HERBERT GEORGE WELLS - Wojna światów [recenzja #26]
Klasyk, który nie chce się zestarzeć.
***
OCENA:
Jeśli
i Wam termin „klasyk” kojarzy się z nudną, napuszoną literaturą, którą każdy
chciałby znać, ale nikt nie ma ochoty czytać…
Jeśli
i Wam słowo „kanon” kojarzy się z dziełem, które ktoś uznał za ponadczasowe,
ale w sumie nie wiadomo dlaczego, bo od lektury bolą zęby…
…sprawdźcie
Wojnę światów. To książka, która mimo 122 lat na karku, nic nie straciła
ze swej świeżości, nadając prestiżu i właściwego znaczenia definicji klasyka.
Pierwszą ze „spadających gwiazd” zaobserwowano w środku nocy nad Winchester – wysoko na niebie zajaśniała tam ognista smuga, ciągnąca się w kierunku wschodnim. Widziały ją setki ludzi, dla których była najpewniej zwykłym meteorytem.
Ostatnie
lata XIX wieku, Wielka Brytania. Tylko bystrzy obserwatorzy i skrupulatni
astronomowie dostrzegli nagłe rozbłyski światła na powierzchni Marsa. Nie
zwrócono na nie większej uwagi – a szkoda, bowiem wtedy właśnie wystrzelono na Ziemię
dwa pociski, które, jak miało się wkrótce okazać, zmieniły wszystko. Jeden z obiektów
spada (ląduje?) w okolicach Woking. Tłumy gapiów udają się na miejsce, gdzie
napotykają na dziurę w ziemi, wypełnioną ogromnym cylindrem pokrytym
ciemnobrązową, łuskowatą substancją. Wkrótce cylinder podnosi się, a oczom
obserwatorów ukazuje się …
Okładka "Wojny światów" - wydawnictwo Vesper. (zdj. Milczenie Liter) |
Tytuł książki sugeruje zamiary Marsjan, nie będzie więc spojlerem informacja, że dojdzie do starcia. Pewni siebie ludzie kontra obca cywilizacja i nieznana nam technologia. Kto zwycięży? Jak zachowają się ludzie w obliczu zagrożenia? Czy dowiedzą się czegoś nie tylko o marsjańskiej technologii, ale i o sobie? Tego już nie zdradzę. Książka jest krótka i pozostawiła mnie z uczuciem niedosytu.
Wszystko wydarzyło się tak szybko, że mogłem tylko stać bezwładnie, zdumiony i oślepiony błyskami. Gdyby śmierć zatoczyła pełne koło, pewnie i ja nie uszedłbym z życiem. (…) Raptem uświadomiłem sobie, że na tym mrocznym wrzosowisku jestem zupełnie sam – bezsilny i bezbronny. Ogarnął mnie strach.
Nie odkryję
Ameryki pisząc, że Wells świetnie włada piórem. W tematyce fantastycznej /
sci-fi łatwo narazić się na śmieszność, czasem nawet po kilkunastu latach. Tak
szybko zmienia się technologia i dokonują kolejne odkrycia. Idea, która dziś wydaje
się śmiałą i futurystyczną, jutro może przeobrazić się w retro-ciekawostkę. Tymczasem
Wojna światów, wydana w 1898 roku, wciąż frapuje i fascynuje.
Bohater,
anonimowy pisarz-filozof staje się mimowolnym świadkiem i kronikarzem wydarzeń.
Zostaje rozdzielony z żoną, widzi śmierć dziesiątek ludzi , ucieka, próbuje
przetrwać. Gdy trafia do zruinowanego domu, ma okazję obserwowania z bliska przybyszów
z innej planety. Tam poznaje intrygującą postać: wikarego. Znajomość ta rozwija
się w bardzo ciekawy sposób. Duże znaczenie ma także spotkanie z „Człowiekiem z
Puttney”. Ich rozmowa jest kluczowa dla pełnego zrozumienia książki.
Nim nastał świt, marsjański gaz wypełniał już ulice Richmond, a rozkładający się organizm władz państwowych podjął ostatnią próbę przekonania mieszkańców Londynu do natychmiastowej ucieczki.
Lektura
stanie się jeszcze bardziej frapująca, gdy potraktujemy Wojnę światów nie
jako opowieść z zamierzchłych czasów o fikcyjnym zagrożeniu, a jako pytanie
wymierzone w nas samych. A gdybym to ja był bohaterem książki, co bym zrobił? Czy atak obcej cywilizacji
wzbudziłby we mnie chęć obrony własnej planety? Jak potraktowałbym
doniesienia prasowe na ten temat?
Zróbmy
więc mały eksperyment. Na Onecie zauważasz krzykliwy nagłówek: „Marsjanie atakują
Syberię”. Przeczuwasz tanią sensację, ale wiedziony ciekawością wchodzisz.
Dowiadujesz się o niepotwierdzonych doniesieniach na temat lądowania obcego
obiektu na Syberii. Pierwsza myśl? Żart, plotka, kłamstwo, tudzież manipulacja
polityczna. Być może spisek lub wina Tuska. Czy w zalewie informacji współczesnego świata,
kłamliwych nagłówków i naciąganych teorii spiskowych, bylibyśmy w stanie
uwierzyć w takie doniesienie? W wiadomość, która przeczy ustalonemu porządkowi
rzeczy?
Sfabrykowana notka z portalu Onet.pl (autor: Milczenie Liter) |
To jedne z wielu pytań, jakie stawia Wells. Nie wprost, ale ukradkiem, między wierszami. Tuż po zakończeniu lektury (bardzo przyjemnej zresztą), natychmiast wyskoczyły i osaczyły mnie. I bardzo dobrze! Na tym chyba polega bycie klasykiem. Nie tylko dawać przyjemność. Nie tylko stawiać pytania i prowokować do przemyśleń. Nie tylko prezentować bardzo dobry warsztat literacki. Klasyk musi robić to wszystko jednocześnie. Wojna światów to robi.
[…] Przez cały dzień dziesiąty leżałem dalej w nieprzeniknionej ciemności, przysypany węglem i drzewem. Nie odważyłem się nawet ugasić pragnienia, które coraz bardziej mi doskwierało. I dopiero jedenastego dnia postanowiłem opuścić swój azyl.
Wydawnictwo
Vesper, jak zawsze, zadbało o każdy szczegół. Twarda okładka, staranna szata
graficzna, zakładka…brakowało mi jedynie konkretnego posłowia. Ilustracje
brazylijskiego twórcy Alvima Corrêi to małe dzieła sztuki. Przed laty Corrêa
przybył z Brazylii do Londynu specjalnie po to, by pokazać je Wellsowi.
Brytyjczyk zachwycił się nimi i od razu zaproponował grafikowi zilustrowanie nadchodzącego
belgijskiego wydania Wojny światów. Podobno po jego śmierci, Wells powiedział:
„Corrêa zrobił więcej dla mojej książki pędzlem, niż ja piórem”.
(wybór: Milczenie Liter, źródło: www.publicdomainreview.org)
Wojna
światów jest więc klasykiem pełną gębą, klasykiem który nawet dzisiaj robi
wrażenie, wciąż zmusza do zastanowienia i stawia pytania. Moim zdaniem, dzieło
Wellsa powinno trafić na listę obowiązkowych lektur w szkołach średnich. Ja poznałem
je dopiero sam będąc w wieku średnim. Nie powtórzcie tego błędu.
Usłyszawszy krakanie, spojrzałem w górę, by zobaczyć gigantyczną machinę bojową, która nigdy już więcej do boju stanąć nie miała. Jej kabina sterownicza spoczywała na samym wierzchołku Primrose Hill, a wypełniały ją zakrwawione strzępy mięsa, stanowiące teraz pożywkę dla głodnych ptaków.
1. Ilustracje
Alvima Corrêi można obejrzeć tutaj.
2. Strona wydawnictwa Vesper: tutaj.
Nie powtórzyłem błędu Autora. Zrobiłem większy. Poznałem tę książkę dopiero w wieku podeszłym.
OdpowiedzUsuńMoże jednak to nie był aż tak duży błąd? Odczytałem ją chyba inaczej (pełniej?) niżbym to był uczynił młokosem będąc.
No i mnie urzekło zakończenie: najdziwniejsze w tych niesamowitych i strasznych wydarzeniach było to, że... :)