybiera się na wycieczkę za miasto i błądzi w lesie. Uciekając przed
ulewnym deszczem, trafia do tajemniczego domu, położonego na uboczu. Te krótkie
opowiadanie jest małym dziełkiem sztuki. Bawi, dostarcza rozrywki, budzi grozę
i stymuluje szare komórki. A zakończenie wręcz ociera się o perfekcję.
Kadr z filmu "Profesor Zazul" (za: Filmoteka Polska) |
Oczywiście, przy tak wielkich
rozmiarach, oczywistym jest, że prędzej czy później pojawią się też słabsze
momenty. Należy do nich tchnące tanim dydaktyzmem opowiadanie pt. Seans Józefa Tyszkiewicza, przewidywalne i dość typowe legendo-baśnie
Romana Zmorskiego, czy bulgocząca nadętym intelektualizmem Dola Franciszka Mirandoli. To jednak nieliczne ziarna, które na
mojej glebie plonu nie wydały.
Zastrzeżenia budzi też wstęp
Piotra Pazińskiego – sam w sobie ciekawy i
dobrze napisany, zawiera niestety streszczenia niektórych opowiadań i
zwyczajnie psuje lekturę. Co za przyjemność z czytania np. Terminusa, gdy wiem co się mniej więcej w nim wydarzy, ba! – została mi
nawet zasugerowana interpretacja. Osobiście radzę na początku ominąć wstęp i
wrócić do niego dopiero po zakończeniu lektury.
Na pochwałę zasługuje natomiast
wydanie: twarda okładka, pachnący papier (tak jest!) i starannie zredagowane
noty o każdym z autorów. Brawo!
Gdybym miał wybrać 6 najlepszych
opowiadań, byłyby to:
1. Schulz – Sanatorium pod Klepsydrą,
2. Grabiński - Czad,
3. Sosnkowski – Duch Białego Szczytu,
4. Baliński – Koniec rodziny Jasnych,
5. Lem – Ze wspomnień Ijona Tichego III,
6. Krasiński – Mściwy karzeł.
Wybór bardzo trudny, bo niby
dlaczego miałbym nie uwzględnić Narożnej
kamienicy Korzeniowskiego, Hangaru nr
7 lub Dziwnego pasażera
Meissnera, czy Włosów krzyczących na
głowie Barszczewskiego?
Czy opowieści te potrafią
przerazić? Niektóre tak. Większość poprzestaje „tylko” na odmalowaniu nastroju
tajemnicy, aury niepokoju, próbując ją niejako oswoić poprzez umieszczenie
akcji wydarzeń w szarej codzienności, w zwykłym mieście, wśród zwyczajnych
ludzi.
Ale tu nawet nie o to chodzi,
żeby się bać: na pierwszy plan wysuwa się wartość edukacyjna antologii. Kto
wcześniej słyszał o Stanisławie Balińskim, Janie Barszczewskim, czy Wacławie Filochowskim
? Kto zdawał sobie sprawę, że w naszym polskim języku powstało tyle perełek
spod znaku niesamowitości i grozy? Kto był świadom, że Krasiński pisał
makabryczne opowiadania? Otóż to: nikt, lub prawie nikt. Drugi aspekt
edukacyjny to inspiracja. Mnie osobiście zbiór PiW-u zachęcił do wzmożonych
poszukiwań. Mam ochotę na więcej, chcę poznać pozostałe historie grozy od
Meissnera, Balińskiego, Korzeniowskiego, czy Sosnkowskiego. Opowieści niesamowite spełniają swoją
edukacyjną rolę znakomicie, a niejako w bonusie czytelnik otrzymuje porcję
czarnych wrażeń: strachu, niepokoju i wypaczonej rzeczywistości. Ów eliksir
smakuje znakomicie, ponieważ stworzony został z najwyższej jakości składników.
Sam sprawdziłem. Wybrano naprawdę perełki, najlepsze z najlepszych. Wydanie
kilkudziesięciu złotych na tak dopracowany produkt jest nie tylko obowiązkiem,
ale i prawdziwą przyjemnością.
Inspirująca, starannie
wyselekcjonowana kolekcja opowieści niesamowitych, które nie tylko czarują
naszą polską mową, ale najzwyczajniej w świecie dostarczają rozrywki, nieraz
bardzo wyrafinowanej. Jestem zaskoczony poziomem tego wydawnictwa i każdemu
miłośnikowi grozy rekomenduję tę pozycję bez najmniejszego wahania.
Tajemnica leży zawsze między liniami.
Komentarze
Prześlij komentarz
Jeśli recenzja lub książka wzbudziła w Tobie jakiekolwiek emocje - nie wahaj się, SKOMENTUJ :)