ROBERT AICKMAN - Ukryty pokój. Opowieści osobliwe i makabryczne [recenzja #23]
Jak przyjemnie odczuwać niepokój.
Rodzynek ze świata literatury grozy
http://mojkajecik.pl/index.php/2019/09/12/robert-aickman-ukryty-pokoj-recenzja/
Świetny zbiór opowiadań weird fiction, z którym powinien zapoznać się każdy miłośnik tego gatunku.
https://fantasmarium.com/2019/09/11/ukryty-pokoj-robert-aickman-klasyka-weird-fiction/
...napisane w bardzo klasycznym stylu, nawiązującym do najlepszych przedstawicieli gatunku z przełomu wieków.
http://plejbekpisze.blogspot.com/2019/07/ukryty-pokoj-opowiesci-osobliwe-i.html
Idealny materiał na creepy scenariusz filmu.
http://mniejniz0minirecenzje.blogspot.com/2019/12/ukryty-pokoj-opowiesci-osobliwe-i.html
Doprawdy, wyzwaniem
staje się znalezienie recenzji, w której Aickman nie jest chwalony. Budzi to z
jednej strony zainteresowanie, a z drugiej zrodzony z przekory sprzeciw.
Aickman to, Aickman tamto, powinno się, warto, trzeba, koniecznie…
Padło i na mnie.
Robert Aickman we własnej osobie. Co stoi za jego prawym ramieniem?
(źródło: National Portrait Gallery)
Do
ręki dostajemy 8 opowiadań oraz świetny wstęp, który – gdyby sam był
opowiadaniem – nie obniżyłby poziomu całości. Chciałem podejść do
Aickmana z czystą kartą, ale nie dało się. Oczekując solidnej dawki niepokoju i
dziwności, zawiesiłem więc poprzeczkę (dość wysoko), umościłem się na łóżku, po czym
przystąpiłem do lektury. A ta… nie zaskoczyła. Co wcale nie znaczy, że było źle.
Od
razu w pierwszym opowiadaniu padamy ofiarą niesamowitej aury wytworzonej przez
angielskiego pisarza. Wrzosowiska, nieuchwytne ale przewijające się na drugim
planie pociągi, pustka, a spotkani po drodze nieliczni ludzie – dziwni.
Nie
na darmo twórczość Aickmana zaliczana jest do nurtu tzw. weird fiction, gdyż
właśnie ta dziwność, specyficzność i anormalność stanowią fundament historii. Pozornie wszystko się zgadza: bohaterami opowiadań są ludzie, nie
potwory. Są dialogi, zdobycze cywilizacji (pociągi, telefony, samochody –
nawiasem mówiąc, zazwyczaj popsute, itp.), akcja nie zawsze dzieje się na
pustkowiach („Dzwony”, „Miecze”). W tryby tej pozornej normalności Aickman,
niemal niezauważalnie, sadzi ziarno niepokoju. W miarę lektury, kiełkuje ono,
potrafiąc przyprawić o dreszcze nawet wprawionego czytelnika. Niepokój jest
namacalny, można go wręcz dotknąć. Szczególnie, gdy zadajemy sobie pytania: co
się znajduje w „Ukrytym pokoju” w domku dla lalek? Dlaczego w mieście cały czas
biją „Dzwony”? Co się dzieje w zapuszczonej budzie, wciśniętej w róg obwoźnego
wesołego miasteczka? Oto właśnie chytry i genialny w swej prostocie plan
Aickmana: on tworzy scenerię opowiadania, ale to my sami, zauważając kolejne
aberracje, zapędzamy się w kozi róg. Zaczynamy analizować, zadawać pytania, na
które zazwyczaj nie znajdujemy satysfakcjonującej odpowiedzi. W efekcie,
zaczynamy się czuć nieswojo.
Może
więc zakończenie wszystko wyjaśni? – zapyta ktoś. Próżne nadzieje. Zakończenia
w „Ukrytym pokoju” są zazwyczaj mało konkretne. Doprowadzają historię do
pewnego momentu i pozostawiają czytelnika z poczuciem dyskomfortu i niedosytu.
Do mety trzeba już dojść samemu. Z pewnością nie każdemu takie podejście
przypadnie do gustu, mnie się ono bardzo podoba. Dzięki temu zabiegowi Aickman
angażuje czytelników w swoje opowieści, którzy najpierw stają się ich częścią,
by następnie wejść w rolę autora, próbując doprowadzić urwane wątki do końca.
Rozwiązanie te sprawdza się świetnie w większości opowiadań („Pociągi”,
„Hospicjum”, czy „Dzwony”, gdzie brytyjski pisarz daje nawet pewną wskazówkę co
do interpretacji). Czasem jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że autor poszedł
na łatwiznę, a zakończenia opowiadań „Ten sam pies”, czy „Miecze”, nie
przekonują mnie w ogóle.
„Miecze”
to w ogóle ciekawy przypadek: świetnie rozwijające się opowiadanie, które w
drugiej części zawodzi i traci swój impet. Szkoda.
Z 8
opowieści zamieszczonych w zbiorze, 5 prezentuje naprawdę wysoki poziom. Są to:
5.
Ukryty pokój
Lato
1921 roku. Lene obchodzi urodziny, ale pech chciał, że podczas podróży z
rodzicami i starszym bratem Constantinem, ich samochód psuje się. Holowani
przez tajemniczego nieznajomego, trafiają do pewnego miasteczka. Ich uwagę
skupia sklepik z zabawkami i rupieciami. Lena upatruje sobie duży domek dla lalek. Udaje się go kupić,
chociaż właściciel sklepu wyraźnie nie chciał sprzedawać domku. Lalki są
szkaradne, niektóre zwrócone plecami do okien domku, więc nie widać nawet ich
twarzy. Wkrótce Constantin przypadkiem odkrywa, że domek kryje w sobie ukryty
pokój…
4.
Jaka zimna rączka
Edmund
St. Jude, wcześniej mieszkający z ciotką, przeprowadza się. Wśród natłoku
problemów i spraw do rozwiązania, wkrótce na czoło wysuwa się niepozorny, zdawałoby się, incydent. Głuchy telefon. O różnych porach dnia i nocy dzwoni do
Edmunda, co nie wygląda na przypadek. Początkowo po drugiej stronie słuchawki
panuje cisza, ale wkrótce pojawi się i głos. Edmund nie spodziewa się, że jego
życie zmieni się diametralnie…
Ilustracja Johna Kenna Mortensena (źródło: books.hyraxia.com) |
3. Pociągi
Mimi
i Margaret wybrały się na wędrówkę po opuszczonych angielskich wrzosowiskach.
Mozolna wędrówka, przeplatana przez przejeżdżające nieopodal pociągi doprowadza
je do pensjonatu w Cichej Dolinie.
„Co
jest nie tak z tą doliną? – nalegała Mimi.
W
odczuciu Margaret w jej głosie pobrzmiewało zbyt duże napięcie.
-
Nic, dopóki tu jesteś, siostro. Zupełnie nic”.
Za
Cichą doliną znajduje się dzicz, w której jest tylko jeden dom: mieszka w nim
panna Roper. Podobno za każdym razem, gdy przejeżdża pociąg, ktoś wychyla się z
okna i macha do maszynisty. I tak już od lat. Margaret i Mimi wybierają się
oczywiście do domu panny Roper. Jestem przekonany, że nie spodziewają się tego,
jak potoczą się ich losy. Niepokojące, świetne opowiadanie.
2. Hospicjum
Lucas
Maybury wraca z firmy do domu. Wbrew sobie, decyduje się zjechać z utartej
trasy i skorzystać ze skrótu. Samochód się psuje a w zapadającym zmroku Maybury
trafia do nieznanego mu Hospicjum, znajdującemu się gdzieś na obrzeżach miasta.
Miła obsługa kontrastuje z dziwnie niskimi sufitami i przesadnym upałem
panującym w środku. Podczas posiłku Maybury zauważa, że pozostali goście
hospicjum są dziwnie ospali. Obślinieni, załzawieni i niemalże pozbawieni
włosów. Poza tym, skąd kierownik sali zna jego nazwisko?
Patrząc pod nogi, ostrożnie przestępował nad leżącymi na podłodze resztkami. Wtedy jego uwagę zwróciła rzecz nad wyraz niezwykła. Wzdłuż stołu, zaledwie kilka cali powyżej podłogi, przez środek biegła listwa. Do niej, łańcuchem pętającym lewą kostkę, przykuty był jeden z mężczyzn.
…
1.
Dzwony
Podróżujący
nowożeńcy trafiają do niewielkiego miasteczka Holihaven. Udają się do hotelu
„Pod dzwonem”, klucząc wąskimi, ciemnymi uliczkami. Ich uwadze nie uszedł fakt,
iż na ulicach nie było żywej duszy. W hotelu podobnie: właścicielka, Hilda
Pascoe, jest dziwnie nerwowa. Oprócz nich, jedynym mieszkańcem hotelu jest
stały lokator, komendant Shotcroft. Do tego nieustannie biją dzwony. Phrynne i
jej mąż – a czytelnik wraz z nimi – wyczuwają unoszącą się nad miastem,
przytłaczającą aurę zła i niepokoju. Coś się wydarzy, coś się musi dokonać. I
rzeczywiście…
Wyśmienita
opowieść. Jej rytm wyznacza bicie dzwonów, bezlitośnie potęgując poczucie
dyskomfortu w czytelniku i to w równych interwałach.
Wspomnieć
jeszcze muszę o wydaniu książki. Zasługuje ono na pochwałę, choć nie jest
idealnie. Okładka, oprawa graficzna – wszystko na poziomie. Papier pachnie, jak
należy (nie mówcie, że nie ma to dla Was znaczenia!), wstęp Tomasza
Chyrzyńskiego świetny – nie tylko podaje garść cennych informacji, ale powoduje
nieodpartą chęć zagłębienia się w lekturę. Niestety, są też minusy. Tłumaczenie
w niektórych miejscach nie przekonuje (by nie rzec: kuleje), organizacja
przypisów również budzi zastrzeżenia – natłok gwiazdek wygląda momentami wręcz komicznie,
nie rozumiem dlaczego nie zastosowano zwykłej numeracji.
Przypisy w sam raz na Gwiazdkę. |
W niczym nie przeszkadza to jednak w odbiorze tej świetnej pozycji, którą serdecznie polecam wszystkim miłośnikom osobliwości. Tym samym, dołączyłem do pochwalnego klubu piewców talentu Roberta Aickmana:
Robert Aickman uczy, jak odczuwać przyjemność z poczucia dyskomfortu i niepokoju. Dzięki swemu warsztatowi oraz niezwykłym pomysłom na poprowadzenie akcji, cel swój osiąga bez wysiłku. Doprawdy, nie trzeba hektolitrów krwi i zastępu piekielnych stworów, by przestraszyć czytelnika. Tak potrafią tylko najlepsi.
Komentarze
Prześlij komentarz
Jeśli recenzja lub książka wzbudziła w Tobie jakiekolwiek emocje - nie wahaj się, SKOMENTUJ :)