GEORG HEYM - Sekcja [recenzja #34]
Zgniły uśmiech samotności.
***
OCENA:
Georg
Heym urodził się w Jeleniej Górze w 1887 roku, przez kilka lat mieszkał i uczył
się w Gnieźnie. Naukę w gimnazjum kontynuował w Poznaniu, a następnie w
Berlinie. W 1905 roku został wydalony z gimnazjum z racji na słabe oceny oraz liczne
uczniowskie wybryki. Zmarł tragicznie w 1912 roku; utonął w na wpół
zamarzniętej rzece Haweli, próbując ratować swego przyjaciela, Ernsta Balcke.
Pisywał głównie wiersze: jego spuścizna liczy ok. 250 liryków. Jeśli chodzi o prozę, pozostawił po sobie niewiele: Dichtungen und Schriften z 1962 roku oraz jedna ledwie kolekcja opowiadań, wydana pośmiertnie w 1913 roku. Der Dieb (Złodziej), bo o niej mowa, zawiera 7 opowiadań, z których 4 znalazły się w recenzowanym zbiorku.
Jelenia Góra, ul. Grabowskiego 2. Dom, w którym urodził się Heym. (źródło: Google Maps) |
Heyma fascynuje to, co nietuzinkowe, przerażające i odrzucone. A najbardziej śmierć. W swoich pismach i dziennikach nieraz wspominał o swojej śmierci, topielcach i wodzie… Prorocze słowa – można rzec, że poniekąd przewidział okoliczności własnego zgonu… Arlene Elizabeth Sture w swojej pracy magisterskiej dotyczącej twórczości Heyma stawia tezę, iż taka a nie inna tematyka twórczości niemieckiego ekspresjonisty jest odbiciem jego życia prywatnego, pełnego rozczarowań, osamotnienia i braku akceptacji. Mogło tak być w istocie: problemy ze znalezieniem odpowiedniego zawodu, porażki na gruncie miłosnym, konflikt z rodzicami, musiały mieć wpływ na takie, a nie inne postrzeganie świata. Opisując wyrzutków i zapomnianych, Heym oswajał własną depresję. (LINK , s. 2)
Młody Heym gra na akordeonie. (źródło: www.whipart.it) |
Świetnie widać to w najlepszym opowiadaniu zbioru – Jonatan, opisującym historię młodego chłopaka, leżącego w ciemnym szpitalu gdzieś w Hamburgu. Poczucie osamotnienia i wyczuwalna niemal bliskość śmierci przytłaczają go, a po amputacji nóg, majestat i chłód szpitalnej sali staje się nie do zniesienia. W tym momencie uwidacznia się kunszt Heyma, który niezwykle sugestywnie opisuje przeżycia bohatera. I choć nie jest to typowa opowieść grozy, momentami miałem ciarki na plecach.
Wszędzie docierał straszliwy krzyk Jonatana i odbijał się echem, które budziło śpiących, wyrywając ich z wymęczonego snu. Chorym na raka, którzy ledwie co zasnęli, znów zaczęła cieknąć biała ropa wprost do jelit, potępieńcom zaś znów zaczęły odpadać, wolniutko, kawałek po kawałku, zgniłe kości, a tym, którym nowotwór rozrastał się wprost na głowie, zaczynał wyżerać od środka ich nosy, szczęki, oczy, wypijał ich całych i pozostawiał na twarzach ogromne śmierdzące dziury, wielkie leje, pełne żółtej, gnijącej materii.
Oprócz
nieuchwytnego mistycyzmu i wszechobecnej tajemnicy, zauważyłem w tych
opowiadaniach coś jeszcze; coś, co bardzo mnie zaskoczyło. A mianowicie:
subtelne, podskórne poczucie humoru. Szczególnie widoczne w najkrótszych
historiach, tj. tytułowej Sekcji oraz
w Trumnach. Zakończenie tej drugiej to zaskakująca puenta
godna Czechowa, nie sposób się nie uśmiechnąć. Sekcja natomiast łączy w sobie grozę i makabrę z… ciepłem i
sympatią. Mimo, że bohaterem jest trup, opowiadanie jest, hmm… organiczne. Nie
chcę zdradzać więcej; kto przeczyta, myślę, że zrozumie o co mi chodzi. Obie
miniaturki polecam.
Podobizna Heyma. Robi wrażenie. (źródło: wdr.de) |
Mieszane uczucia wzbudził we mnie Złodziej. Nieco egzaltowany styl i przesadne epatowanie akcentami religijnymi psują odbiór całości, a z drugiej strony – scena pożaru utkwiła mi w pamięci na długo; jest w niej coś złowieszczego…
Wreszcie strażacy znaleźli , w tym ogniu i dymie, zaszytego w kącie mężczyznę, który kucał na jakimś zawiniątku. I trzymał coś wielkiego przed sobą, jakiś obraz, bez oczu i ust, ale oczy starego mężczyzny patrzyły na nich przez te wydrążone otwory, ogromne i dzikie, ukryte za tą maską, jego długi język wystawał przez wydrążone usta z obrazu […]
Gdy ten ich zobaczył tak przebiegających, śmiał się ku swojej rozpaczy, długo jeszcze słyszeli jego głośny, szyderczy śmiech.
Nieco
podobny motyw, związany ściśle z obrazem „Mona Liza” pojawił się wiele lat
później w opowiadaniu Mona Reinaldo
Arenasa. Ciekaw jestem, czy kubański autor inspirował się Heymem… (dla
ciekawych – recenzja świetnej Mony
TUTAJ).
Zbiór poezji Heyma, pozycja dość trudno dostępna. (źródło: domena publiczna) |
Proza Niemca stanowi więc dość unikatowe połączenie – zakorzenionego gdzieś w romantyzmie uniesienia, fascynacji śmiercią, naturalistycznych opisów i klimatu grozy z – tak tak! – poczuciem humoru.
Literacka
twarz Georga Heyma to twarz rozczarowana życiem. Ale jak się dobrze przyjrzeć,
gdzieś w kąciku ust czai się nikły uśmiech. Uśmiech człowieka, nie trupa.
Komentarze
Prześlij komentarz
Jeśli recenzja lub książka wzbudziła w Tobie jakiekolwiek emocje - nie wahaj się, SKOMENTUJ :)