STANISŁAW PRZYBYSZEWSKI - Krzyk [recenzja #11]
Oryginalna forma, oryginalna treść = książka nie dla szaraków.
Sam Przybyszewski to materiał na osobny artykuł. Oryginał, eksperymentator, morfinista, oskarżany o m.in. o satanizm, a w pewnym momencie życia pracujący jako cenzor na poznańskiej poczcie. Uwikłany w trudne relacje z chorobliwie zazdrosną żoną Jadwigą oraz córką Stanisławą, która, początkowo zafascynowana ojcem, później wyparła się go.
Nad Krzykiem – uznawanym powszechnie za jego dzieło życia - pracował od 1914 roku, a książka ukazała się pod koniec 1917 roku.
Stanisław Przybyszewski (źródło: Kurjer Zachodni, nr 41 z 1927 r.) |
Ostrzegam, że jest to lektura bardzo nietypowa, rzec można nieprzystająca do kanonów współczesnej literatury. Pisana w napuszonym, barokowym stylu (zdecydowanie przesadnym), z licznymi powtórzeniami i parafrazami. Poniżej próbka, gdzie Przybyszewski w nieco kiczowaty sposób przekracza granice językowej ornamentyki:
„Zgłuchła zwycięska fanfara barw, słyszał tylko jarmarczne krzykactwo, widział jaskrawą arlekinadę najpodlejszego gatunku, kłuła i raniła jego oczy skrzecząca, ochrypła, pijana kakofonia opętanych farb, jakie na szyldach podmiejskich knajp widywał”.
Przybyszewski zamiast na wartką akcję, kładzie nacisk na to co dzieje się wewnątrz bohatera. Szczątkowa fabuła i przerysowane dialogi są tylko tłem dla majaków i monologów Gasztowta. Brzmi to może niezbyt zachęcająco, ale wierzcie mi: jeśli tylko przyzwyczaicie się do stylu Przybyszewskiego, otrzymacie bilet na unikatową podróż w głąb człowieka, jego marzeń, fobii i zwidów.
Bohaterem Krzyku jest artysta-malarz Gasztowt. Mieszka w skromnym mieszkanku i jak na artystę przystało, klepie biedę i cierpi na chroniczny głód. Jest zafascynowany ulicą: nie typową, miejską ulicą z centrum miasta, ale uliczką z obrzeży, pełną brudu, niechlujstwa, podejrzliwych spojrzeń i tajemniczych typów. Takim miejscem jest np. Gospoda pod Rysiem, gdzie Gasztowt często przebywa i obserwuje. Pewnego dnia słyszy przerażający krzyk i widzi kobietę rzucającą się z mostu w nurt rzeki. Rzuca się na ratunek, udaje mu się uratować tajemniczą nieznajomą, co staje się początkiem jego obsesji. Gasztowt postanawia zrobić coś, czego nie zrobił wcześniej nikt – namalować krzyk, ten skowyt dobiegający z trzewi ulicy. W tym celu śledzi i nastręcza się nieznajomej, chcąc na niej wymusić powtórzenie owego tytułowego krzyku. Obsesja, wraz z narastającym głodem, powodują halucynacje, Gasztowt spotyka i rozmawia ze swym sobowtórem, Werychą, trafia do domu bez wyjścia, gdzie prześladuje go wizja ogromnego i ohydnego Stonoga, spotyka tajemniczego dorożkarza-grajka…
Zakończenia oczywiście nie zdradzę, ale nie ulega dla mnie wątpliwości jedno: Przybyszewski potrafi wyczarować niepokojącą aurę i nastrój grozy. Przykład:
„Teraz Gasztowt cofnął się zdumiony: poznał nagle w grajku wczorajszego dorożkarza.- Czego pan chce? – mruknął tamten. Gasztowt przecierał czoło. – A! Pan pewno chce płacić za dorożkę? – Machnął ręką. – Bagatela!Gasztowt zadrżał. Ta twarz się nie śmiała. Przeciwnie – była bardzo zimna, ale nigdy przedtem nie widział, by jakaś twarz takim szyderczym szatańskim śmiechem rozłunić się mogła. Widział dokładnie, jak drgała skurczem dławionego śmiechu. Żółta skóra, w która policzki jakby były upięte w ciasną rękawiczkę, marszczyła się złym, nienawistnym chichotem, a z oczu, które wyglądały jak dwie szybki z niebieskiej polerowanej stali, biła łuna jadowitego szyderstwa”.
Zgrzeszyłbym, nie wspominając o wydaniu książki. Młode stażem, ale intrygujące wydawnictwo Golem wpadło na świetny pomysł, by standardowy model drukowanej książki nieco urozmaicić. W efekcie otrzymujemy szereg kreatywnych zabiegów typograficznych jak np. czarne strony z białymi literami, blaknący druk w momencie, gdy Gasztowt ślepnie, rozdwojone litery, wytłuszczone fragmenty zdań, czy Stonoga, pojawiającego się tu i ówdzie. Co najważniejsze: zabiegi te spełniają swój cel i pozwalają lepiej się wczuć w świat Gasztowta, a w zasadzie wprowadzają nas do jego wnętrza. Nie chcę tutaj popadać w tani patos, ale muszę przyklasnąć Golemowi. To już nie jest samo czytanie, to zaczątek literatury 3D. Żeby nie przesłodzić: wybór czcionki był momentami dyskusyjny, brakowało mi też sznureczka, którym mógłbym zaznaczyć interesującą mnie stronę. Czerwony lub czarny pasowałby idealnie.
Kreatywne podejście do druku wydawnictwa Golem |
W bonusie dostajemy dodatkowe opowiadanie Przybyszewskiego – Willa artysty – będące wigilijną i poczciwą wariacją na temat Krzyku, (niektóre zdania są nawet identyczne), a także interesujące posłowie.
Pozostaje żywić nadzieję, że Wydawnictwo Golem będzie się nadal rozwijać i wprowadzać na rynek kolejne tyle wartościowe i zapomniane dzieła.
A sam Krzyk? Polecam serdecznie wszelkim dziwakom, eksperymentatorom i mrocznym duszom, a także wszystkim czytelnikom otwartym na inne pisanie.
Komentarze
Prześlij komentarz
Jeśli recenzja lub książka wzbudziła w Tobie jakiekolwiek emocje - nie wahaj się, SKOMENTUJ :)