ALEKSANDRA ZELEK, TOMASZ ZELEK - Cień wysokiej przestrzeni [recenzja #27]
Kongres futurologiczny państwa Zelek.
***
OCENA:
Ryzykownie tak sobie debiutować w 2020 roku. Nastroje społeczne nieciekawe, biblioteki zamknięte, pandemia dziesiątkuje ciała i umysły, i z góry wiadomo, że nawet spotkania promocyjnego nie będzie jak zorganizować. Aleksandra i Tomasz Zelek mogą otwierać szampana: nie dość, że wydali książkę, to jeszcze dobrą.
Ironia losu: nie przepadam za historiami sci-fi, a recenzuję kolejną pozycję z tego nurtu. Nie potrafię tego racjonalnie wyjaśnić. A w Cieniu wysokiej przestrzeni racjonalne wyjaśnianie zajmuje wiele stron. To zresztą mój największy zarzut dla autorów: książka momentami przypomina uniwersytecki wykład. Naukowy język, mnóstwo terminów futurystyczno-anglojęzycznych. Akcji jest niewiele… i trudno oprzeć się wrażeniu, że wydarzenia są jedynie pretekstem do prezentacji dyskursów z pogranicza sci-fi, IT, technologii i etyki. Podczas lektury, trudno było mi uwierzyć, że np. Natalia i profesor Haruki naprawdę siedzą w barze Soir Noir, naprawdę rozmawiają - a nie są tylko hologramami poglądów Aleksandry i Tomasza. Równowaga między niewinną przyjemnością czytania a naukowymi wsadami została naruszona, a punkt ciężkości - moim zdaniem - przesunięty w złą stronę. To może zniechęcić. Książka może, a nawet powinna, prowokować do przemyśleń, prezentować pewne idee, ale jeśli robi niewiele ponadto – bardziej nadaje się do magazynu Science, niż na półkę domowej biblioteczki.
Tym
większa szkoda, ponieważ autorzy naprawdę mają talent. Niestety, czytelnik nie
dostaje szansy na polubienie bohaterów
książki, bo ich zachowania, rozwój i losy zostają przytłoczone żargonową
publicystyką.
Tyle
krytyki. Abym i ja nie naruszył recenzyjnej równowagi – płynnie przechodzę do
pozytywnej części. A jest co chwalić. W ogóle nie czuć, że to debiut! Zelkowie
musieli przez lata wykuwać potajemnie swój talent w zaciszu domowym, lub pisać
wcześniej, bo bez problemu naginają słowną bryłę do swoich potrzeb. Gdy opisują
(nieliczne) wydarzenia – intrygują. Gdy wprowadzają nowe postacie – chce się je
poznawać bardziej. To wielka zaleta.
Dialogi
są nie tylko realistyczne (o ile coś może być realistyczne w książce opisującej
przyszłość), ale i zgrabnie napisane. To też trzeba umieć, a przecież nawet
wielu uznanym gwiazdorom rodzimej sceny literackiej dialogi wciąż sprawiają
niemało kłopotu. Pierwszy raz od dawna, nie czułem zażenowania podczas czytania dialogów w książce polskiego autora. Brawo!
Chcę
też wyraźnie zaznaczyć, że Cień wysokiej przestrzeni wymaga dużego skupienia.
Na pierwszej stronie, środkowej i ostatniej – choć szczególnie na początku.
Pierwszych 70 stron to jazda bez trzymanki – co rozdział, to inny wątek, z
innymi bohaterami, inną scenerią. Chwila nieuwagi może zaowocować brakiem
zrozumienia dalszej części lektury. Na szczęście autorzy panują nad wątkami i
umiejętnie nimi żonglują.
Nie
wiem czy to celowy zabieg marketingowy, czy zwykły zbieg okoliczności, ale
książka państwa Zelków ukazała się niedługo przed premierą gry Cyberpunk 2077,
na którą – bez cienia przesady – czekał cały świat.
Wygląda
na to, że obie pozycje mają ze sobą wiele wspólnego: autorska wizja
przyszłości, gdzie sztuczna inteligencja i coraz bardziej inwazyjna technologia
przeplata się z „analogowym”, niemalże przestarzałym człowieczeństwem; w
świecie, w którym technologiczne modyfikacje ciała i różnego rodzaju wszczepy
są na porządku dziennym.
Taki
dobór tematyki stanowi doskonałą okazję do postawienia kilku ważnych pytań. I
autorzy te pytania stawiają. Dokąd zmierza rozwój technologiczny? Gdzie leży granica
między człowiekiem a maszyną i czy kiedyś zatrze się ona całkowicie?
Musimy uznać wyższość SI pod wieloma względami i pozwolić jej swobodnie się rozwijać i ewoluować. Polegać raczej na jej kompetencjach poznawczych, mocy obliczeniowej, ale jednocześnie stosować zasadę ograniczonego zaufania. Wydaje mi się, przynajmniej na razie, że powinniśmy traktować ją jako narzędzie, bardzo skomplikowane, ale jednak narzędzie w rękach człowieka. Jest przecież nadal zależna od ludzkiej woli i intencji. Wolałabym, żebyśmy o zaufaniu mówili bardziej w kontekście osób, które ją tworzą i mają realny wpływ na jej kształt (…).
Podsumowując: Cień wysokiej przestrzeni nie jest pozbawiony wad. Ale
jednocześnie…
… Cień
wysokiej przestrzeni robi wystarczająco wiele, by zostać uznanym za udany
debiut: intryguje dobrym literackim warsztatem i przekonywującymi dialogami; nosi też w sobie jakąś nieuchwytną cyber-tajemnicę. Stawia ważne pytania: bez
infantylizmu, bez epatowania nagością, przekleństwami i krwią. O tą ostatnią
trudno by zresztą było w świecie cyfrowych bytów i nanokerneli.
Jeszcze nie czytałem (książki), ale zastanawia mnie taki mały dysonansik: ML czyli polowanie na ZAPOMNIANE książki... A tu - debiut (już zapomniany?), rok wydania 2020 (recenzja z przyszłości?) i na dodatek sci-fi (jeszcze się nie stało, a już zapomniane?).
OdpowiedzUsuńTo oczywiście takie przekomarzanki :)
Dla zdrowia psychicznego muszę czasem opuścić świat zatęchłych staroci, w przeciwnym razie sam zramolałbym do reszty. Bronię się przed tym rękami i nogami :)
OdpowiedzUsuń