EDGAR LAWRENCE DOCTOROW - Ragtime [recenzja #41]
Wyśmienita, melodyjna kompozycja. Znaczy się, powieść.
***
OCENA:
Wiele
książek Doctorowa ukazało się jak dotąd w języku polskim, ale jakimś cudem przegapiłem
je wszystkie. Niniejszą recenzją chcę odkupić chociaż część swojej winy.
Amerykanin
Edgar Lawrence Doctorow żył w latach 1931 - 2015, napisał podobno wiele dobrych
rzeczy, a za Ragtime otrzymał cenioną
nagrodę National Book Critics Circle Award.
Jedzenie uznane zostało za sakrament sukcesu. Człowiek dźwigający przed sobą ogromny brzuch był ideałem mężczyzny w kwiecie wieku. Kobiety umierały w szpitalach z powodu pęknięcia pęcherza, na płuca, na niewydolność krążenia, na zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. Jeżdżono do kurortów, gdzie kąpano się w wodach siarczanych i stosowano środki przeczyszczające dla pobudzenia apetytu. W Ameryce panował kult stolca.
Błyskotliwa
i świetnie napisana powieść, gdzie – jak w kalejdoskopie – wszystkimi barwami
mieni się Ameryka z początku XX wieku. Multum wątków, które jakimś cudem
składają się w jedną całość. Malutkie fragmenty, drobne i poważne wydarzenia
układają się w przekonujący obraz ówczesnej Ameryki.
Bezduszny kapitalizm, szybkie kariery, wszechobecny rasizm, skandale, zdrady, radości, smutki. I odkrycia. Technologia rozwijała się w szalonym tempie, a ludzie pokroju Tesli czy Edisona byli u szczytu sławy. Doctorow zaludnił karty swej powieści wieloma autentycznymi postaciami: bardzo dobrze poznamy Harry’ego Houdiniego (świetny, psychologiczny portret!), pojawią się także: multimilioner JP Morgan, samochodowy potentat Henry Ford, prezydenci (Roosevelt, Wilson, Taft), podróżnik i domniemany zdobywca Bieguna Północnego – Robert Peary, femme fatale tamtych czasów – Evelyn Nesbit, anarchistka Emma Goldman, odkrywca Thomas Alva Edison, a także masa mniej znanych postaci jak np. Luther Burbank (amerykański przyrodnik, zainspirowany teoriami Darwina, wyhodował ponad 800 gatunków roślin, m.in. kaktusa bez kolców czy połączenie śliwki i moreli).
Harry Houdini w Bostonie, 1908 rok. Za chwilę zeskoczy do wody z mostu Harvard Bridge. I wypłynie, jak zawsze. (źródło: domena publiczna) |
Ciekawostka: pojawia się też wzmianka o Einsteinie, chociaż jego nazwisko nie pada:
Pewien żydowski profesor z Zurychu ogłosił
pracę, w której udowadniał, że przestrzeń jest zakrzywiona.
Akcja
książki toczy się na przestrzeni (niekoniecznie zakrzywionej) pierwszych kilkunastu lat XX wieku. Fabułę
stanowią 4 główne wątki, które wzajemnie się przeplatają, często w kompletnie
zaskakujący sposób. Śledzimy więc losy żyjących w ubóstwie imigrantów: ojca
oraz jego młodziutkiej córki, historię amerykańskiej rodziny z New Rochelle,
gdzie ojciec prowadzi fabrykę fajerwerków, a jego szwagier nieszczęśliwie
zakochuje się w słynnej Evelyn Nesbit. Szwagier jest dziwakiem, ojciec wyrusza
na Biegun, a matka musi sobie ze wszystkim radzić. W domu mieszkał również dziadek.
Był to bardzo chudy i przygarbiony starzec. Zalatywało od niego pleśnią, prawdopodobnie dlatego, że miał tylko kilka ubrań i z zasady nie kupował ani nie pozwalał kupować sobie nowych. Stale łzawiły mu oczy. Siedział całymi dniami w bawialni i opowiadał chłopcu bajki Owidiusza. Były to opowieści o metamorfozach ludzi, (…) kobiety przybierały postać słoneczników, pająków, nietoperzy albo ptaków, mężczyźni – węży, świń, kamieni a nawet powietrza.
Jednym
z głównych bohaterów Ragtime jest też
Coalhouse Walker – czarnoskóry muzyk, któremu strażacy (biali) płatają figla,
każąc płacić za przejazd drogą publiczną, a gdy ten idzie poskarżyć się
policjantowi, demolują jego ręcznie zdobionego Forda. Walker nie poddaje się
szykanom i wybiera nietypowy, bezkompromisowy sposób walki o swoje prawa. Pogoń
Walkera za sprawiedliwością staje się zresztą później główną osią fabuły. Scena,
w której Coalhouse Walker wolnym krokiem otwiera drzwi i opuszcza Bibliotekę JP
Morgana, zostanie mi w pamięci na długo. Nie mogę zdradzić więcej, by nie
popsuć lektury. Doctorow, na szczęście, unika taniego moralizatorstwa; zręcznie
ukrywa istotne tematy i bolączki społeczne pod zwartą i ciekawą fabułą, którą
śledziłem z zapartym tchem.
Okładka płyty Scotta Joplina, giganta reagtime'u. (źródło: www.amazon.com) |
Ragtime nieprzypadkowo nawiązuje tytułem
do muzycznych kompozycji zwanych potocznie ragami, które święciły triumfy w
Ameryce na początku XX wieku. Skoczna, taneczna melodia o synkopowanym rytmie,
wygrywana zazwyczaj na pianinie. Najsłynniejszy chyba rag to The Entertainer Scotta Joplina – komu
tytuł nic nie mówi, niech odpali na Youtube. Ragtime pojawia się w książce wraz
z postacią Coalhouse Walkera.
I
wierzcie lub nie, ale książka Doctorowa pulsuje w rytm tych ragów sprzed 100
lat. Zmiany metrum, pozornie poszarpane wątki, parcie naprzód, a na końcu
wszystko i tak splata się w jedną, zgrabną całość. Dla mnie, miłośnika muzyki,
niesamowicie ciekawym przeżyciem była lektura książki zbudowanej na zasadzie
muzycznej kompozycji. Autorowi należy się za to dodatkowa porcja braw. [aplauz]
Warto
wspomnieć, iż na podstawie powieści Doctorowa, Miloš Forman nakręcił film o tym
samym tytule. Powstały w 1981 roku Ragtime
zdobył aż 8 nominacji do Oskara.
E.L. Doctorow we własnej osobie. (źródło: The Paris Review) |
Dobrze,
nadeszła pora na podsumowanie. Co zawarł Doctorow w Ragtime?
Świetnie
poprowadzoną fabułę, dobrze naszkicowane postacie, zręczną mieszankę fikcji i faktów.
Ragtime to 2 w 1: świetna rozrywka, a
przy tym książka, która zmusza do zastanowienia i wzbudza emocje.
Moi
Drodzy, czego chcieć więcej?
PS.
W Ragtime nie ma ani jednego dialogu.
Serio!
Jestem w trakcie czytania. Wydanie z 1983 roku. W pewnym momencie uświadomiłem sobie z jaką radością komuniści wydali tę książkę. Przecież to krytyka jak z kart prac Marksa i Lenina.
OdpowiedzUsuńOdkryłem Doctorowa przypadkiem, dzieki tłumaczce, Mirze Michałowskiej, autorce między innymi scenariusza do serialu "Wojna domowa". Ją też odkryłem przypadkiem, przy okazji przeglądania archiwalnego rocznika przekroju z lat 50. Na ten wpis też trafiłem przypadkiem, bawiąc sie sztuczną inteligencją Google. Poleciłem mu rozpoznać okładkę ksiazki, o ktorej piszesz ��.
Wszystko to wygląda tak jak w "Ragtime". Splot okoliczności i przypadków.
Nie czyta mi sie łatwo, właśnie ze względu na brak
dialogów, ale tak jak piszesz, obserwacje i analizy autora są bezcenne.
...ciekawe zatem, czy rocznik "Przekroju" z lat 50. też trafił do Ciebie przypadkowo :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie skończyłem "Dzienniki gwiazdowe" Lema, gdzie w ostatnim opowiadaniu główny bohater stawia tezę, iż los i ewolucja są determinowane przez przypadek i błędy. Fakt, że trafiłeś na moją stronę, zdaje się to potwierdzać.
Życząc miłej niedzieli, dziękuję za poświęcony czas na zostawienie komentarza.